Piwnice winiarskie to sztos nad sztosy!
- Wcześniej myślałem o Winobraniu, ale w końcu zdecydowałem się na Dni Otwartych Piwnic Winiarskich. Przyjechali ze mną również znajomi. Nie żałujemy. To wyjątkowe wydarzenie - opowiadał turysta ze Śląska. W piątek, „uzbrojeni” w okolicznościowe zielone zawieszki (w środku kieliszek, kupon degustacyjny, miniprzewodnik i plan z lokalizacją piwnic) z uśmiechem spoglądali na inne grupki podobnie oznakowane.
- Przyjechali państwo ze Śląska? Mamy turystów z całego kraju. Bardzo dużo ludzi. Zapowiada się rekordowa impreza. Jak odbieracie nasze piwnice? - spotkany na ul. Jedności Szymon Płóciennik, dziennikarz lokalnej „Gazety Wyborczej” i jeden ze współorganizatorów Dni Otwartych zaraz zbiera opinie.
- Piwnice robią niesamowite wrażenie. Wina są na dobrym poziomie - usłyszał w odpowiedzi.
Dni Otwartych Piwnic Winiarskich to cykliczna impreza zorganizowana przy wsparciu finansowym miasta w ramach obchodów jubileuszu 800-lecia powstania miasta i 700-lecia uzyskania praw miejskich. Trwały od czwartku, 8 czerwca do niedzieli, 12 czerwca.
Organizatorzy - Fundacja Tłocznia - tradycyjnie wystawili mapę, na której goście mogli przypinać pinezki, zaznaczając skąd przyjechali. Królował Gdańsk. Dużo gości było z Warszawy, Poznania, Szczecina i Wrocławia. Pojawili się sąsiedzi z Berlina.
- Mieliśmy rekordową liczbę otwartych piwnic - 23 i rekordową liczbę winiarzy - prezentowały się 32 winnice. Do tego bardzo dużo kameralnych imprez towarzyszących - wyliczał zadowolony Bartłomiej Gruszka, prezes Fundacji Tłocznia. - Sprzedaliśmy też rekordową liczbę karnetów - 1,6 tys. Z naszych obserwacji wynika, że zazwyczaj służy on dwóm osobom. To oznacza, że w ten sposób obsłużyliśmy ok. 3-3,5 tys. zwiedzających. Ile osób zwiedzało piwnice bez karnetu, tego nie wie nikt, ale chwilami robiło się tłoczno.
Zwłaszcza jeżeli w piwnicy odbywał się koncert lub pokaz. Na przykład podczas sobotniej prezentacji filmu „TO BE” o alpiniście Krzysztofie Wielickim, główna hala piwnicy Ernsta Mühle przy Parku Sowińskiego wypełniła się po brzegi. Wszystkie krzesła były zajęte. Chętni siedzieli na podłodze lub stali z tyłu w mniejszej piwnicy. Zachwycony imprezą K. Wielicki zapowiedział, że przyjedzie na Winobranie.
Zadowolony był również Filip Springer, pisarz, reportażysta i fotoreporter, który w czwartek miał spotkanie autorskie w Zajeździe Pocztowym. Po nim napisał na Facebooku: - To był udany dzień w Grünbergu. Jeśli jeszcze nie macie planów na najbliższe dni, koniecznie odwiedźcie Dni Otwartych Piwnic Winiarskich, gdyż jest to sztos nad sztosy!
Podobnego zdania była pani Joanna. - Jestem zielonogórzanką i nie zdawałam sobie sprawy, że dosłownie pod nogami mamy coś tak niesamowitego i bardzo charakterystycznego dla Zielonej Góry - opowiadała. - Wino, winnice i piwnice. W innych miastach tego nie ma. To nasz wyróżnik.
Tymczasem goście ze Śląska po kilku godzinach spaceru i degustacji win odwiedzili dopiero połowę piwnic. - Jestem zachwycona. To niesamowita, niepowtarzalna, oryginalna impreza. O, widzę stoisko winnicy Kinga - cieszyła się pani Ania, która pracuje w jednej z firm turystycznych w Katowicach. - W naszych ofertach przewija się właśnie winnica Kinga i winnica Miłosz.
Była bardzo zadowolona, bo podczas spaceru zrobiła sobie selfie z Krzysztofem Federowiczem, właścicielem winnicy Miłosz. - Zapraszam do piwnicy przy ul. Wodnej oraz do mnie na winnicę - zachęcał winiarz.
Organizatorzy zapraszają na kolejne Dni Otwartych Piwnic Winiarskich - w czerwcu przyszłego roku. Impreza już zdobyła ogólnopolską markę.
(tc)