Zielonogórski rok w sporcie. Jaki był?
Taki był w olbrzymim skrócie kończący się rok dla naszych sportowców. Co jeszcze zwróciło naszą uwagę? Przy okrągłym stole o lokalnym sporcie rozmawiali dziennikarze: Andrzej Flügel, Andrzej Loch (TVP3 Gorzów Wlkp.), Maciej Noskowicz (Canal+ i Radio Index) oraz Marcin Krzywicki.
Marcin Krzywicki: - Panowie, spotykamy się w dziennikarskim gronie, aby podsumować kończący się rok w zielonogórskim sporcie. Jaki on był waszym zdaniem?
Andrzej Flügel: - Średni rok za nami albo nawet słaby. Regres w grach zespołowych. Lechia obroniła III ligę, Zastal piąty w ubiegłym sezonie. Piłkarze ręczni w środku trzeciego szczebla rozgrywek, siatkówki męskiej w ogóle już nie ma. Ping-pongiści uratowali temat, bo w przeciwieństwie do Falubazu awansowali do najwyższej ligi. Tam sobie fajnie radzą. Indywidualnie też nie było spektakularnych wyczynów. Chyba tylko kickbokserzy idą na fali zwycięstw
Andrzej Loch: - Zależy, z jakiej perspektywy na to wszystko patrzymy. Gdy ja zaczynałem karierę dziennikarską, to klubem ekstraklasowym byli tylko wspomniani ping-pongiści. W koszykówce marzyliśmy o play-offach w I lidze. Siatkarze, piłkarze ręczni byli gdzieś z boku. Żużel balansował między elitą, a drugim szczeblem. Ja patrzę pod innym kątem na ten rok. Czy jest jakikolwiek krok do przodu? Bo my nie musimy dziś zdobywać mistrzowskiego tytułu, jeśli widzimy, że dany klub się rozwija i że tytuł jest kwestią czasu, to wtedy możemy się czuć zadowoleni. Kto się rozwinął? Moim zdaniem Lechia Zielona Góra. Małymi krokami, ale do przodu. Jest sukces w Fortuna Pucharze Polski. U innych, jeśli nie znak minus, to najwyżej znak równości.
Maciej Noskowicz: - Nie padło hasło żużel. To też znamienne. Szukam, z czym się ten rok będzie kojarzył, jak zajrzymy za kilka, kilkanaście lat. I wychodzi mi, że Lechia, oczywiście w pucharze. Podpowiadacie też Piotra Protasiewicza i jego zakończenie kariery. Tak, ale brakuje tej kropki nad i, czyli awansu. Brakuje też perełek, z którymi można wiązać przyszłość.
MK: - Skoro pojawia się ta Lechia, to uhonorujmy piłkarzy i od nich zacznijmy drużynowe podsumowanie. Są tacy, którzy sukces w sporcie determinują tylko przez pryzmat futbolu.
AF: - Prawda! Możemy mieć znakomity żużel, koszykówkę, ale jak nie masz piłki, to jesteś słaby. Druga połowa roku była bardzo fajna, nie tylko w związku z pucharem. Ta drużyna została fajnie zmontowana w lecie. Wydawało się, że nie będzie tak dobrze. Myśleliśmy o siedzeniu w środku tabeli, a jesteśmy blisko czołówki. Znaleziono fajnych zawodników, którzy tutaj znaleźli szansę. Ba! Wychowankowie też się pokazali bardzo fajnie. Pytanie człowieka pamiętającego czasy starej drugiej ligi, czy to się przełoży na grę w wyższej lidze. Chwile w pucharze niezapomniane. Jak kibice mi zasłonili serię rzutów karnych z Radomiakiem, musiałem się przepychać, żeby te karne zobaczyć, to było coś pięknego. I teraz jest wylosowana Legia. Chciałbym bardzo, żeby z tego urodziło się coś więcej. Chciałbym bardzo tego doczekać.
AL: - Dużo dobrych rzeczy wokół zielonogórskiej piłki się wydarzyło. Zadaszenie „dołka” to też ważna sprawa. Jest balon, jest fajnie funkcjonująca Akademia Macieja Murawskiego, ale mam obawę czy Lechia nie stanie się zakładnikiem swojego sukcesu. Oby ten puchar nie był tylko pięknym wspomnieniem. Jak teraz jesteśmy w czubie ligi, to spróbujmy zbudować zespół, który za rok włączy się do walki o awans, a za 2-3 lata awansuje. Więcej nie chcemy, to i tak bardzo skromne marzenia. Wiele w Lechii już zrobiono.
MN: - Przez lata było trudno było być optymistą. Lechia kojarzyła się z „przaśnością”. To już się skończyło, są podwaliny na coś lepszego. Pojawiła się struktura w klubie. Twarz temu daje Maciej Murawski, Andrzej Sawicki jest na górze piramidy szkoleniowej i jest marketing, którym dowodzi Konrad Komorniczak. Na tym buduję swój optymizm.
MK: - Jak Argentyna wygrywa mundial, to Lechia osiąga sukces w Pucharze Polski. Tak było w 1986 roku i teraz. U nas wtedy był ćwierćfinał pucharu i teraz też zagramy w 1/4!
AL: - A to ciekawe, to teraz trzeba Argentynie mistrzostwa życzyć na kolejnym mundialu. Wracając do słów Maćka, to jest racja. W sporcie przy osiągnięciu sukcesu trzeba już myśleć o kolejnym. Tak, jak Argentyna musi wykonać ogromną pracę na kolejnym mundialu, tak i Lechia, która osiąga sukces, na kolejny znów musi popracować i jeszcze do tego wysiłku dołożyć kolejne 10 procent.
MN: - Pamiętam, jak przed laty Maciej Murawski mówił, że fundamentem jest obiekt sportowy. Wtedy się dziwiłem, dziś to odwołuję, bo faktycznie to może być magnes nie tylko dla zielonogórzan. W każdej dyscyplinie musi być odrobina szaleństwa.
AF: - Lechia marketingowo wyprzedziła zdecydowanie grający w ekstraklasie Zastal. Pytanie, co będzie dalej…
MK: - A czy mecz z Legią może zdeterminować dalsze losy naszej piłki?
AL: - Myślę, że nie. Nie chciałbym, żebyśmy byli niewolnikami tego meczu z Legią. Fajnie byłoby zbudować wokół tego meczu fajną otoczkę. Chyba, że awansujemy!
AF: - Przeglądałem fora kibiców Legii. Jedni mówili z szacunkiem, inni bardziej pogardliwie. Myślę, że fajnie zagrany mecz, przy np. 5 tys. kibiców, czego nie było od lat, to już będzie duża rzecz. Już teraz o Lechii się dużo mówiło.
MK: - Mówiłoby się jeszcze więcej o meczu z Radomiakiem, gdyby tego dnia nie był ogłaszany ostateczny kształt reprezentacji Polski na mundial w Katarze. Odlećmy na chwilę. Przechodzimy Legię, w półfinale trafiamy na drugoligowca i 2 maja mamy pracę na Stadionie Narodowym w Warszawie!
MN: - To marzenia ściętej głowy na dziś. Prowokujesz do myślenia, co będzie jak pokonamy Legię. Myślę jednak, że nie wynik, a styl meczu z Legią i cała otoczka zdeterminują, jak będziemy postrzegani. Sam fakt, że gramy z Legią zdeterminuje przekaz. Ogólnopolskie media zawsze mówią o tym klubie.
AL: - Zwróćcie uwagę, że niemal każdy klub ma inne ceny biletów na Legię i na mecze z pozostałymi zespołami. Na mecz z ekipą z Warszawy zawsze jest drożej.
MK: - Zostawiamy piłkę nożną i przechodzimy do koszykówki. Do końca pierwszej połowy roku był to nasz jedynak w najwyższej klasie rozgrywkowej. W drugim półroczu awansowali do Lotto Superligi tenisiści stołowi. Jak spoglądacie na Zastal, zwłaszcza przez pryzmat poprzedniego sezonu?
AF: - Mnie porażka ze Śląskiem i brak awansu do półfinału aż tak nie dotknął, jak groźba i fakt, że to się może rozsypać. Ja się boję, że te długi, o których słychać mogą sprawić, że ten zespół nie dokończy sezonu. W play-offach postawiono wszystko na jedną kartę, ściągnięto Marble’a. Wszystko na wynik, ale nie udało się. Dziś mamy fajny zespół, choć nie na miarę medalu.
AL: - Mecz z Sokołem Łańcut oglądałem z trybun i miałem refleksję, że robi się coraz smutniej wokół koszykówki. Dziś tak naprawdę nikt nie zna skali tych długów. To, że się nie udało wejść w poprzednim sezonie do półfinału, to jest symptomatyczne dla drużyn, które są budowane na wyrost. Zakładaliśmy tam sukces. Zresztą to samo było kiedyś w Falubazie, gdzie budowano zespół na mistrza, a kończono na czwartym miejscu, nawet bez brązu. Mieliśmy teraz podobną sytuację. Z jednej strony są w Zastalu ciągle wielkie ambicje i nieumiejętność przyznania się do tego, że na coś mnie nie stać i jadę maluchem, a nie mercedesem. W Zastalu ciągle chce się jechać luksusowym autem, a za chwilę może nawet paliwa zabraknąć. Wszystko zrzuca się na miasto, które kolejny rok nie dało. Przecież wiadomo, że nie daje tych pieniędzy, a klub żyje tak, jakby one za chwilę musiały wpłynąć na konto. Jest trochę żal do Janusza Jasińskiego, że nie potrafił chwycić za lejce i trochę to wstrzymać.
MN: - Unosi się konflikt interpersonalny między prezydentem, a właścicielem i on determinuje nasze oceny o przyszłości. Trupy z szafy wychodzą co jakiś czas, ostatnio nawet trener Tabak… to jest dla mnie szok największy. Podzielam, że jak mnie nie stać na mercedesa, to jeżdżę tańszym autem. Ja chciałbym mieć ekipę, która będzie się utożsamiała z Zieloną Górą. Żołnierewicz, Kowalczyk czy bracia Wójcikowie są fajni, ale ja nie mam przekonania, że ludzie w mieście ich znają. Koszar, Hrycan czy Zamoj też byli z zewnątrz, ale byli traktowani potem już jak miejscowi. Chciałbym mieć też w składzie gościa z Zielonej Góry. Mówi się tyle o szkoleniu, ale my coś robimy nie tak. Żaden z 18-, 19-latków nie jest w stanie wejść do drużyny. Nie mam wielkich marzeń, co do koszykówki. Czasami są lata chude. Teraz będzie mniej fajnie, jeśli chodzi o koszykówkę.
MK: - Żużel. Rok 2022 będę już zawsze widział z perspektywy ostatniego biegu, finałowego meczu. Nie mogliśmy ekscytować się ostatnim biegiem karierze Piotra Protasiewicza, bo wpatrzeni byliśmy w Rohana Tungate’a licząc, że przesunie się na trzecie miejsce.
AL: - Pewnie można rozbierać ten bieg na czynniki pierwsze, ale można też wcześniejsze biegi tak samo analizować. Taki jest sport. Smutek był. Cisza była przejmująca. To jednak też jest piękno sportu. Cieszymy się, gdy nasze drużyny niespodziewanie odnoszą sukces, patrz np. karne w meczu Lechii z Radomiakiem. Cieszyliśmy się jak dzieci, ale trzeba uszanować też to, że inni naszym kosztem nas też będą piękne chwile przeżywać.
MN: - Piętnasty wyścig, to taka soczewka kariery Piotra. Ona była piękna, wspaniała, ale nie do końca spełniona. Na arenie międzynarodowej Piotr nie osiągnął przecież tego, o czym marzył. Oby ta porażka Falubazu nie miała dalszych konsekwencji w przyszłości, bo ten awans miał się teraz wydarzyć. Falubaz nadal jest marką. Uważam, że jest potrzebny ekstralidze.
AF: - Nie jestem fanem żużla, ale oczywiście oglądałem ten mecz i Piotrkowi też kibicowałem. Uważam, że regres był znaczący, zwłaszcza wizerunkowy. Do dziś nie wiemy, co było np. trenerowi w Rybniku. Za dużo niedomówień momentami.
AL: - Kibicom nie zależy na samym awansie. Oni chcą widzieć zespół rywalizujący jak równy z równym z ekipami w ekstralidze. Bez wykonania kroku marketingowego, żeby się uniezależnić mocniej od miasta, pod względem finansowym, nie da się tego zrobić.
MN: - Zgadzam się. Pierwszej ligi doświadczyliśmy również w sensie, że nie każdy mecz się sprzedał. Były puste trybuny, trochę trzeba było powalczyć o tego kibica. Sam z siebie już nie przychodzi. Awans w Falubazie wymusiłby kolejne ruchy.
AF: - Pamiętajcie, że to już są dwa słabe lata. Pierwszy to spadek, drugi to brak awansu. Byłem wściekły, bo naprawdę liczyłem na awans.
MN: - Do ekstraligi trzeba wracać jak najszybciej, bo dysproporcje się powiększają.
MK: - Wszyscy panowie odpowiedzieliście na pytanie o awans Falubazu twierdząco. Sprawdzimy za rok, a teraz o zespole, który awansował. Tenisiści stołowi ZKS-u Palmiarni Zielona Góra powrócili do grona najlepszych, znów grają w Lotto Superlidze.
MN: - Mam wątpliwości, co dalej. Balansujemy na granicy I ligi i ekstraklasy. Chciałbym, żeby ten zespół się zadomowił w gronie najlepszych, żeby nie było sytuacji czy uda nam się pozyskać jakiegoś gracza z zagranicy, który za nieduże pieniądze będzie tu grał i zrobi różnicę.
AF: - Macieju! Oni przecież szkolą młodzież.
AL: - Brakuje sponsora.
MN: - Nie chciałbym, żeby sukces był determinowany przez fakt czy Lucjanowi Błaszczykowi, patrząc na jego szerokie kontakty, uda się kogoś znów ściągnąć za pół darmo.
MK: - Jeden dobry żużlowy kontrakt pozwoliłby tej drużynie grać chyba w tenisowej lidze mistrzów. Co ligowcach pod szyldem AZS-u Uniwersytetu Zielonogórskiego?
AF: - Powtórzę się, że zespoły akademickie nie mogą myśleć o wielkich sukcesach.
MN: - Ja się kiedyś pospierałem o to z dyrektorem AZS UZ, Markiem Lemańskim o model. Ja uważam, że powinno się jedną sekcję sprofesjonalizować. To jedyna droga do sukcesu. Piłkarze ręczni zapowiadali, że chcą powalczyć o awans do ligi centralnej. Wiemy już na półmetku, że to się nie uda i co dalej?
MK: - Wiem, że myślenie na uczelni jest takie, żeby upowszechniać sport wśród studentów i to jest priorytet.
AL: - Zabawa jest fajna, ale w SKS-ach. Ja wielosekcyjności nie kupuję. Wokół tego otoczki, zaplecza sponsorskiego i kibicowskiego nie zbudujemy. Nie jestem fanem siatkówki, ale błędem było zlikwidowanie męskiej sekcji.
MK: - Paradoks jest taki, że na raczkującą teraz trzecią ligę kobiet chodzi więcej osób, niż na drugą ligę mężczyzn.
AL: - Kiedyś o awans walczyli siatkarze i wtedy dostawiano wręcz z boku trybuny. Potem był taki marazm, aż nastąpiła likwidacja. Oby tak nie było z piłką ręczną. Brak awansu, marazm, marazm i potem zabawa w inne dyscypliny.
MK: - Sporty indywidualne na koniec. Mieliśmy sporo radości z uwagi na przedstawicieli sportów walki. Bić się umiemy, co nam jeszcze wychodzi?
AL: - Umiemy wiele. Powiem o pięcioboju nowoczesnym, dyscyplinie olimpijskiej. Moi synowie trenują ten sport, sześć razy w tygodniu, po kilka godzin dziennie. Są młodzi ludzie, którzy poświęcają wszystko dla sportu. Wyników może nie być z tego żadnych, ale wiele młodych osób bardzo ciężko pracuje. Nie każdy ma oczywiście tyle talentu, zacięcia i umiejętności. Niestety dla nas, zwykłych odbiorów, jak ktoś nie jest mistrzem świata czy Europy, to nikt o nim nie wie. W żużlu na przykład wystarczy zdać licencję i już nazwisko jest w gazetach.
AF: - Szkolenie w pięcioboju, strzelectwie czy w pływaniu zawsze było. Spójrzcie na Gwardię zawsze szkoliła strzelców, ale medale olimpijskie wydała tylko dwa razy – w 1992 roku Małgorzata Książkiewicz i w 2012 r. Sylwia Bogacka. W pięcioboju też już czekamy wiele lat. To jest bardzo trudne wypracować sukcesy w sporcie seniorskim.
MN: - Uważam, że nie tylko gry zespołowe definiują rolę sportu. Ktoś powie, że igrzyska są raz na cztery lata, ale te igrzyska zostają na trwałe. Ostatnio minęło 30 lat od sukcesu Arkadiusza Skrzypaszka w Barcelonie, ale to się pamięta. Świetnie pracują w Gwardii, jest pięciobój, ale brakuje mi pływania. Po odejściu Radka Kawęckiego i Kuby Skierki, trochę ten seniorski sport tam odpłynął. Ważne jest jednak to, by Zielona Góra miała ludzi, którzy biją się o medale igrzysk. Dzisiaj, jeśliby szukać potencjalnej kandydatury na wyjazd na igrzyska, to chyba w strzelectwie Natalia Kochańska z zielonogórskiej Gwardii.
MK: - Patrzmy na sport olimpijski, na sport drużynowy, życząc wszystkim zdrowia i wytrwałości w kolejnym roku.
(mk)