Nasze marzenie? Świetlica!
Wieczorem w Ługowie cichutko, czasem tylko jakiś pies głośno obwieści, że czuwa nad bezpieczeństwem domowników. Aż przykro mącić ten spokój. To dziwne, ale nawet ślady, które pozostawiamy w świeżym śniegu jakoś nie pasują do wyczuwalnej wszędzie, kameralnej atmosfery. A jeśli nikt nie będzie chciał z nami rozmawiać? Okazuje się, że to niepotrzebne obawy. Mieszkańców odwiedzamy w towarzystwie sympatycznej pani sołtys, wszystkie drzwi otwierają się szeroko. A zza nich wyglądają uśmiechnięci, życzliwie nastawieni do obcych ludzie
- Może poczęstujecie się pierożkami? – pyta od progu Małgorzata Andrzejewska. Zapach roznoszący się w kuchni przyprawia o zawrót głowy... – Jeżeli o mnie chodzi, to najbardziej brakuje mi autobusów w sobotę i niedzielę. Jak ktoś nie ma samochodu, to męka! – pani Małgorzata macha łyżką. - I w zwykły dzień jest problem, gdy ktoś na przykład w handlu pracuje i późno wraca. Dojedzie do Raculi i co dalej? Na piechotę idzie! Wyobraża sobie pani zimą, po zasypanej drodze 4 kilometry zasuwać?
Pani Małgorzata mówi też, że we wsi nie ma świetlicy. – Wystarczyłoby coś małego i bylibyśmy zadowoleni. Ale jak już coś robić, to porządnie, nie chcemy żadnych ochłapów, o nie! – zaznacza.
- Wystarczyłoby nam małe pomieszczenie, takie akurat na nasze możliwości i potrzeby – uważa Danuta Kałużna, sadzając nas za stołem w kolejnym domu. – Moglibyśmy się tam spotykać, a i młodzież na pewno chętnie by z takiego miejsca skorzystała, bo teraz nie ma się gdzie podziać, na przystankach przesiaduje. I marzy mi się porządna droga, z chodnikami. My mamy dom odsunięty od szosy. I całe szczęście, bo latem tam się kurzy niemiłosiernie!
- A ja postawiłbym na media – dorzuca Czesław Kałużny, mąż pani Danuty. – Jestem wdzięczny wójtowi, że mamy wodociąg, bo woda i czysta, i dobra, nie to, co ze studni, z tym różnie bywa. Ale przydałoby się jeszcze gazociąg zrobić, bo gaz z butli jest drogi, a ogrzewanie olejowe jeszcze mniej się opłaca. No i internet! Porządne, stałe łącze, bo tak przez satelitę, to nie jest internet taki, jak trzeba. Z zasięgiem kiepsko, wolno to wszystko chodzi. A ja mam dużą firmę, potrzebna mi jest dobra łączność ze światem.
Mieszkańcy następnego domu, to starsze małżeństwo, które w Ługowie mieszka ponad 30 lat. Ich największym utrapieniem są autobusy. – Do kościoła w niedzielę chętnie by się pojechało – przyznaje Sabina Marcinkowska. – Jak człowiek był młodszy, to rowerem do Raculi jechał, w jedną stronę pchałam, bo pod górkę, ale za to z powrotem szło już szybko! A teraz? Ile można prosić sąsiadów, żeby podwieźli? Nie wypada...
- I do sklepu chętnie byśmy w sobotę podjechali – dodaje Franciszek Marcinkowski. – Bo u nas sklepu nie ma. Czasem można coś kupić, przyjeżdża taki sklep na kółkach. Ale na takie duże zakupy, to przecież ludzie do miasta jeżdżą, tam taniej i wybór większy. Co nam pozostaje? Myśmy już nauczyli się zapasy gromadzić.
Państwo Majewscy ucieszyliby się też z asfaltu na drodze. – Chociaż tu w centrum, gdzie autobusy jeżdżą. A bo tu młodzi szaleją latem na motorach i na tych ich quadach. Gnają, że tylko się za nimi kurzy! – mówi pani Sabina.
Jan Stochniał, gospodarz kolejnego domu mieszka w Ługowie od 40 lat. – I uważam, że tu niczego nie brakuje! – mówi z uśmiechem. Ale zaraz dodaje: - Świetlicy nam potrzeba! Bo nie ma gdzie się spotykać. Żebyśmy nie musieli w Suchej żebrać o miejsce w ich sali. Wie pani, pewnie, że latem można robić imprezy pod chmurką, tak jak do tej pory. Ale warunek jest jeden – ta chmurka ładna musi być. A jak nie jest? Nie ma gdzie się schować!
Ostatni na naszej trasie jest uroczy, drewniany dom, widać, że postawiony niedawno. Gospodarze – Anna i Paweł Jakubowscy - prowadzą na kanapę, przed roztaczający ciepło kominek. – Przeprowadziliśmy się tu z Zielonej Góry, kilka lat temu – opowiada pan Paweł. – Wybraliśmy Ługowo, bo małe, kameralne, nie chcieliśmy mieszkać w przepełnionej Raculi, czy Drzonkowie. Tu jest pięknie. Mamy dobry dojazd, bo jedyny kawałek asfaltu we wsi biegnie jeszcze przed naszym domem. Jedynie z mediami jest tu ubogo.
Bo małżonkowie przyznają, że są bardzo zadowoleni z decyzji o opuszczeniu miasta, jednak brakuje im pewnych udogodnień, które w Zielonej Górze mieli. – Internet, kanalizacja, gaz sieciowy, autobusy, niedrogi wywóz śmieci – wylicza Anna Jakubowska. – Ale za to okolica jest piękna, cenimy sobie intymność jaką daje mieszkanie w takim miejscu. A że ludzie są tu sympatyczni, to zdarza nam się uczestniczyć w życiu wsi, pójść na imprezę. Dlatego nie mielibyśmy nic przeciwko temu, gdyby za pieniądze z Funduszu Integracyjnego miała powstać świetlica.
Daria Śliwińska-Pawlak