Ługowo? To ludzie! Otwarci i życzliwi!
- Wystarczył krótki spacer po wsi i chyba już wiem, dlaczego Ługowo może stać się czyimś miejscem na ziemi. Cisza, spokój, las dookoła i życzliwi mieszkańcy...
- I to potrafi człowieka mocno zauroczyć! Mnie i męża Ługowo urzekło. Właśnie takiego miejsca szukaliśmy. Przeprowadziliśmy się z Zielonej Góry, w której nadal pracujemy. A tu nam się cudownie mieszka, kameralnie, po całym dniu można odpocząć w otoczeniu przyrody. Grzybów mnóstwo. Pani wie, że tu zwierzaki z lasu pod dom podchodzą?
- Nic dziwnego, dom sołtyski stoi na skraju wsi, dalej już tylko łąki i las...
- Ale dookoła buduje się coraz więcej domów. Bo moja rodzina nie jest jedyną, którą urzekł klimat tego miejsca. Nowych mieszkańców przybywa.
- I jak odnajdują się w wiejskiej rzeczywistości? Zamykają się w swoich nowych domach i wychodzą tylko wtedy, gdy trzeba pojechać do pracy w mieście, zawieźć dziecko do szkoły?
- Nieee! Ludzie tu są bardzo otwarci i życzliwi. Nieważne, czy mieszkają w Ługowie dwa, cztery, dziesięć, czy 30 lat. To malutka miejscowość i jeśli mielibyśmy się jeszcze nie lubić... A tak, nie ma problemu, żeby się skrzyknąć, coś wspólnie zrobić. Z wieloma sprawami chodzę od domu do domu, pukam cierpliwie do wszystkich drzwi, nigdy nie zdarzyło się, żeby ktoś mnie nie wpuścił, pogonił, zlekceważył. Zawsze przyjmowana jestem z życzliwością i zainteresowaniem. Zawsze otwierają mi drzwi. Jest miło i sympatycznie. Naprawdę mam to szczęście, że przyszło mi sołtysować we wsi, gdzie mieszkają tacy dobrzy ludzie.
- Wie pani, co mnie uderzyło? Zupełnie nie ma znaczenia fakt, że to najmniejsze sołectwo w gminie. Nie widzę, żebyście mieli z tego powodu jakiekolwiek kompleksy.
- Bo niby dlaczego mielibyśmy je mieć? W żaden sposób nie czujemy się ani zaniedbani, ani odrzuceni. Nie wiem skąd się biorą takie opinie, że Ługowo leży na końcu świata. Przecież my tu mamy rzut beretem do innych wsi, bardzo dobry i szybki dojazd do miasta, mnie osobiście pokonanie tej odległości zajmuje 15 minut. Za lasem rozlokowała się strefa ekonomiczna w Nowym Kisielinie... A we wsi mamy oświetlenie i może nie asfaltowe, ale utwardzone, dobre drogi.
- I imponujący kompleks sportowo-rekreacyjny, którego nie sposób nie zauważyć...
- Można powiedzieć, że jesteśmy wypasieni, jak na taką małą miejscowość. Bo u nas dzieciaki rzeczywiście mają się gdzie wyżyć, wybiegać , spalić energię. Mamy duże boisko z bramkami, można pograć w piłkę nożną, w siatkówkę, jest i kosz. I muszę tu zdradzić, że boisko to duma mieszkańców, bo wykonali je od początku do końca sami. Jeszcze za poprzedniego sołtysa. Włożyli w to mnóstwo pracy. Ale jaki efekt! I mieszkańcy o to swoje dzieło dbają, zakład komunalny kosi nam trawę. Obok boiska mamy atrakcję dla najmłodszych – nowy, piękny plac zabaw. Są ławeczki, które młodzież sama odmalowała i wkopała i proszę mi uwierzyć, nie trzeba było ich dwa razy prosić o pomoc.
- Dla takich ludzi to aż chce się coś robić!
- I organizujemy imprezy, a jakże, co prawda do dyspozycji z funduszu sołeckiego mamy niewiele, bo 600 zł na rok, ale to z racji tego, że i jest nas niewielu. Jednak to nie problem, bo wójt nie odmawia wsparcia i dofinansowania, jeśli o taką pomoc się zwracamy. Także i biesiadujemy, i paczki na mikołajki przygotowujemy... I zawsze mieszkańcy się dorzucą. Ktoś upiecze ciasto, ktoś użyczy prądu... A ludzie mają potrzebę się spotykać, są chętni do integracji. Jak ma być impreza, to chodzę po domach i zapraszam osobiście. Bo taka forma informowania o ważnych sprawach bardziej do mnie przemawia niż wieszanie plakatów. Teraz też powiem mieszkańcom o Funduszu Integracyjnym, o spotkaniu w tej sprawie. Chciałabym, żeby stawiło się na nim jak najwięcej osób. Bo chcielibyśmy z głową wydać te przeznaczone dla nas pieniądze.
- Czy jest coś, o czym marzą mieszkańcy Ługowa?
- Takim naszym największym marzeniem jest świetlica wiejska. Miejsce, w którym moglibyśmy się spotykać, organizować imprezy, zebrania. Bo teraz spotykamy się po domach. Niestety, nie ma budynku, który można by do tego celu przystosować, nie ma też miejsca, na którym ewentualnie mógłby stanąć taki obiekt. I nie mógłby być z pewnością murowany. Dlatego trzeba dostosować marzenia do rzeczywistości i postawić na naszym, jak go nazywamy, placu festynowym, coś w rodzaju drewnianej altany, czy wiaty. My naprawdę nie potrzebujemy nie wiadomo czego. Chodzi o to, żeby to było zadaszone, z miejscem na stoły i ławki, z pomieszczeniem na przechowywanie mebli i sprzętu. Żeby można było tam po prostu w ciepłe dni posiedzieć, schować się przed deszczem. Młodym postawilibyśmy jakiś stół do tenisa... Żeby wyszli z domu, oderwali się od komputera. Mam na oku taki ładny projekt. Tylko pieniędzy potrzeba. Może uda się połączyć siły i postawić altanę po części za pieniądze z Funduszu Integracyjnego i po części z kasy gminy? Wójt jest przychylny naszym marzeniom...
- Altana załatwiłaby wszystkie potrzeby?
- Oj, naszą bolączką jest też na pewno brak internetu. Bo z zasięgiem takiego bezprzewodowego łącza to różnie bywa. No i autobusy. Niestety, w sobotę i niedzielę nie ma jak się stąd wydostać, jeśli ktoś nie ma samochodu. A starsi ludzie chcieliby pojechać do kościoła, na zakupy, bo u nas sklepu nie ma, młodzi rwą się do miasta. Kto ma auto, ten nie ma problemu, jedynie taki, że dzieci trzeba ciągle gdzieś podwozić. Ale kto jest zdany na autobusy, to już gorzej. Bywa, że dojedzie z Zielonej do Raculi i koniec. Stamtąd do Ługowa na piechotę gna albo łapie stopa, bo nie ma innego wyjścia. Są też na pewno mieszkańcy, którzy chcieliby we wsi asfaltu i chodników. Szczególnie ci, którym latem dokuczają tumany wzbijanego przez auta kurzu.
Daria Śliwińska-Pawlak