Nasza wieś? Nie za mała, nie za duża

1 luty 2013
- Mogę śmiało stwierdzić, że my tu jesteśmy jak jedna, wielka rodzina. Bo ludzie w Jarogniewicach są naprawdę fajni – uśmiecha się Elżbieta Świercz, sołtys wsi.

- Może to sprawka słońca, które na chwilę wyszło zza chmur, ale mieszkańcy Jarogniewic zaskoczyli mnie swoją życzliwością i otwartością. Chętnie i miło gawędzili o sprawach wsi. Nawet dowcipy się pojawiły…
- Oj, za słońcem tęsknimy wszyscy, ale to raczej nie jemu zawdzięcza pani te pozytywne odczucia. To wszystko sprawka mieszkańców. Bo co tu dużo mówić – ludzie w Jarogniewicach są naprawdę fajni. Mogę nawet śmiało stwierdzić, że my tu jesteśmy jak jedna, wielka rodzina. Może to dlatego, że jesteśmy tacy w sam raz - wieś nie za mała, nie za duża. Akurat taka, żeby wszyscy się znali, a jednocześnie jest i miejsce na prywatność. Ja na przykład jestem bardzo wdzięczna dzieciom i mężowi, że uparli się tu zostać, kiedy ja chciałam do miasta. Teraz się cieszę, że mieszkam tutaj, mam domek, ogródek, moje ukochane drzewka owocowe i kwiaty, które uwielbiam. Wieczorem, po pracy, można usiąść, odpocząć. Odetchnąć świeżym powietrzem. Czego więcej do szczęścia człowiekowi potrzeba?

- I tak chyba myśli wiele osób. Rozmawiałam z panią, która tu się urodziła, od 40 lat mieszka w Zielonej Górze, ale przyznaje, że na „stare śmieci” ją ciągnie…
- Nie tylko dawnych mieszkańców tu ciągnie, widzę, że niektórzy z sąsiadów sprzedali działki budowlane, więc chyba coś się kluje. Zaczynają się w Jarogniewicach ludzie budować. Bo zaczynają odkrywać atrakcyjność tego miejsca. U nas nie tak gęsto jak w Drzonkowie, czy Ochli, zielono, grzybów mnóstwo, a do miasta przecież nie jest daleko, dojazd dobry. Jak ktoś nie jest uzależniony od rozkładu jazdy autobusów i ma samochód…

- Właśnie. Niektórzy z radością powitaliby we wsi więcej autobusów. Ludziom szczególnie brakuje kursów w sobotę i niedzielę, a na co dzień wieczorami.
- To prawda. Przydałoby się więcej kursów. I tak sobie po cichutku myślę, wspierając się też opiniami mieszkańców, że pieniądze, które miałyby do nas trafić z Funduszu Integracyjnego, można by zagospodarować na dopłaty do MZK. Żeby tu do nas linię uruchomić. Nie wiem, na ile to jest możliwe. Ale myślę, że taka propozycja od niektórych mieszkańców padnie na spotkaniu z przedstawicielami miasta, które szykuje się u nas w piątek. Będą zgłaszane też inne potrzeby. Jedno jest pewne, pieniądze, które mają do nas trafić, trzeba mądrze wykorzystać.

- A o czym jeszcze marzą Jarogniewice? Mieszkańcy, z którymi rozmawiałam, wskazywali na brak chodników, dziury w drodze, młoda mama wytknęła, że nie ma tu placu zabaw. Ale wielu też chwaliło sobie, że jest świetlica…
- Bo tak naprawdę sporo już mamy. Drogi w miarę dobre, na bieżąco łatane, jest i oświetlenie, wyremontowana świetlica… Bo widzi pani, tu ludzie są mądrzy i wiedzą, że nie wszystko można mieć od razu i swoje czasem trzeba odczekać w kolejce. Przecież wiosek w gminie - a co za tym idzie i potrzeb - jest dużo i jakoś trzeba sprawiedliwie pieniądze dla wszystkich dzielić. Ja wiem, że na każdego przyjdzie pora. Myśmy właśnie doczekali się, że gmina zacznie spełniać nasze największe marzenia. Będzie robiona droga, porządnie, z chodnikami. Zabiorą się też za odtworzenie rowów w zachodniej części wsi, bo tam ludziom woda zalewa domy podczas roztopów. No i ucieszą się najmłodsi mieszkańcy, bo przy remizie strażackiej powstanie wytęskniony przez wszystkich plac zabaw. Miejsca na ziemi wykupionej tam przez gminę jest tyle, że można pomyśleć też o starszych dzieciach i młodzieży. Jakieś boisko nam się marzy, do piłki nożnej, siatkówki. Zobaczymy, co się da zrobić… Dzieci i młodzieży u nas jest dużo, więc jest dla kogo się starać! A i dla dorosłych może uda się też coś zorganizować, jakiś placyk, żeby było gdzie festyny urządzać. Takie pod chmurką. Bo, żeby zrobić imprezę pod dachem – nie ma problemu. Jest nasza świetlica, miejsca w niej pod dostatkiem. Jeszcze tylko piece na centralne ogrzewanie trzeba zamienić, odmalować, wnętrze. I będzie naprawdę super!

To są najpilniejsze sprawy, ale w dalszej kolejności czekają jeszcze inne marzenia, między innymi droga z oświetleniem na cmentarz i światło na cmentarzu, utwardzenie placu przy przystanku, bo widzi pani, jakie kałuże i błoto się robią, gdy przychodzi odwilż. Tu też mogłyby się znaleźć miejsca parkingowe dla tych, którzy przyjeżdżają do świetlicy, do kościoła…

- Skoro tu żyjecie jak wielka rodzina, to pewnie okazji do spotkań i wspólnego spędzania czasu jest sporo?
- I okazji, i chęci, żeby się integrować, nie brakuje. Urządzamy między innymi wigilię dla wsi, Dzień Dziecka, Dzień Matki, z okazji Dnia Seniora chodzimy z upominkiem i kwiatuszkiem po domach najstarszych mieszkańców. W wielu oczach łezki się wtedy zakręcą… A jak nasze dzieci pięknie szopkę przedstawią pod okiem pani Marylki, a jeszcze pani Basia na organach cudnie zagra… To są niezapomniane chwile. Cieszę się bardzo, że tu ludzie są chętni, aktywni, potrafią się skrzyknąć. Jak nam zabraknie funduszu sołeckiego na imprezę, to każdy coś tam od siebie da, na przykład ciasto panie upieką, a i wójt nie odmawia wsparcia i zawsze do naszej skarbonki dołoży…

- Dziękuję.

Daria Śliwińska-Pawlak
D.Sliwinska-Pawlak@Lzg24.com.pl

 

Artykuły powiązane: 

SONDA. Co warto zmienić w Jarogniewicach?

Pytamy mieszkańców co trzeba zmienić w ich wsi. Na co warto wydać pieniądze z Funduszu Integracyjnego. W 2013 r. na ten cel jest 52,4 tys. zł.

Droga? Jeszcze jakoś ujdzie. Ale chodniki to trzeba zrobić!

- Widzi pani, co się dzieje? Śnieg stopniał. I co wylazło? Dziury. To udręka kierowców. A co boli pieszych? Chodnika brak i pozostaje nam pobocze. Przejść się tędy bez kaloszy nie da – pokazuje Jan Kubala. Dziś spotkanie z mieszkańcami.