Pionierzy poszukiwacze skarbów
- W poniedziałek, 6 czerwca, obchodziliśmy kolejną rocznicę objęcia władzy w mieście przez pierwszego powojennego burmistrza, Tomasza Sobkowiaka. Z tej okazji wydaliście książkę „Pionierzy Zielonej Góry, wspomnienia i dokumenty”.
- Wiesław Pyżewicz, Stowarzyszenie Pionierów Zielonej Góry: - Wraz z Julianem Stankiewiczem, prezesem stowarzyszenia zredagowaliśmy i opracowaliśmy m.in. wspomnienia 18 osób. Poświęciliśmy na to około roku. Najpierw pionierzy robili krótkie notatki, później spotykałem się z nimi, nawet po kilka razy i pracowaliśmy nad tekstem. To wspomnienia prywatne, dotyczące różnych wydarzeń, miejsc i sytuacji. Do tego dołożyliśmy sporo zdjęć.
- Niektóre wywołały sporo dyskusji, np. na Facebooku, choćby zdjęcie Pulwerhausu (prochowni) czy tajemniczego pogrzebu strażaka.
- Pan kiedyś pisał o tej prochowni, pokazując przedwojenna pocztówkę i lokalizując to miejsce koło amfiteatru. Podczas prac nad książką, swoje zdjęcia przedstawiające to miejsce przyniósł …. Apenit. Dokładnie opowiedział gdzie to jest i później sprawdziliśmy to w terenie. To pagórek koło nieistniejącej kotłowni przy Zawadzkiego.
- To udało się wyjaśnić, ale nikt nie pamiętał konduktu żałobnego strażaka.
- W książce opublikowaliśmy zdjęcie konduktu idącego koło ratusza. Zachowało się kilka zdjęć, ale nie doszliśmy do tego, którędy kondukt wędrował na cmentarz przy ul. Wazów. Nikt tego nie pamięta. Coraz więcej rzeczy się zaciera. Dlatego tak ważne jest, by spisywać wspomnienia osób, które zamieszkały tu tuż po wojnie.
- Powstały też niewielkie monografie ulic.
- Ma pan na myśli os. Robotnicze. Opisał je Leszek Pendasiuk. Zebrał informację o wszystkich mieszkańcach. Dzięki temu wiemy, kto mieszkał tutaj przed wojną i kto osiedlił się w tych domach po 1945 r. Po wojnie przeważali tutaj pracownicy pobliskiego browaru.
- Są też bardziej „rozrywkowe” wspomnienia?
- Tak. Do nich zaliczyłbym opowieści Jerzego Roga. Po wojnie wszyscy szukali tutaj skarbów ukrytych przez uciekających Niemców. Młody Róg, wyposażony w metalowy szpikulec, prowadził swoje poszukiwania m.in. na terenie wytwórni koniaków Raetscha przy ul. Chrobrego. I tak cierpliwie chodził po zakładzie i wbijał szpikulec w ziemię.
- Natrafił na skarb?
- Znalazł zakopaną skrzynię…
- O rany! Co w niej było?
- Świńskie półtusze!
- Półtusze? Chyba ich nie zjadł? Musiał być rozczarowany.
- Chociaż były w dobrym stanie, to nie nadawały się do zjedzenia. Wraz z ojcem załadowali je na wózek i zawieźli na ul. Reja do zakładu produkującego mydło. Środków czystości brakowało, interes się opłacał. Później znalazł kolejną świnię i też trafiła na mydło. Poszukiwania zakończył, gdy po odkryciu szklanego galonu z winem w nagrodę dostał od cioci cukierka…
- Oprócz wspomnień pionierów są tu różne wspomnienia i dokumenty. Opublikowaliście również kronikę parafii pw. św. Jadwigi, pisaną przez księdza Kazimierza Michalskiego. Znam ją. Bywało, że proboszcz pisał nieczytelnie. Pan to przełożył z polskiego na polski.
- Zajęło to sporo czasu. Kłopot był zwłaszcza z nazwami własnymi i stwierdzeniami po łacinie. Bardzo mi pomogli księża, podpowiadając rozwiązania.
- Skąd pomysł na drukowanie kroniki?- To mało znany dokument. Czasami pan się na niego powołuje, korzystał z niego również dyrektor archiwum Tadeusz Dzwonkowski. Za namową Leszka Pendasiuka doszliśmy do wniosku, że zielonogórzanie powinni poznać te zapiski księdza, który notatki rozpoczął 22 października 1945 r. a zakończył we wrześniu 1953 r., kiedy władze zmusiły go do opuszczenia parafii. W kronice widać, jak zmieniała się sytuacja w mieście. Pierwsze władze współpracowały z proboszczem. Burmistrz Sobkowiak był w radzie parafialnej. Później się to zmieniło. Sobkowiak odszedł a ks. Michalski miał problemy, np. z organizowaniem procesji w Boże Ciało. To kawałek historii naszego miasta.
- Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski