Ile są warte obiecanki z PRL-u?
- Dość mocno artykułuje pan swój sprzeciw wobec połączenia miasta i gminy Zielona Góra. Dlaczego?
Krzysztof Wołczyński: - W ogóle nie widzę żadnych argumentów za połączeniem. Hasło „większy może więcej” mnie nie przekonuje. Uważam natomiast, że jest wiele niebezpieczeństw, które towarzyszą połączeniu. I to niebezpieczeństw, które istotnie wpłyną na dalsze funkcjonowanie czy też stagnację miejscowości gminnych zwłaszcza tych mniejszych. Po drugie: pan Janusz Kubicki, jako prezydent, jest dla mnie osobą niewiarygodną jak i Urząd Prezydenta Miasta jest niewiarygodny. Dlatego, że w latach 80. ub. wieku z mieszkańcami Łężycy zawarto umowę społeczną dotyczącą budowy oczyszczalni ścieków dla miasta, która zlokalizowana została w Łężycy. Mieszkańcy wsi, w zamian za zgodę na takie sąsiedztwo i za odstąpienie swoich gruntów, mieli zagwarantowane, że w ramach zadośćuczynienia miasto wybuduje im kanalizację, wodociągi, zajmie się gazyfikacją wsi, itp. Do dziś nie zostało to wykonane.
- Wydarzenia, o których pan mówi miały miejsce ponad 20 lat temu, a od tego czasu władze miasta zmieniły się wielokrotnie, zmienił się też ustrój polityczny i gospodarczy w Polsce. Rozumiem rozczarowanie i nadwyrężoną wiarygodność władz w oczach mieszkańców. Ale czy z powodu tamtego niedotrzymania obietnic, warto dzisiaj blokować ważny projekt rozwojowy miasta i gminy?
- Krzysztof Wołczyński: - Pan prezydent Kubicki jest przecież spadkobiercą zobowiązań kolejnych ekip rządzących miastem, a jako były działacz SLD jest też politycznym spadkobiercą władz rządzących w latach 80. Chciałbym więc zapytać prezydenta, kiedy zamierza dotrzymać słowa danego przez dawne władze mieszkańcom Łężycy. Jeśli zmienił się ustrój w Polsce, to czy Polska powiedziała, że nie będziemy teraz spłacać długów PRL? Nie, zobowiązania musiały być uregulowane. Poza tym, obecny prezydent miasta jest dla mnie niewiarygodny z jeszcze jednego powodu: cztery lata temu zawarł umowę społeczną z mieszkańcami osiedla Czarkowo i z gminą, że zostanie wybudowany chodnik łączący miasto z tym osiedlem i do dziś nie zostało to zrealizowane. Ludzie tam mieszkający mają utrudnioną komunikację z miastem i muszą korzystać z leśnych nieoświetlonych ścieżek lub z głównej drogi, po której poruszają się samochody. W kółko tylko słyszymy, że się starają, ale nic się nie dzieje. Do tego dochodzi szereg innych problemów, dotyczących porozumiewania się z przedstawicielami miasta. Jeden z problemów ujawnił się przy okazji naszych rozmów o komunikacji MZK, kiedy gmina dosyć poważnie zastanawiała się nad zmianą przewoźnika. Jako osoba reprezentująca mieszkańców Łężycy zaproponowałem rozwiązanie, by zrezygnować z linii nr 23 na korzyść przedłużenia do Łężycy linii nr 19, która kończy się w okolicach ogrodnictwa. Pokazałem wyliczenia, których zresztą nikt nie podważył, że przy takim wariancie zmiany, miasto zaoszczędzi ok. 200 tys. zł. Na to usłyszałem od jednego z wiceprezydentów, żebym się tym nie interesował, bo to nie jest moja sprawa. Tymczasem chodzi przecież o pieniądze publiczne, którymi każdy mieszkaniec powinien się interesować.
Wodociągi są największym inwestorem w gminie
- Gdyby pan teraz spojrzał na sprawę połączenia miasta z gminą nie przez pryzmat tych ważnych, ale jednak drobnych spraw, które są do załatwienia, ale przez pryzmat możliwości rozwojowych regionu, pozyskiwania inwestorów zagranicznych, czy wyludniania się miasta…
- Trudno mówić o rozwojowych argumentach w przypadku połączenia gminy. W mieście jest przecież strefa gospodarcza na tzw. „Spalonym lesie” i czy tam są jacyś zagraniczni inwestorzy? A miejsca przecież nie brakuje na kolejne firmy. Jeśli mówimy o tych ogólnych problemach, jakie pan wymienił, to przecież rządzi tym ekonomia, która wszystko skoryguje. Rozwój regionu zapewnią nowe miejsca pracy a nie połączenie miasta i gminy. Więcej możliwości widzę we współpracy z miastem, ale na przejrzystych i partnerskich zasadach. Nie ma innego wyjścia, jak brać pod uwagę czynniki ekonomiczne, które zapewne mogą rozwiązać problem wyludnienia.
- No, ale w ramach Unii Europejskiej ekonomia jest stymulowana funduszami strukturalnymi, które w latach 2014-2020 będą przyznawane zwłaszcza metropoliom i regionalnym ośrodkom wzrostu. Będzie to 300 miast w Europie, z tego maksymalnie 18 miast w Polsce. Połączenie miasta i gminy zwiększa szanse na uzyskanie tych funduszy, choć oczywiście niczego nie przesądza. Czy nie warto się połączyć, choćby z tego powodu?
- Nie mam tutaj sprecyzowanego zdania, musiałbym się z tymi zagadnieniami bliżej zapoznać. Ale dla mnie połączenie obu samorządów nie stworzy żadnej metropolii. Argument dotyczący metropolii jest czysto marketingowy, bo zwiększenie liczby mieszkańców ze 118 do 136 tys. mieszkańców niewiele znaczy. Nie wiem, czy Warszawa w ogóle by ten fakt zauważyła. Główny problem, który jest przysłaniany kampanią połączenia miasta i gminy to brak strategicznych inwestorów w naszym regionie, którzy tworzyliby nowe miejsca pracy. Poza tym to jest akurat sprawa dla parlamentarzystów, którzy nic dla naszego regionu nie robią. Pytam się, co dla Ziemi Lubuskiej zrobił np. Stefan Niesiołowski, zrzucony do nas na spadochronie przed wyborami? Gdzie jest Niesiołowski, gdzie jest pani Bukiewicz? Nie mamy tutaj żadnych autorytetów, które byłyby w stanie lobbować za naszymi sprawami. I to jest realny problem.
Michał Iwanowski
Mich.Iwanowski@gmail.com