OPINIA Kontrakt Zielonogórski - warunki czy zasady połączenia?
Ośmielony oceną wójta, chciałbym wyjaśnić, dlaczego projekt Kontraktu nie został napisany w konwencji negocjacji handlowych. Otóż Kontrakt Zielonogórski, wbrew swej nazwie, nie jest i nie będzie umową handlową. Z bardzo istotnego powodu: w przypadku Kontraktu Zielonogórskiego nie ma stron kontraktu, bo być ich nie może.
Warunków połączenia nie mogą negocjować ani grupy branżowe, ani samorządowi urzędnicy, bo nie dysponują ustawową legitymacją prawną. Teoretycznie negocjacje połączeniowe mogliby przeprowadzić mieszkańcy obu gmin, ale z przyczyn technicznych trudno byłoby doprowadzić do takich rozmów. Żartobliwie pisząc: po prostu nigdzie nie ma aż tak wielkiego stołu rokowań. A ponadto polskie prawo nie przewiduje masowych, bezpośrednich negocjacji. Nie mamy zatem ani odpowiednich ustaw, ani paragrafów, ani procedur.
Trzeba było zatem szukać innej formuły dla Kontraktu Zielonogórskiego, czyli takiej, która pozwoliłaby doprowadzić do połączenia, omijając pułapki umowy handlowej. Taką możliwość daje Kontrakt zbudowany wedle logiki normatywnej, czyli mówiący bardziej o zasadach i mechanizmach połączenia niż o jego warunkach i detalach.
Te dwa słowa: „warunki” czy „zasady” są kluczowe dla zrozumienia istoty projektu Kontraktu Zielonogórskiego. Umowa handlowa precyzuje biznesowe warunki transakcji. Zaś zasady i mechanizmy skupiają się na opisie: co i jak chcemy zrobić. Co ważne, Kontrakt skupiony na mechaizmach nie wymaga podpisów „układających się” stron. Nie wymaga nawet gwaranta, np. notariusza. W przypadku Kontraktu Zielonogórskiego wystarczy, że mieszkańcy, poprzez głosowanie referendalne, wypowiedzą się w sprawie jego zapisów na „Nie” lub na „Tak”. Ich wola będzie obowiązująca.
Podobnie było z Konstytucją RP. Parlamentarny zespół roboczy przygotował projekt, a za jego przyjęciem lub odrzuceniem głosowali Polacy w referendum konstytucyjnym (25 maja 1997 roku). I to wystarczyło. Wola ludu była najważniejsza. Niepotrzebne były inne gwarancje. Kontrakt Zielonogórski, rozumiany jako swoista konstytucja połączenia, także nie potrzebuje gwarancji, wystarczy wola obywateli. Bo tylko mieszkańcy są władni podjąć decyzję w aż tak ważnej sprawie.
Projekt Kontraktu Zielonogórskiego, koncentrując się na projekcji głównych zasad i mechanizmów, już dziś respektuje wolę mieszkańców, odwołując się wprost do wyników badań opinii, postulatów zgłaszanych podczas licznych zebrań sołeckich i debat społecznych. Innymi słowy, projekt jest wiernym odbiciem postulatów mieszkańców gminy i miasta. Potwierdza to wójt Zalewski, mówiąc: „Wszystkie jego propozycje były wcześniej prezentowane na spotkaniach”.
Te propozycje to zbiór zasad, które bardzo powiększą zakres naszych obywatelskich wolności. Bo to mieszkańcy, minimum przez 16 lat, będą decydować o przeznaczeniu pieniędzy (przez pierwsze pięć lat po ok. 20 mln zł rocznie) z Funduszu Integracyjnego i Obywatelskiego. Będą decydować bez pośrednictwa radnych czy urzędników. To rewolucja obywatelska!
I taki właśnie cel przyświeca twórcom projektu Kontraktu – aby jego zapisy, jeśli zostaną przyjęte w referendum, mogły być obalone tylko poprzez ponowne referendum. Trudno sobie wyobrazić jeszcze większą gwarancję dla zapisów Kontraktu Zielonogórskiego. Ale jeśli ktoś zna lepszy sposób, proszę, niech uchyli rąbka tajemnicy.
Piotr Maksymczak