Kasa na rowerową wyprawę po Ameryce zebrana!
Niezwykłą historię pana Krzysztofa opisywaliśmy już w „Łączniku”. Z żoną Martą i synem Kornelem prowadził spokojne, ale bardzo aktywne życie. Wspólnie trenowali biegi po lesie i jeździli na rowerach. W 2016 r. rodzinne szczęście się skończyło - Kornel zachorował na cukrzycę. Rodzice byli przerażeni. Pan Krzysztof musiał odreagować, poradzić sobie ze stresem. Wsiadł wtedy na rower i do tej pory nie chce z niego zejść! A zaczęło się niepozornie, od 30-kilometrowej wyprawy do bunkrów w Świdnicy. Górka była solidna, a kondycja kiepska. K. Fechner myślał, że wyzionie ducha. O dziwo, poczuł się lepiej psychicznie i fizycznie. Wyruszył w trasy. I tak się rozkręcił, że najpierw w 2017 r. przejechał Tour de PoMorze - 710 kilometrów po województwie zachodniopomorskim. Potem był ultramaraton kolarski Bałtyk-Bieszczady, czyli 1008 kilometrów jazdy ze Świnoujścia do Ustrzyk Górnych. W końcu Maraton Rowerowy Dookoła Polski - 3200 kilometrów.
Przerwa na drzemki
Poprzeczka mocno poszła w górę i przyszła pora na Race Across America. Przez 12 dni trzeba pokonać 4.800 kilometrów, po 400 dziennie. To 20 godzin jazdy na dobę, z przerwą na drzemki. To 50 tysięcy metrów przewyższenia, to tak jakby wjechać sześć razy w pionie na Mount Everest. Pan Krzysztof do Ameryki zabiera kierowców, masażystę i menadżera, który naprawi rower w razie potrzeby, zatankuje kampera i załatwi niezbędne dokumenty. Na pokładzie znajdzie się youtuber, który wszystko uwieczni na kamerze. Aby ambitna wyprawa mogła dojść do skutku, trzeba było uzbierać zebrać niemałą kwotę. I ta sztuka się udała. - Dziękuję za pomoc urzędowi miasta, urzędowi marszałkowskiemu, sponsorom i wszystkim zielonogórzanom, którzy dorzucili się do tego przedsięwzięcia na serwisie Zrzutka.pl - mówi K. Fechner. - W podziękowaniu przekażę na charytatywne licytacje gadżety m.in. amerykański model roweru, identyczny na którym wystartuję w USA. Moim sponsorem tytularnym jest firma Seco Team, a strategicznym Wellu Nutrivi. Powoli wszystko zapinamy na przysłowiowy ostatni guzik. Mam już np. zamówione bilety i kampery.
Siła i wydolność
Najważniejsze jest jednak szlifowanie formy, sześć razy w tygodniu. - Dziennie pęka setka - zdradza zielonogórzanin. - To są z reguły tzw. treningi interwałowe. Przez dwie minuty jadę wolno, osiem minut bardzo mocno, potem kolejne pięć spokojnie i następne solidnie. W ten sposób buduję siłę. W weekendy pokonuję bez przerwy 150-250 kilometrów, wzmacniając wydolność.
Pan Krzysztof na dwóch kółkach „śmiga” po całym Lubuskiem. Odwiedził m.in. Świebodzin, Międzyrzecz.
Testy w Hiszpanii
Kolarz podkreśla, że w takim wyścigu jak amerykański trzeba mieć sporo szczęścia, bo gdy przyjdzie zmierzyć się z burzą piaskową albo przejechać tysiąc kilometrów pod wiatr, to nawet najlepsze przygotowanie kondycyjne nie pomoże. Szczęściu można dopomóc, dlatego K. Fechner z żoną i synem w kwietniu zameldował się w Hiszpanii, w Sagunto, 20 kilometrów od Walencji. Podczas tygodniowego pobytu zaliczył m.in. 48-godzinną jazdę bez przerwy, łącznie 800 kilometrów. Chodziło o to, aby w górzystej części Hiszpanii warunki na trasie jak najbardziej przypominały te w USA. Przyzwyczajał się też do gorącej temperatury i testował sprzęt. - Wszystko dobrze poszło, przyjechałem tu na zaproszenie Marcina Zakrzewskiego, szefa mojego teamu - mówi K. Fechner. I dodaje: - Mocno trzymajcie za mnie kciuki. Już samo ukończenie wyścigu będzie sporym sukcesem. W każdym z nas jest potencjał sportowy, wystarczy wstać z kanapy i zacząć się ruszać. Tak, aby w wieku 70 lat nie żałować. Aktywne życie powoduje, że mamy więcej energii - kończy kolarz.
Rafał Krzymiński