Podziemia pełne zwiedzających z kieliszkami
Zawieszka to zielony woreczek z logo 800-lecia powstania miasta, który można było sobie zawiesić na szyi. Mieścił się w nim okolicznościowy kieliszek, plan miasta z zaznaczonymi otwartymi piwnicami, program oraz bony na degustację win. Jeden taki zestaw kosztował 130 zł.
- Wydaliśmy ich około 1.200. Zaobserwowałem, że część osób kupowała jedną zawieszkę na dwoje zwiedzających. Szacuję, że w ten sposób trafiło do piwnic około 2 tysiące osób, a przecież trzeba pamiętać, że wstęp do wszystkich był otwarty i za darmo. Osób bez zawieszek nikt nie liczył, a było ich bardzo dużo - opowiadał wyraźnie zadowolony Bartłomiej Gruszka z Fundacji Tłocznia, organizator Dni Otwartych Piwnic Winiarskich (16-19 czerwca), które były jednym z wydarzeń obchodów jubileuszu miasta.
Na razie trudno ocenić, ilu zwiedzających to turyści z innych stron kraju, a ilu to zielonogórzanie. Przyjezdnych było jednak sporo. Pinezki wbite w mapę w Sali Szeptów pokazywały, że najwięcej enoturystów przyjechało do nas z okolic Poznania, Warszawy, Łodzi, Szczecina, Wrocławia i Górnego Śląska.
- W winobusach jadących na winnice większość pasażerów to byli goście z innych miast – mówił Mariusz Grabowy z firmy turystycznej Megatours.
Agatę i Jana pasja do enoturystyki przywiodła do Zielonej Góry z Warszawy. Polskę, jak mówią, zaczęli odkrywać na nowo podczas pandemii. - Wsiadamy na motor i ruszamy przed siebie. Zazwyczaj zostajemy na kilka dni. Ostatnio wypuściliśmy się w okolice Sandomierza. Tym razem chcieliśmy poznać winnicę, skąd pochodzi nasz ulubiony Solaris - opowiadał Jan.
Przy okazji zwiedzili tajemniczy, nie dla wszystkich odkryty jeszcze, świat zielonogórskich piwnic winiarskich.
- To takie moje winobranie. Jestem zachwycona - przyznała Edyta, zielonogórzanka. - Podczas tego „prawdziwego” nie mogę się odnaleźć. Za duży tłum. A tu jest kameralnie i z klimatem.
W każdej z 19 piwnic winiarskich stacjonowało dwóch albo nawet trzech winiarzy, którzy serwowali swoje wyroby.
- Bez spróbowania Siesty nie można opuścić tej piwnicy - śmiał się winiarz Roman Grad. Każde ze stanowisk winiarskich miało swój firmowy specjał, nierzadko poparty nagrodami i certyfikatami. Za wino można było płacić gotówką, ale wiele osób zdecydowało się na zakup pakietów degustacyjnych. - Mówię na nie „grapecoiny” - żartowała Katarzyna Żelazna, która serwowała swoje specjały w Sali Szeptów. To ciekawa przestrzeń nawet dla tych, którzy rundę po piwnicach mieli już za sobą. Odświeżona, przestronna, z zabytkowymi beczkami, które przetransportował tu ZGK. Budynek był częścią zakładów Eduarda Seidela, jednego z największych producentów wina i kupców winnych w Zielonej Górze.
Na trasie były też mniejsze perełki. A nawet te zupełnie kameralne jak dawna piwniczka Gustava Seelera przy pl. Matejki, gdzie stacjonowały winnice Mozów i Wzgórza Cisowskie. Było w czym wybierać - od nowoczesnej Nowej Piwnicy na Wzgórzu Winnym, przez industrialne klimaty budynku w Parku Sowińskiego, po nieco mroczną atmosferę piwnicy przy Grottgera 1. W tej ostatniej rozgościł się Marcin Furtak, gospodarz winnicy Saganum. Na pytanie :- Gdzie żona?, odpowiadał ze śmiechem: - Na powierzchni.
Tegoroczne Dni Otwartych Piwnic Winiarskich wpisały się w obchody 800-lecia powstania Zielonej Góry i 700-lecia uzyskania praw miejskich.
- Byłem w kilku piwnicach i jestem zachwycony. Rozmawialiśmy o różnych sprawach. Na przykład w wielkich piwnicach przy Matejki, gdzie wystawiała się winnica Aris, rozmawialiśmy o możliwości wydzierżawienia tego obiektu. To dobry pomysł – podsumował prof. Czesław Osękowski, szef komitetu organizacyjnego obchodów. – Chciałbym, żeby Dni Otwartych Piwnic Winiarskich na stałe weszły do wieloletniego programu imprez w mieście.
- My już wyznaczyliśmy termin przyszłorocznych Dni Otwartych Piwnic Winiarskich. Oczywiście obchodzonych w ramach jubileuszu miasta. Odbędą się 8-11 czerwca 2023 r. - odpowiada B. Gruszka, prezentując projekt plakatu.
(ah, tc)