Chcecie referendum? To przegracie
Sytuacja Lubinia i Zielonej Góry wygląda podobnie – otaczają je tzw. gminy obwarzankowe. I prezydenci obu miast chcą, by obwarzankowe samorządy się połączyły z miastem. Jednak różnie do tego podchodzą.
Prezydent Lubinia, Robert Raczyński, uważa, że problem powinien rozwiązać rząd, likwidując w całej Polsce gminy obwarzankowe (jest ich obecnie 158). Prezydent Zielonej Góry, Janusz Kubicki, preferuje odmienny model – to obywatele mają zadecydować o połączeniu. Stąd ton zielonogórskiej kampanii połączeniowej jest diametralnie odmienny od tej prowadzonej w Lubiniu.
Ostre słowa Raczyńskiego
W lutym, podczas wizyty w Zielonej Górze, prezydent Raczyński mówił „Łącznikowi”: - Myślimy o połączeniu od ośmiu lat. I napotykamy duży opór drugiej strony. Chodzi mi o gminnych urzędników, którzy decydują o rozwoju kraju. Nazwijmy rzecz po imieniu – tzw. gminy obwarzankowe to pasożyty. Otaczają zdrowe jądro. Żyją tylko dzięki miastu, tuczą się na nim i hamują rozwój. Polska rozwija się dzięki miastom, a takie gminy [obwarzankowe] hamują postęp. Funkcjonowanie dwóch urzędów w jednym mieście, w dodatku oddalonych od siebie o 500 metrów - tak jak jest w Lubinie, to przestępstwo na pieniądzach publicznych.
I dodał: - Uważam, że powinniśmy naciskać na rząd, żeby rozwiązał ten problem. Dla dobra kraju. Trzeba tylko odwagi, żeby jednym aktem prawnym zlikwidować wszystkie obwarzanki. Wszystkie te pasożyty. Wzmocni to gospodarkę kraju.
Międzynarodowa konferencja
Prezydent Lubinia, chcąc przekonać rząd, zorganizował w zeszły czwartek (18 kwietnia) konferencję poświęconą łączeniu gmin. Przyjechali goście z Czech, Danii i Niemiec. Oprócz nich za stołem prezydialnym zasiadła wiceminister Małgorzata Młochowska (pilotuje łączenie samorządów) i prezydent Janusz Kubicki. Salę wypełnili głównie samorządowcy z Dolnego Śląska.
Pierwsza rozpoczęła pani minister, jednoznacznie deklarując, że rząd jest za łączeniem samorządów. – Nasze społeczeństwo się zmienia i samorządy muszą się zmieniać – mówiła minister Młochowska. – Mniej młodych, to więcej starszych. To powinno skłonić nasze państwo do myślenia o łączeniu waszych jednostek. Większy samorząd daje większe szanse na lepsze usługi. Po połączeniu, samorząd będzie bardziej efektywny. Połączenie daje większy potencjał inwestycyjny. Większa będzie faktyczna zdolność do spłacania kredytów. Można uzyskać lepsze warunki spłaty.
Negatywne skutki
Minister sporo mówiła o negatywnych skutkach działalności gmin obwarzankowych, używając m.in. terminu „pasażera na gapę”, czyli korzystania z komunalnych usług finansowanych przez mieszkańców innej gminy. Zaprezentowała również tabelę pokazującą spadek kosztów administracji (w przeliczeniu na jednego mieszkańca) wraz z powiększeniem gminy.
- Połączone samorządy otrzymają dodatkowe pieniądze w ramach zwiększonego udziału w podatkach PIT. Panie prezydencie, razem to liczyliśmy, wychodziło nam ok. 20 mln zł rocznie (czyli w sumie ok. 100 mln zł) – mówiła minister, zwracając się do prezydenta Kubickiego. I chociaż jednoznacznie poparła ideę łączenia samorządów, to zaraz się zastrzegła: - Nie przewidujemy odgórnych, twardych zmian.
Krótko mówiąc, rząd jednym pociągnięciem pióra nie zlikwiduje gmin-obwarzanków. Tak jak zrobiono w Danii. – W 1970 r. mieliśmy w Danii 1200 gmin. Po reformie zostało ich 275. Do kolejnej zmiany doszło sześć lat temu, gdy zmniejszono ich liczbę do 98. Minimalna liczba mieszkańców, żeby gmina dobrze funkcjonowała, musi wynosić 30 tys. mieszkańców – opowiadał Jørgen Basballe, dyrektor komunalny Mariagerfjord. – Teraz gminy są mocniejsze i wykonują więcej zadań.
Również odgórne zmiany przeprowadzono w Niemczech.
Model obywatelski
Na tym tle zupełnie inaczej wypadł prezydent Kubicki, który przez pół godziny tłumaczył na czym polega zielonogórski model łączenia. – Rozmawiamy, chcemy uzgodnić warunki porozumienia, które zawrzemy w Kontrakcie Zielonogórskim – mówił prezydent Kubicki, przedstawiając zasady połączenia. To, o czym mówił, niczym się nie różniło od prezentacji przedstawianej podczas zebrań z mieszkańcami sołectw i miasta. – Ostatecznie, o połączeniu, nie zadecydują politycy czy radni, ale sami mieszkańcy.
Prezydent w punktach pokazywał jak bardzo zielonogórski model skierowany jest do obywateli: podczas kilkudziesięciu spotkań mieszkańcy zgłaszają swoje postulaty, które będą zawarte w Kontrakcie Zielonogórskim. Kontrakt będzie zawierał najważniejsze ustalenia, m.in. obniżenie podatków, niższe ceny komunikacji miejskiej, zachowanie sposobu finansowania organizacji pozarządowych czy OSP. To mieszkańcy sami, poprzez składanie wniosków i głosowanie, decydują jak są wydawane pieniądze z Funduszu Integracyjnego. Teraz 3 mln rocznie, po połączeniu 6-7 razy więcej.
A na koniec, o połączeniu, zadecyduje referendum.
Jak zrobicie referendum, to przegracie
Takie podejście zaskoczyło część zebranych. – Jak zrobicie referendum, to przegracie w drzwiach. Ludzie nie przyjdą – prorokował Grzegorz Roman, były marszałek województwa dolnośląskiego.
Inni chwalili Kubickiego za stawianie na obywatelskość procesu połączeniowego. Kolejni mówcy też odnosili się do wystąpienia prezydenta Kubickiego, zadając mu pytania.
Złagodniał również prezydent Raczyński. Już nie mówił o pasożytach otaczających miasto. – Co się zmieni dla mieszkańców gminy po połączeniu? – pytał retorycznie. Nic. Tylko tabliczki trzeba będzie przenieść. I o 5.00 rano zobaczycie miejskie autobusy, bo teraz nie macie komunikacji miejskiej.
Spotkanie trwało trzy godziny. Na sali byli również reprezentanci gminy wiejskiej Zielona Góra: sekretarz Urszula Zamiatała i radny Krzysztof Wołczyński. Głosu nie zabierali.
Tomasz Czyżniewski
T.Czyzniewski@Lzg24.com.pl