Pensjonariusze z dala od domu
- Na pacjentów czekały przygotowane sale chorych i ciepły posiłek. Na szczegóły potrzebujemy jeszcze trochę czasu, ale wstępnie mogę powiedzieć, że stan ogólny seniorów jest dobry - mówi Joanna Bieniek, rzecznik prasowy szpitala w Torzymiu. Do lecznicy trafili tylko mieszkańcy DPS-u z negatywnym wynikiem testu na koronawirusa. - Mamy zakład opiekuńczo-leczniczy, więc opieka nad starszymi pacjentami nie jest dla nas czymś nowym. Za chwilę poprosimy pensjonariuszy o numery telefonów do rodzin i wyznaczymy własny numer do kontaktów, bo pacjenci z Zielonej Góry na pewno zostaną u nas kilkanaście dni – uspokaja rzeczniczka.
Wojewoda wydał decyzję
W niedzielę, 4 października, wojewoda lubuski zarządził ewakuację wszystkich mieszkańców DPS dla Kombatantów. Do podjęcia decyzji o alokacji miało się przyczynić wykrycie wśród pensjonariuszy i personelu kolejnych 52 zakażonych osób (o 44 zakażeniach informowaliśmy w Łączniku 2 października) i brak pracowników do opieki nad mieszkańcami domu pomocy. Tego dnia do pracy w DPS stawiło się tylko pięciu. I wolontariusze.
- To dziesięć osób, głównie ze schroniska Caritas dla bezdomnych mężczyzn. Bez nich opieka nad pensjonariuszami przestałaby funkcjonować. Myli ich, przewijali, karmili, zmywali naczynia - informuje radny Andrzej Brachmański, który też zakasał rękawy. Podobnie jak strażak ochotnik Andrzej Gedrange, dyrektor Wioleta Haręźlak czy prezydent Janusz Kubicki, który złapał koronawirusa.
Łącznie na 171 pensjonariuszy domu pomocy 72 zostało zarażonych, na 120 pracowników – 35, a kwarantanną objęto 285 osób. Od niedzieli do środy (4-7 bm.) pensjonariuszy wywieziono do wielospecjalistycznego szpitala w Gorzowie Wlkp. (67 osób), do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Drezdenku (21), do szpitala pulmonologiczno - kardiologicznego w Torzymiu (74). Kilku mieszkańców trafiło do szpitali w Zielonej Górze i w Żaganiu. Alokacji mieszkańców dokonywano według kryterium: covidowi, negatywni, leżący, poruszający się. Tylko dwie rodziny zabrały swoich bliskich do domów, decydując się na dziesięciodniową kwarantannę, choć proponowano to wszystkim, z którymi udało się nawiązać kontakt.
- W całej akcji żołnierze ewakuowali, organizacyjnie pomagało im miasto, strażacy byli odpowiedzialni za dekontaminację osób, które wchodziły i wychodziły z DPS-u, zielonogórska policja i straż pożarna zabezpieczały teren, a dekontaminację budynku robi teraz wojsko – podsumowuje Waldemar Michałowski, szef bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w mieście.
Po pierwsze reżim sanitarny
- Tuż po przyjęciu pierwszych pacjentów z DPS okazało się, że poza koronawirusem mają też inne, nie mniej poważne problemy zdrowotne. Są zaniedbani, mają odleżyny i otwarte rany –poinformowała na swojej stronie lecznica w Gorzowie. Do szpitala z północnej stolicy województwa pensjonariusze trafili w pierwszej kolejności.
- Otwarte rany? To tym żołnierzom po drodze pacjenci z noszy pospadali? Nie rozumiem – dziwi się Robert Górski, lekarz pogotowia, który przez ostatnie dwa tygodnie, gdy w DPS zabrakło nawet lekarza, doglądał pensjonariuszy. – Inne choroby? Oczywiście, przecież to starsi ludzie! Mają choćby cukrzycę i wynikające z niej powikłania. Nawet pod opieką kochającej rodziny czasem nie uniknie się odleżyn, a co dopiero w sytuacji dojmującego braku personelu! Przecież na tym właśnie polegał problem – dodaje.
Pensjonariusze domu kombatanta mają po 80, 90 lat. Najstarszy, weteran drugiej wojny światowej, ma lat 101.
- Górski w trymiga wprowadził nam tu reżim sanitarny – mówi Brachmański. – Zorganizował pojemniki na odpady skażone, porozkładał rękawiczki, żeby były pod ręką, zrobił krótki wykład sanitarny, kazał wietrzyć pokoje, co pół godziny zmieniać maski ochronne, rękawiczki co kwadrans, kombinezon trzy razy na dzień.
Roznosił leki, podawał insulinę, wraz z ratownikiem medycznym zmieniał opatrunki…
5 października zarząd gorzowskiej lecznicy wystąpił do wojewody lubuskiego o pilne zwołanie konsylium lekarskiego z udziałem konsultantów wojewódzkich. Miało ocenić stan pacjentów oraz opracować standard ich leczenia i pielęgnowania. Po specjalistycznych badaniach lecznica poinformowała, że „stan pacjentów jest średniociężki stabilny”.
Po drugie dokumentacja medyczna
- Szpitale w Gorzowie i Drezdenku ani razu się z nami nie kontaktowały, nie zgłaszały żadnych oczekiwań, o nic nie pytały. Przekazaliśmy im dokumentację medyczną pensjonariuszy i ich leki – mówi Mieczysław Jerulank, dyrektor MOPS, oddelegowany wraz z Wioletą Haręźlak do zarządzania placówką. Jednak pierwszych pacjentów zapakowano tu pod dyktando jedynej obecnej w pracy pielęgniarki. - Tylko Torzym poinformował nas, jak przygotować pacjentów do transportu i na pobyt w szpitalu. Poproszono nas o leki na tydzień dla każdego pacjenta zapakowane w specjalne pojemniki, pierwszą stronę dokumentacji medycznej w teczkach, przypomnieli o telefonach i ładowarkach. I nie życzyli sobie żadnych dodatkowych ubrań i rzeczy - mówią w DPS-ie.
- To względy bezpieczeństwa. By zmniejszyć ryzyko zarażenia, podeszliśmy do nich jak do pacjentów z podejrzeniem zakażenia koronawirusem – wyjaśnia rzeczniczka szpitala w Torzymiu.
Województwo, oczywiście żeby pomóc, ogłosiło zbiórkę rzeczy dla pensjonariuszy. – To nie zdążyli ich kupić i zmagazynować w szpitalach od marca? Przecież miała nadejść wielka fala, no to nadeszła – dziwi się wolontariusz, prosty chłop.
Bez pomocy jak bez ręki
Na pierwszą linię frontu, czyli do budynku skierowano ośmiu żołnierzy, którymi dowodził ppor. Tomasz Stojecki. - Karolina, Magda, Kacper… - rzucają zapamiętane imiona wolontariusze. – Supergrupa! Gdy nie ewakuowali, to na przykład pomagali przy karmieniu.
To nie zawsze jest proste. Część pensjonariuszy nie chce jeść, wciskaniem im na siłę pokarmu można tylko wywołać zachłyśnięcie. Dlatego Swietłana Czajka, Ukrainka, która 20 lat przepracowała w swoim kraju na oddziale zakaźnym i pracuje przy ul. Lubuskiej, teraz chodzi przygnębiona.
- Tę pierwszą pacjentkę z DPS-u, która zmarła w szpitalu na COVID w Gorzowie trzeba było umieć karmić, bardzo ostrożnie, powolutku, bo inaczej by się udławiła – tłumaczy.
Pensjonariuszki karmiła też Wioleta Haręźlak. Niektóre strzykawką. - Nie mam teraz czasu na rozmowę z mediami, powetuję sobie po wszystkim – rzucała konsekwentnie.
Tak się tego nie robi
W środę, gdy ostatni mieszkańcy opuszczali dom i na końcu, żeby nie zdechły z głodu, wynoszono też trzy papugi, do pracy przyszło 18 pracowników DPS. Pielęgniarka, pokojowe, opiekunki, terapeuci i pracownicy administracyjni. Część wróciła z kwarantanny.
- Gdyby wojsko po prostu pomogło nam tu na miejscu, ewakuacja nie byłaby potrzebna – uważa R. Górski.
Chyba nie on jeden.
- Wykrywa się zakażenie w DPS w Lubuskiem (…) i podejmuje się decyzję, żeby te osoby po 3 x 60 rozwieźć do trzech różnych szpitali w województwie. I powoduje się, że te wszystkie szpitale (…) zostaną zatkane - mówi w poniedziałkowym wydaniu telewizji śniadaniowej TVN prof. Krzysztof Filipiak, kardiolog, internista i farmakolog kliniczny z uniwersytetu medycznego w Warszawie. – Tak się tego nie robi. W normalnym kraju kieruje się pracowników ochrony zdrowia do tej placówki i przekształca się ją w jednostkę covidową. Ale my nie jesteśmy do tego przygotowani, przespaliśmy wakacje, mamy permanentne braki w ochronie zdrowia, głównie w personelu.
Sprawdzamy. 5 października szpital w Gorzowie, w związku z wzrastającą liczbą chorych na COVID-19 oraz z powodu zakażenia koronowirusem 30 pracowników, o pomoc przy wykonywaniu czynności pielęgnacyjnych poprosił siostry zakonne. W czwartek, 8 października, na oddziale zakaźnym szpitala w Zielonej Górze zajęte były 34 łóżka z 35 i wszystkie (trzy) respiratory decyzją wojewody lubuskiego dedykowane pacjentom covidowym.
(el)
W celu zadania pytań o stan zdrowia bliskich należy skontaktować się ze szpitalami, w których się znajdują. Informacji o miejscu pobytu pensjonariuszy Domu Pomocy dla Kombatantów udziela Agnieszka Tkaczyk, nr tel. 691 721 583.