Piąte mistrzostwo Stelmetu
A jak Astoria
Jedyny zespół, który zdobył w zakończonym sezonie halę CRS. Beniaminek Energa Basket Ligi, prowadzony przez starego znajomego zielonogórzan Artura Gronka, sprawił jedną z większych niespodzianek w pojedynczych spotkaniach tego sezonu. W ostatnim, jak się później okazało, meczu z udziałem publiczności, w ramach polskiej ligi w Zielonej Górze, bydgoszczanie z fenomenalnym tego dnia Krisem Clyburnem wygrali 113:107.
B jak budżet
Oszczędnościowy, ekonomiczny, rozsądny, naprawczy. I jeszcze kilka określeń można by znaleźć, ale nie o to chodzi. Klub wszem i wobec mówił, że rozsądnie wydawał każdą złotówkę po tłustych latach, za które rachunek wciąż trzeba płacić. Stosunek ceny do jakości był wręcz powalający. Stelmet pod wodzą Tabaka wreszcie wyglądał jak garnitur skrojony na miarę. Klasyczny, bez efektownych wzorków, ale taki, na który przyjemnie było patrzeć i z którym nie trzeba było co chwilę latać do krawcowej.
C jak Clyburn
Kris Clyburn w lutym rzucił Stelmetowi 35 punktów w barwach Astorii, co jest indywidualnym rekordem ligi sezonu 2019/2020. Amerykanin był bohaterem bydgoszczan i ojcem sensacyjnego zwycięstwa. Na początku sezonu błysnął w hali CRS jego starszy brat. Will w październiku rzucił zielonogórzanom 20 punktów, a jego wielkie CSKA Moskwa wygrało w Zielonej Górze różnicą 40 punktów.
D jak drużyna
Nikogo nie trzeba było przekonywać, że w tej grupie ludzi panuje świetna atmosfera. Wystarczyło spojrzeć na ławkę, jak reagowała po udanych akcjach kolegów na parkiecie. Nieprzekonani mogli zerknąć jeszcze w media społecznościowe, gdzie ze zdjęć i filmów wyłaniał się obraz dobrze czujących się ze sobą ludzi. Pragmatycy mogą spojrzeć na liczby. Prawie 26 asyst na mecz w polskiej lidze. W tym elemencie Stelmet nie miał sobie równych w kraju.
E jak epidemia
Przy tym sezonie we wszystkich kronikach - analogowych i cyfrowych będzie zawsze widnieć gwiazdka. „Sezon zakończony wcześniej z uwagi na koronawirusa”. Gdyby tytuł został zdobyty w pełnowymiarowym sezonie, w tym miejscu alfabetu byłoby pewnie słowo „euforia”. A tak koszykarze Stelmetu z wersji 2020/21 nieraz usłyszą złośliwe słowa, podważające wagę tego triumfu.
F jak fizyczność
Tak bardzo podkreślana przez niemal wszystkich koszykarzy i trenera, zwłaszcza w konfrontacji ze wschodem. Žan Tabak postawił na ludzi, którzy nie pękali w konfrontacji z gwiazdami ligi VTB. Wielkimi wzdłuż i wszerz.
G jak Gordon
Gdyby nie kontuzja, a już w szczególności turniej finałowy Pucharu Polski, byłby pierwszym w historii klubu graczem, który jako reprezentant Zielonej Góry wystąpiłby w meczu gwiazd ligi VTB. Drew Gordon świetnie wypadał w konfrontacji ze znacznie droższymi centrami możnych drużyn ze wschodu. To on miał indywidualnie najlepsze liczby ze Stelmetu w lidze VTB. Tę literę zaczęliśmy od słów „gdyby nie kontuzja” i tak też skończymy. Gdyby nie uraz kolana oraz absencja na przełomie stycznia i lutego, Stelmet miałby jeszcze więcej zwycięstw w lidze VTB.
H jak Hakanson
Pierwszy Szwed w barwach zielonogórskiego klubu, do którego wzdychało podobno wiele zielonogórskich fanek basketu. „Ludde” pochodził z kraju, który dotychczas w naszym mieście bardziej kojarzył się z gwiazdami żużla niż koszykówki. Przychodził po minuty, których brakowało mu w Hiszpanii. Był jednym z tych, który na parkiecie spędzał najwięcej czasu. Nie marnował go.
I jak Igrzyska
Marzenie każdego sportowca, a gdy możliwość olimpijskiej rywalizacji staje się czymś więcej niż mrzonką, wówczas szansę trzeba brać. Z takiego założenia wyszedł Przemysław Zamojski, ale także klub, który w trakcie trwającego sezonu wypuścił zawodnika, by ten mógł się szykować wraz z kadrą 3x3 do turnieju kwalifikacyjnego. Idealny plan był taki: „Zamoj” w połowie marca zdobywa przepustkę do Tokio, czyli przy pierwszej możliwej okazji i wraca do klubu, by z kolegami walczyć o tytuł. Wyszło inaczej. Turniej przełożono na nieznany dotąd termin, sezon w Stelmecie już się skończył, a Igrzyska Olimpijskie? MKOL przekonuje, że będą, ale czy ktoś dziś da taką gwarancję?
J jak jubileusz
200 meczów w kadrze okraszone zwycięstwem nad mistrzami świata i to na ich terenie. Taki jubileusz spotkał w tym sezonie Łukasza Koszarka w reprezentacji kraju. Kapitan Stelmetu, lepszej chwili na celebrowanie okrągłej liczby w biało-czerwonych barwach, jak wygrana z Hiszpanią, nie mógł sobie wymarzyć. Przez kadrę też późno dołączył do klubowych kolegów przed sezonem. Przecież powracał do Stelmetu po historycznych, jakże udanych mistrzostwach świata w Chinach. I od początku grał mniej niż zazwyczaj. Średnio na parkiecie spędzał nieco ponad kwadrans, czyli najmniej od 16 lat. Gdy już się jednak pojawiał, zwłaszcza w dalszej części sezonu, nadawał ten swój profesorski ton poczynaniom zespołu, co nie uszło uwadze mediów zajmujących się basketem. Portal Polskikosz.pl opublikował nawet tekst zatytułowany „wielki w mniejszej roli”, świetny tytuł podpierając statystykami. Dzień po piątym mistrzostwie minęło dokładnie 7 lat, jak Koszarek związał się z zielonogórskim klubem.
K jak koronacja
Najciekawsza byłaby ankieta: gdzie zastała cię decyzja, że jesteś mistrzem Polski? Stąd o koronacji, o jakiej marzą wszyscy, z tłumem wiwatujących kibiców, lejącym się szampanem, sypiącym konfetti i serpentynami, czyli kanonem świętowania, tym razem trzeba zapomnieć. Bardziej niż słowo koronacja pasuje tu klasyfikacja, na podstawie której przyznano miejsca na podium. Łukasz Koszarek o mistrzostwie dowiedział się podczas… domowych porządków.
L jak liczby
To dla tych, którzy podważają decyzję zarządu Polskiej Ligi Koszykówki. Stelmet liczby miał IMPONUJĄCE. Najlepszy atak: średnio 95,3 pkt., najwyższa skuteczność w rzutach za 2 i za 3 pkt., a do tego wspomniana już wcześniej znakomita liczba asyst. Tak Stelmet grał w tym sezonie w EBL. I dlatego na przełomie roku rozsiadł się na fotelu lidera, którego już nie oddał.
Marcin Krzywicki