Dziennikarze najczęściej pytają czy my jesteśmy parą

21 Czerwiec 2018
Czterokrotni mistrzowie świata, zdobywcy złotych medali Igrzysk Sportów Nieolimpijskich, kończą przygodę z zawodowym tańcem. Anna Miadzielec i Jacek Tarczyło pożegnają się w ten weekend, 23-24 czerwca, przed własną publicznością. Puchar Świata oraz Mistrzostwa Europy w hali CRS, to impreza na niespotykaną dotąd skalę!

- Rozmawiamy po jednym z ostatnich treningów przed zawodami w Zielonej Górze i po raz pierwszy widzę Was, jak się nie uśmiechacie w tańcu…
Anna Miadzielec: - Ciężko, żeby ten uśmiech był na treningu, wykonujemy tu trudne rzeczy, powtarzamy je wielokrotnie. To nie jest tak, jak na zawodach, gdy jest jeden występ. Tutaj jest powtarzanie, milion uwag do zapamiętania. Ten uśmiech na treningu jest rzadko, ale na zawodach dzieje się samoistnie.

Jacek Tarczyło: - Każdy z nas to ma, że przed występem jest pełna koncentracja, a już na parkiecie pierwsza poza i już wszystkie zęby są pokazane.

- Odliczacie godziny do tego występu? Mówicie sobie, że wreszcie pójdziecie na imprezę, zjecie coś mniej zdrowego i nie będziecie mieli zakazów w związku z treningiem?
Anna: - Dokładnie tak jak mówisz! Pójdę na pizzę i najem się porządnie! Będzie też impreza. Wszystko po zawodach, bo do zawodów pilnujemy się i wszystko podporządkowujemy zawodom.
Jacek: - Ja raczej nie jem fast foodów. Jak się to skończy, to ze 2-3 dni będzie euforia z normalnego życia, a potem to się ustabilizuje i będzie normalnie.

- Życie tancerzy, akrobatów, takich jak Wy, jest mocno ascetyczne? Jak wielu potrzeba wyrzeczeń?
Anna: - Tak wielu jak w każdym sporcie. Jeśli nie mielibyśmy odpowiedniej diety, treningów, także funkcjonalnych i siłowni, to nie bylibyśmy w stanie tańczyć na takim poziomie. Mnóstwo pracy i wyrzeczeń trzeba, żeby dojść do takiego poziomu.
Jacek: - Trzeba wybrać albo sport, albo zabawa. Jeśli to pierwsze, to trzeba podążać drogą prawdziwego sportowca. Treningi, dieta, masaże i inne rzeczy. Jeśli nie, to będzie tylko zabawa.

- Jakie pytanie najczęściej słyszycie od dziennikarzy?
Anna: - (śmiech) Czy jesteśmy parą?
Jacek: - Najczęściej takie właśnie pytanie padało w programach telewizyjnych.

- Wiedziałem! A było coś kiedyś na rzeczy?
Jacek: - Nie, nigdy na rzeczy nic nie było. Traktowaliśmy się jak sportowcy, jak ludzie w pracy. Nie przyszło nam to chyba nawet do głowy.

- Często w tej pracy były momenty, kiedy po prostu mieliście siebie dość? Były słowa: nie dzwoń, nie pisz, daj mi spokój...
Anna: - (śmiech) Non stop tak jest! Teraz mogę się przyznać, po 11 latach wspólnej pracy. Wiecznie mówimy do siebie: nic do mnie nie mów!
Jacek: - I jeszcze mówimy: co się patrzysz?! (śmiech) W piątek mówiliśmy do siebie: nie dzwoń, nie pisz. Spotkamy się w poniedziałek! Skąd o tym wiedziałeś?

- Idźmy zatem tą drogą. Niech jedno na drugie coś powie, co Was w sobie denerwowało?
Anna: - Mojemu partnerowi nie można zwrócić uwagi, ponieważ od razu się oburza.
Jacek: - Rewanż? A ile mam czasu? (śmiech) Mnie trenerzy mówili: Jacek, jak przychodzisz na trening, to się nie odzywaj, bo treningu nie będzie. Stosowałem się do tych wytycznych!

- Przez te 11 lat bardzo się zmieniliście jako ludzie? Nie chcę Was zmuszać do konfrontacji, ale pewnie możecie coś o sobie nawzajem powiedzieć?
Anna: - Powiem o sobie, bo zaraz nas skłócisz i jeszcze nie wystąpimy w zawodach! (śmiech). Gdy zaczynałam trenować rock’n’rolla, miałam 16 lat, a teraz mam 28 i z dziecka stałam się kobietą. Zmiany są gigantyczne. Mój charakterek jest jednak nadal taki, jaki był. Nauczyłam się za to, jak radzić sobie z nerwami, bo tego nie potrafiłam okiełznać. Teraz jest troszkę lepiej.

- Jacku, Ania jest częścią Twojego życia. 11 lat to kawał czasu…
Jacek: - Spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu. Widzimy się codziennie. Oprócz tego wyjazdy, obozy, zawody, gdzie jesteśmy ze sobą 24 godziny na dobę. To bliska mi osoba.

- Cztery tytuły mistrzów świata. Pozycjonujecie je jakoś? Który najbardziej cieszył?
Anna: - Ten pierwszy. Nie dowierzaliśmy. Po układzie czekaliśmy na wyniki bardzo długo. Ja byłam przekonana, że nic z tego nie będzie, ale okazało się, że wynik stawia nas w roli zwycięzców. Nie zapomnimy tego momentu.
Jacek: - Pierwszy jest najważniejszy, ale trenerzy mówili nam, że prawdziwymi mistrzami będziemy, gdy obronimy tytuł. Trzeci też smakował wyjątkowo, bo był u nas, w Zielonej Górze. Czwarty też miał swój urok, bo był w Moskwie. W Rosji nikt nie przypuszczał, że z gospodarzami możemy wygrać. Każdy triumf ma swój wyjątkowy smak.

- Jak udało się wejść do tego świata zarezerwowanego dla Rosjan? Tym bardziej, że dochodzi kryterium oceny sędziowskiej.
Anna: - Nie zdawałam sobie tego początkowo sprawy. Trenowałam od dwóch lat i pojechałam na zawody do Niemiec. Z rundy na rundę przechodziliśmy dalej. Aż w końcu doszliśmy do finału. To były mistrzostwa świata, które skończyliśmy na piątym miejscu. Nie spodziewaliśmy się tego. Później przekonywaliśmy sędziów wszechstronnością. Byliśmy dobrzy i w akrobatyce, i w tańcu. Są sędziowie, którzy mówią, że dobrze wyglądamy na parkiecie, że jesteśmy bardzo radośni.

Jacek: - Pierwsze wejście do finału było dla wszystkich wielkim zaskoczeniem, ale żeby wejść na podium, musieliśmy sporo czasu o to powalczyć. Wydawało nam się, że Polacy muszą być dwa razy lepsi od Rosjan, żeby z nimi wygrać. Później już tylko my i Rosjanie rywalizowaliśmy o najwyższe miejsca. Sędziami są osoby z różnych krajów.

- A co szykujecie na najbliższy weekend w hali CRS?
Anna: - Mamy dwa nowe układy. Jeden jest taneczny, bez elementów akrobatycznych, ale w dużo szybszym tempie tanecznym. Całkiem nowy, nikt go nie widział. Mamy też układ akrobatyczny, który, mamy nadzieję, zrobi furorę, ponieważ jest to połączenie wszystkich mistrzów świata. Ich kroków i ich muzyki. Po każdym elemencie zmienia się muzyka i jest kawałek choreografii mistrzowskiego duetu.

Jacek: - Chcemy oddać hołd i pokazać, od kogo czerpaliśmy inspirację.

Anna: - Mam nadzieję, że chociaż w połowie będziemy tak dobrzy, jak oni. Każdy ma swój niepowtarzalny styl, a my chcemy to złączyć w całość i na końcu okrasić to swoim kawałkiem.

- W rock’n’ rollu akrobatycznym są układy nazwane czyimś imieniem? Jak np. w łyżwiarstwie figurowym?
Anna: - Jasne! Nawet my mamy swoją własną figurę!

Jacek: - Jest „double back tact Ania, Jacek”. Zasada jest taka, że jak wymyślisz nowy element, to on jest nazwany twoim imieniem.

Anna: - Musisz go jednak skoczyć na zawodach! Ze dwa lata temu pewna rosyjska para zaczęła go też skakać.

- Widzicie oczami wyobraźni, figurę nazwaną od Was, wykonywaną za jakiś czas na Igrzyskach Olimpijskich?
Jacek: - Bylibyśmy dumni. Mamy nadzieję, że kiedyś nadejdzie taka chwila, że rock’n’roll stanie się dyscypliną olimpijską. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było mnie wówczas na takich zawodach, a jakby ktoś skakał nasz element, to już w ogóle duma by rozpierała!

- Nawet rozmawiasz, Jacku, w koszulce Rio de Janeiro, miejsca igrzysk w 2016 r., gdzie wasza dyscyplina była prezentowana.
Jacek: - Było to dla nas wielkie wydarzenie. Mogliśmy się poczuć jak olimpijczycy. Atmosfera była bardzo fajna. Szkoda, że ten sport nie wszedł do programu za naszych czasów.

Anna: - Staramy się popularyzować tę dyscyplinę i mam nadzieję, że w końcu kiedyś to przyniesie owoce.

- To dobrze, że w Zielonej Górze kończycie, czy też raczej to najtrudniejsze z możliwych pożegnań?
Anna: - Jest super, cieszymy się, że to będzie u nas, wśród rodziny i znajomych, ale jest to o wiele trudniejsze niż na wyjeździe. Presja jest większa, tym bardziej, że w tym roku nie startowaliśmy w żadnych zawodach. Jesteśmy trochę w plecy, względem rywali, ale mam nadzieję, że mamy we krwi te występy i na tyle pracujemy z psychologiem, że okiełznamy stres.

Jacek: - Większość zielonogórzan, która nas zna, wie, że kończymy karierę. Gdyby to odbywało się gdzieś w świecie, to nikt by o tym nie wiedział. W dzień zawodów na pewno będę przebierał nogami, stres będzie, ale taki jak zwykle, na normalnych zawodach.

- Kiedy przeżywaliście największy stres? Wrocław i ubiegłoroczne Igrzyska Sportów Nieolimpijskich?
Anna: - Dokładnie, ja już się stresowałam tydzień przed, co mi się nigdy nie zdarza. To były dla nas wielkie zawody i presja była straszna. Mieliśmy ogromne chęci, żeby to wygrać. Nigdy wcześniej ani później bardziej się nie stresowałam.

Jacek: - Mnie stresowały najbardziej zawody najwyższej rangi. I wtedy, gdy nie czułem się najlepiej zdrowotnie, ten stres był wówczas większy.

- Jak zakończycie ostatni taniec, łezka się zakręci, najecie się, poimprezujecie... to co później?
Anna: - Wakacje!
Jacek: - Słońce, woda, odpoczynek! Później przyjdzie wrzesień i zacznie się praca w szkole, klubie. Ja nie myślę o tym, co będzie dalej. W wakacje sobie coś ułożę.
Anna: - Mamy pewien pomysł, żeby łagodnie zakończyć karierę. Chcemy pójść w pokazy. Mamy taką możliwość, będzie nowy program na Polsacie – World of Dance. Chcielibyśmy tam wystąpić.
Jacek: - Póki będziemy w formie, to na pewno będziemy jeździć i tańczyć. Kończymy jednak karierę zawodową.
Anna: - Reszta zostaje, pokazy, obozy, treningi. Tak całkowicie odciąć się nie da. Można by popaść w depresję!

- Dziękuję.
Marcin Krzywicki

TEGO W POLSCE JESZCZE NIE BYŁO!

Annę i Jacka oraz ich pożegnalny występ zobaczymy już w ten weekend, 23-24 czerwca, podczas imprezy RETRO’n’ROLL Puchar Świata oraz Mistrzostwa Europy w Rock’n’Rollu Akrobatycznym.

W Zielonej Górze, w hali CRS, zatańczą zawodnicy z całego świata! W Pucharze Świata i Mistrzostwach Europy udział weźmie ponad 2 tysiące zawodników z czterech kontynentów i ponad 30 krajów! Zawody odbędą się w kategoriach seniorskich i młodzieżowych. W sobotę, wstęp wolny do hali w godz. 16.00-20.00 – wtedy odbędą się wszystkie rundy przedfinałowe.

W niedzielę od 15.00 do 17.00 – finały młodzików i juniorów oraz Main Class Contact Style. O 17.30 – Wielki Finał! Bilety od 15 zł na abilet.pl, ulgowe przysługują dzieciom do lat 14, dzieci do lat 6 wchodzą na imprezę za darmo, ale nie przysługuje im bezpłatne miejsce siedzące.
Szczegółowe informacje o zawodach na stronie www.rnr2018.com.