50 stron o tym, jak wówczas było
- Czytam popularne periodyki poświęcone historii. Wiesz, że stworzyłeś nietypowe wydawnictwo?
Dariusz Chajewski, dziennikarz „Gazety Lubuskiej”, redaktor wydania specjalnego miesięcznika „Nasza historia”: - ????
- Prezentujesz wielu zwykłych świadków historii. Zwykłych ludzi. Zielonogórzan.
- To prawda. Wydawnictwa ogólnopolskie, a takim jest też „Nasza historia”, mają z tym kłopot. Podobnie jak historycy, bazują głównie na dokumentach. My, opisując Wydarzenia Zielonogórskie, mogliśmy wykorzystać wspomnienia zielonogórzan, którzy wówczas mieszkali w naszym mieście i brali udział w wydarzeniach lub je widzieli.
- Widziałem, że kilka osób rozpoznało się na zdjęciach.
- MO i SB fotografowały demonstrantów. Część tych zdjęć znajduje się w archiwum IPN. Gdy je opublikowaliśmy w „Gazecie”, zgłosiły się osoby, które się na nich rozpoznały. Na przykład pani Jolanta Balcer, którą razem z matką sfotografowano koło kościoła. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, nagrywając ich na wideo. Te rozmowy można obejrzeć na specjalnej stronie internetowej www.wydarzeniazielonogorskie.pl.
- To nie jedyna nowość?
- Wydawało się, że już znamy wszystkie materiały, którymi dysponuje IPN. Jednak natrafiliśmy na niespodzianki. W archiwach instytutu były nieznane zdjęcia. Jedne pokazują zamieszki, drugie miasto w 1960 r. Są też unikatowe zdjęcia ukazujące plac Powstańców Wielkopolskich i okolice. Część z nich zamieściłem w „Naszej historii”. Myślę, że takiego popularnego wydawnictwa o 30 maja 1960 r. jeszcze nie było. Myślę, że na 50 stronach udało się opowiedzieć, jak wówczas było.
- Gdzie można to kupić?
- „Nasza historia” to wydawnictwo ogólnopolskie. W maju i czerwcu jest do kupienia w salonikach prasowych.
- „Wydarzenia Zielonogórskie” uznawane są za jeden z największych polskich konfliktów na linii władza-obywatele na tle religijnym w epoce przełomu lat 60. Wzięły w nim udział tysiące zielonogórzan.
- Mówi się o 5.000. Taka liczba pada w sprawozdaniach milicyjnych. Ilu z nich brało czynny udział w demonstracji? Pewnie o wiele mniej. Trzeba jednak pamiętać, że to była epoka, w której mówiono do milicjanta „Panie władzo”. Historycy tłumaczą, że już samo nie zastosowanie się do poleceń MO, by się rozejść, było swojego rodzaju manifestacją. Ludzie mieli wiele pretensji do władz. Spór o Dom Katolicki był iskrą, która doprowadziła do wybuchu.
- Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski