Zielonogórskie serce brytyjskiego giganta
- Zacytuję waszą reklamę: „MetaPack jest dostawcą rozwiązań do zarządzania procesem wysyłki dla wiodących przedsiębiorstw handlowych z branży E-Commerce”. Panie prezesie, jeśli to wasza wersja uroczysta, to ja bardzo proszę o wersję codzienną, bardziej ludzką…
Marcin Wójcicki, prezes spółki MetaPack Poland: - To nie tak łatwo wytłumaczyć. Odpowiem anegdotą. Moja córka, Amelia, zaprosiła mnie do przedszkola, bym opowiedział, czym się zajmuję. Wyzwanie potraktowałem poważnie. Zrobiłem dzieciom prezentację. Następnego dnia, inne matki zagadnęły moją żonę, Kingę: „Czy to prawda, że pani mąż jest listonoszem?”.
- Prezes listonoszem, brzmi ładnie.
- I bliskie prawdy. Przecież odpowiadam m.in. za przygotowanie elektronicznych programów, które ułatwiają dostarczenie zamówionego towaru z punktu „A” do punktu „B”, przy czym punkt startu może być gdziekolwiek, np. w Chinach, z adresem końcowym w Zielonej Górze, np. na stacji benzynowej.
- Chcecie zmonopolizować globalny rynek dostaw?
- Wręcz odwrotnie. My przygotowujemy programy umożliwiające współpracę różnym, często całkowicie odmiennym systemom dostawczym innych, dużych firm.
- Czyli budujecie wirtualne mosty, po których elektroniczni listonosze dzień i noc roznoszą informacje: kto, co i komu chce dostarczyć?
- Mniej więcej tak.
- Jak do tego doszło, że zielonogórska firma stała się częścią światowego kolosa?
- Obecny etap mojej zawodowej przygody zacząłem w 2003 r., zakładając, z niemieckim partnerem, dwie bliźniacze spółki. Obie miały tę samą nazwę: XLogics. Ta zielonogórska od początku zajmowała się projektowaniem programów dla branży logistycznej. Ta niemiecka, zajmowała się sprzedażą owoców pracy swej polskiej siostry.
- Niemiecka spółka miała was uwiarygodnić w oczach zachodnich klientów?
- Polski produkt, w tamtych latach, automatycznie dostawał gorszą pozycję startową. Przy przełamywaniu nieufności naszego pierwszego zleceniodawcy, poczty austriackiej, na pewno pomógł szyld niemieckiej spółki. Dziś jesteśmy w sytuacji znacznie bardziej komfortowej. Od października 2014 r. działamy pod szyldem angielskiej marki MetaPack.
- Tacy zdolni a połknął was biznesowy wieloryb…
- Obie strony skorzystały na tym aliansie. Spółki XLogics nadal istnieją, choć pod innymi nazwami, i nadal zajmują się tym samym, ale na znacznie większą skalę. Przez ostatni rok znacznie zwiększyliśmy zatrudnienie w zielonogórskiej spółce. To dobitna miara naszego sukcesu.
- Staliście się mózgiem czy sercem brytyjskiego MetaPack?
- Biznesowy mózg jest w Londynie, za to my urośliśmy do rangi serca całej grupy, jesteśmy jej projektowym napędem.
- Londyńscy właściciele często wtrącają swoje trzy grosze?
- Przede wszystkim pilnują jakości. Po roku aktywności pod nową banderą osiągnęliśmy 100 proc. branżowego wskaźnika zadowolenia.
- Oj, nie polubią was w innych spółkach grupy MetaPack…
- W Londynie postrzegają nas jako bardzo sprawny zespół. I jak długo będą nas tak widzieli, tak długo utrzymam pozycję prezesa (śmiech).
- Nie ma dobrej firmy bez dobrego zespołu. Skąd pochodzą pańscy ludzie?
- Głównie z Uniwersytetu Zielonogórskiego, z wydziału elektrotechniki, informatyki i telekomunikacji. Dbamy o rozwój studentów, np. zapraszając do udziału w zajęciach Akademii MetaPack. Kilka dni temu zakończyliśmy jej letnią edycję. Ośmioro studentów, w tym dwie panie, przez miesiąc czynnie uczestniczyło w pracach naszej firmy. Wcześniej, podczas roku akademickiego, byli słuchaczami naszych wkładów oraz uczestnikami warsztatów. Większość z nich dostała od nas propozycję stałej pracy.
- Jeśli zdobycie dobrych pracowników wymaga aż tylu zabiegów, to jaka przyszłość czeka zielonogórską branżę IT?
- Dobre uniwersyteckie zaplecze oraz duża liczba już działających firm sektora IT dają naszemu miastu sporą gwarancję stabilnego rozwoju całej branży.
- Dziękuję.
Piotr Maksymczak