Zróbmy coś dla najmłodszych!
Nowy Kisielin znam. Jeżeli może tak powiedzieć mieszkanka sąsiedniej wsi, w dodatku już należącej do innej gminy. No dobrze, jeszcze raz, jestem z Nowym Kisielinem oswojona. Robię zakupy w miejscowym sklepie, przyjeżdżam z dziećmi na plac zabaw i codziennie przejeżdżam w drodze do Zielonej Góry.
Z przyjemnością więc wybrałam się na spacer po tych „oswojonych” kątach, żeby pogawędzić z mieszkańcami.
I tu pierwsze zdziwienie. Z perspektywy pieszego, a nie kierowcy samochodu, wszystko wygląda nieco inaczej.
- Co, o mało pani nóg nie pogubiła uciekając przed tym samochodem! – kiwa głową mężczyzna w średnim wieku. – Tu by się radar przydał, niezłe żniwo jest do zebrania. Chyba żaden z przejeżdżających tędy kierowców nie przestrzega ograniczenia prędkości. Czy pani zdaniem to była czterdziestka jak mówi znak? Nawet nie pięćdziesiątka! Nie chcę wiedzieć, ile naprawdę miał na liczniku.
Pan nie chce się przedstawić, ale godzi się na chwilę rozmowy. – Czekamy na obwodnicę wsi z utęsknieniem, bo może część tych pseudokierowców pojedzie wtedy tamtędy. I będzie bezpieczniej – dodaje mieszkaniec Nowego Kisielina. – Mamy dość takich jak ten piratów. Bo tu przecież przedszkole jest, przystanek autobusowy i sklep, ludzie tędy chodzą, dzieci mnóstwo. Strach!
- We wsi jest tylko jedno oznakowane przejście dla pieszych. Mało który kierowca się tym przejmuje – dorzuca Ewelina Łebek. – A jak już mówimy o drodze, to przydałoby się na pewno więcej latarni. Powinny być gęściej ustawione, bo teraz dają za mało światła.
Zza pleców pani Eweliny wygląda z zaciekawieniem dwójka dzieci. – O, a dla maluchów to przydałoby się więcej placów zabaw, bo jest tylko jeden w centrum. I jakieś zajęcia w świetlicy, żeby można było w coś pograć.
- Czy pani wie, że niektóre dzieciaki to nie znają w ogóle gier planszowych? Tak są zapatrzone w komputery! – mówi z emocją w głosie Helena Drab. – Ale co mają niby robić, skoro nie ma dla nich żadnej oferty. Świetlicę mamy piękną, odnowioną, ale świeci pustkami. Tylko imprezy tam się odbywają. A powinny być zorganizowane zajęcia dla dzieci, można im stoliki postawić, ping-ponga, piłkarzyki… Mówi pani, że w piwnicy siłownię szykują dla młodzieży? Już to widzę jak te, przepraszam, stare konie będą z niej korzystać!
Pani Helena całym sercem jest za tym, żeby zrobić coś dla najmłodszych mieszkańców Nowego Kisielina. – Można by też poszerzyć plac zabaw albo postawić dodatkowe w innych częściach wsi – dodaje.
O dzieciach przede wszystkim myśli też Anna Korsak. – Mam dwóch smyków, chłopaków po 7 i 13 lat. Oj, jakby się ucieszyli, gdyby zbudować we wsi boisko z prawdziwego zdarzenia! Do gry w piłkę nie muszę ich zachęcać – uśmiecha się mama na myśl o synach.
Ale przecież jest boisko. Tymczasowe, bo sołtys wspominał, że będzie budowane nowe. I plac zabaw… - Ale to duża wieś. I odległość robi swoje – wchodzi mi w słowo pani Anna. - Myśli pani, że tak wszyscy chętnie przychodzą się tu bawić? My mieszkamy na osiedlu przy samym końcu wsi. Nikomu z obrzeży nie chce się pokonywać takiej odległości, pod tym względem wieś jest podzielona na centrum i peryferia. Dlatego powinny powstać atrakcje dla dzieci w różnych punktach Kisielina.
Pani Anna martwi się też stanem osiedlowych dróg. – Jest tragiczny, co tu dużo mówić. Na szczęście mamy wspaniałych sąsiadów na naszej ulicy. Jak się ludzie z Klonowej zbiorą, to poradzą sobie z każdą przeszkodą, czy to błoto, czy woda, śnieg, czy dziury – dodaje.
Na samym końcu wsi, tuż przy wylocie na Droszków, mieszka Monika Burek. – Mieszkam od niedawna - przyznaje kobieta. – Poruszam się samochodem. Ale w naszej okolicy na pewno przydałby się chodnik prowadzący do przystanku. I oświetlenie tego miejsca. Mieszkańców w tej części wsi przybywa. Dzieci chodzą na autobus do szkoły, do miasta.
Młode dziewczyny, z którymi rozmawiam pod sklepem, koncentrują się na sprawie komunikacji podmiejskiej. – Autobusów jest stanowczo za mało – mówi właściwie bez zastanowienia Natalia Kaługa. – Powinno się zwiększyć częstotliwość kursów do Zielonej Góry. Mnóstwo młodzieży przecież korzysta z MZK.
- Na przystankach mogłyby się znaleźć elektroniczne tablice, takie jak są w mieście – twierdzi z kolei Ewelina Świdwa. – To bardzo ułatwia pasażerom życie.
Pani Ewelina chciałaby też, żeby wyremontowana świetlica zaczęła tętnić życiem. – I żeby dobrze służyła wszystkim mieszkańcom. Dlatego warto pomyśleć o ofercie ciekawych zajęć. Z tego, co wiem, ma tu być jakiś aerobik. I bardzo fajnie, ale to za mało, nieprawdaż? – uśmiecha się.
Daria Śliwińska-Pawlak