Zielona Góra przyjmie rodzinę z Ukrainy
Wszystko zaczęło się od apelu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, by naszym rodakom, uciekinierom z ogarniętych wojną wschodnich regionów Ukrainy, pomóc w zdobyciu własnego dachu nad głową i pracy. Na apel MSZ błyskawicznie zareagował prezydent Janusz Kubicki. 13 lutego przedłożył Adamowi Urbaniakowi, pełniącemu obowiązki rady miasta, projekt uchwały o gotowości miasta do udzieleniu pomocy przynajmniej jednej polskiej rodzinie.
Od tamtej deklaracji nie upłynął nawet miesiąc, gdy w sali sesyjnej ratusza doszło do spotkania z rodziną Kiliuiewych, uciekinierów z miejscowości położonej ok. 15 km od Doniecka. Mama Olena oraz dwaj bracia: Oleksander i Wiktor zostaną obywatelami Zielonej Góry z końcem kwietnia, gdy tylko zakończą państwowy kurs języka polskiego.
- Pomaganie Polakom z Ukrainy to nasz obowiązek. Przecież wojna to największe ludzkie nieszczęście. Oby nikt z nas nie znalazł się w równie tragicznej sytuacji – prezydent Janusz Kubicki tłumaczył motywy kryjące się za miejską pomocą.
Rodzina Kiliuiewych otrzyma od miasta mieszkanie, bracia dostaną pracę w znanej zielonogórskiej firmie Iglotechnik.
- Nawet się długo nie zastanawialiśmy, młodszy Wiktor jest inżynierem górnictwa, starszy Oleksander też się zna na wentylacji. A my od dawna cierpimy na brak specjalistycznych kadr, prawie 20 fachowców wyjechało nam do Anglii – cieszy się Maciej Kaczmarski, prezes spółki Iglotechnik.
Remont mieszkania rozpocznie się w połowie kwietnia. Ale puste mury trzeba będzie wypełnić meblami. W pierwszej kolejności potrzebne będą: łóżka, lodówka, podstawowe wyposażenie kuchni. Władze miasta bardzo liczą na hojną pomoc zielonogórzan.
- Jeśli ktoś chciałby wspomóc rodzinę Kiliuiewych, proszę dzwonić pod mój numer telefonu: 669 433 500 lub przyjść do naszego biura, przy al. Niepodległości 36 – zaprasza Stanisław Domaszewicz, prezes Stowarzyszenia Polska-Wschód, koordynator akcji pomocy repatriantom z Ukrainy.
Marcowa wizyta rodziny Kiliuiewych w Zielonej Górze nie trwała długo, tylko dwa dni. Przyjechali zobaczyć miasto, w którym przyjdzie im mieszkać przez najbliższe lata. Daleko, na Ukrainie, pozostawili ojca, dom i samochód. Tata Siergiej nie mógł z nimi wyjechać, bo nie miał paszportu. W Doniecku ogarniętym wojną nie działają żadne urzędy, w tym polski konsulat. Co będzie z nim dalej?
- Będzie musiał przedostać się przez front, ale separatyści przepuszczają tylko do 200 osób dziennie, będzie mu ciężko – tłumaczy Wiktor, młodszy z braci.
Rozłąka rodziny nie skończy się z chwilą przybycia taty Siergieja do Zielonej Góry. W rejonach ogarniętych wojną pozostały jeszcze dwie siostry oraz trzeci brat. Nie chcieli wyjechać. Siostry założyły własne rodziny, brat Sierioża nie chciał wyjechać bez ukochanej. Kiedy wszyscy zasiądą przy jednym stole?
- Tylko Bóg to wie, oby jak najszybciej – z nadzieją w głosie odpowiada Olena.
(pm)