Nie chcą, by przy urnach była tylko jedna strona
Zgodnie z przepisami komitet nie ma prawa skierować swoich mężów zaufania do komisji obwodowych, bo stronami referendum jest wójt i komitet inicjujący referendum. W praktyce oznacza to, że tylko jedna strona, kontroluje przebieg referendum. Nie ma tu miejsca dla zwolenników połączenia.
- Ustawodawca nie przewidział takiej sytuacji – ubolewał podczas poniedziałkowej konferencji prasowej senator Stanisław Iwan, szef komitetu i mieszkaniec Łężycy. – Uważamy, że w komisjach powinni też znaleźć się mężowie zaufania z naszego komitetu, którzy reprezentują mieszkańców będących zwolennikami połączenia. Dlatego wystąpiłem z pismem do pana wójta Mariusza Zalewskiego, by to on wyznaczył do komisji naszych przedstawicieli. Ma takie prawo.
Senator powołała się na art. 51 ustawy o referendum lokalnym, który daje wójtowi możliwość wyznaczenia mężów zaufania, którzy czuwają w komisji nad „czystością” głosowania i obliczania wyników referendum.
Skąd te obawy? Czy komitet obawia się manipulacji podczas referendum?
- Nie chcemy żeby mieszkańcy mieli jakiekolwiek wątpliwości – odpowiada radny Mariusz Rosik, który po przystąpieniu do komitetu został odwołany z funkcji wiceprzewodniczącego rady gminy. – Chodzi o transparentność wszystkich działań. Mąż zaufania, reprezentujący zwolenników połączenia, będzie taką osobą, która zagwarantuje uczciwość. I wszyscy będą pewni, że wszystko jest w porządku. Jedna i druga strona.
Pismo trafiło do wójta w poniedziałek.
(tc)