Przy pączkach o tym kiedy cenzura jest dobra

28 luty 2014
Radna Antonina Ambrożewicz-Sawczuk skarży się, że na zebraniu wiejskim w Starym Kisielinie nie została dopuszczona do głosu. To skandal!

Czwartkowa sesja rady gminy przebiegała w ekspresowym tempie. I sympatycznie słodkim. W końcu to tłusty czwartek – dlatego na sali znalazły się pyszne pączki. W czasie przerwy cieszyły się wielkim powodzeniem.

Radni bez dyskusji przyjęli wszystkie uchwały (omówili je wcześniej w komisjach). M.in. zgodzili się na zawarcie umowy partnerskiej z innymi gminami w sprawie budowy przystani na Odrze (wytyczne do tego projektu opracowuje miasto), zarządzili wybory uzupełniające do rady sołeckiej w Zatoniu, wyrazili poparcie dla pomysłu łączenia powiatów grodzkiego i zielonogórskiego, poparli protest Związku Gmin Powiatu Śląska Opolskiego w sprawie zapisów zmieniających prawo o referendum (chodzi o zniesienie progu frekwencji).

W trakcie wolnych wniosków, radna Antonina Ambrożewicz-Sawczuk poskarżyła się na organizatorów zebrania wiejskiego w Starym Kisielinie. – Bardzo dobrze takie spotkanie prowadzone było przez panią sołtys w Łężycy. W środę w Starym Kisielinie było gorzej. Nie dopuszczono mnie do głosu, a przecież jako radna mam do tego prawo. Czy jest ktoś w gminie, kto koordynuje takie zebrania i dba o ich prawidłowy przebieg? – skarżyła się radna. Chodziło jej również o to, by uświadomić sołtysom ich obowiązki i prawa radnych.

To drażliwy temat, bo w Starym Kisielinie mieszkańcy nie chcieli również słuchać członków zespołu ds. przeciwdziałania likwidacji gminy. Gdy występował radny Krzysztof Wołczyński, kilkadziesiąt osób opuściło salę. Później wrócili m.in. na dyskusję o podziale Funduszu Integracyjnego.

- Nie ma urzędnika odpowiedzialnego za sołtysów, bo nie może być. Każdy ma do wypełnienia swoją funkcję. Na takich spotkaniach potrzebny jest również takt i kultura – odpowiadał radnej wójt Mariusz Zalewski. Tłumaczył, że nie jest od tego żeby cokolwiek narzucać sołtysom.
- Nikt pani nie zabraniał pani mówić, tylko mieszkańcy denerwowali się, że mówi pani chociaż nie udzielono pani głosu. A porządek wymaga tego, żeby prowadzący ustalał kolejność mówiących - tłumaczył Mariusz Rosik, radny ze Starego Kisielina.

Ani radna, ani wójt słowem się nie odnieśli do incydentu sprzed tygodnia, gdy w Łężycy usiłowano uniemożliwić pracę reporterce „Łącznika”, twierdząc, że nie może nic notować, chociaż zakaz ten był oczywistym łamaniem prawa. Wtedy radnej Antoninie Ambrożewicz-Sawczuk to nie przeszkadzało.

Na koniec przewodniczący Jacek Rusiński odczytał list mieszkanki Łężycy, Kingi Piotrowskiej (publikujemy go obok), której nie podobał się komentarz od redakcji w tej sprawie.

(tc)

Artykuły powiązane: 

LISTY. Pani radna usiłuje wszystkich przekrzyczeć

Chciałbym się odnieść do listu p. Antoniny Ambrożewicz-Sawczuk („ŁZ” nr 2(11) z 18.01.13). No tak, w samej rzeczy, pani radna jest rzeczywiście znana w gminie i w mieście jako osoba usiłująca wszystkich przekrzyczeć.

Jak radny Wołczyński demokracji bronił…

Jolanta Rabęda, sołtyska Łężycy, otwierając zebranie, zażądała, aby reporterka „Łącznika” nie robiła notatek oraz nie publikowała żadnej relacji z tego wiejskiego spotkania. Według pani sołtys, „Łącznik” zamieszcza nieprawdziwe informacje.