Przy pączkach o tym kiedy cenzura jest dobra
Czwartkowa sesja rady gminy przebiegała w ekspresowym tempie. I sympatycznie słodkim. W końcu to tłusty czwartek – dlatego na sali znalazły się pyszne pączki. W czasie przerwy cieszyły się wielkim powodzeniem.
Radni bez dyskusji przyjęli wszystkie uchwały (omówili je wcześniej w komisjach). M.in. zgodzili się na zawarcie umowy partnerskiej z innymi gminami w sprawie budowy przystani na Odrze (wytyczne do tego projektu opracowuje miasto), zarządzili wybory uzupełniające do rady sołeckiej w Zatoniu, wyrazili poparcie dla pomysłu łączenia powiatów grodzkiego i zielonogórskiego, poparli protest Związku Gmin Powiatu Śląska Opolskiego w sprawie zapisów zmieniających prawo o referendum (chodzi o zniesienie progu frekwencji).
W trakcie wolnych wniosków, radna Antonina Ambrożewicz-Sawczuk poskarżyła się na organizatorów zebrania wiejskiego w Starym Kisielinie. – Bardzo dobrze takie spotkanie prowadzone było przez panią sołtys w Łężycy. W środę w Starym Kisielinie było gorzej. Nie dopuszczono mnie do głosu, a przecież jako radna mam do tego prawo. Czy jest ktoś w gminie, kto koordynuje takie zebrania i dba o ich prawidłowy przebieg? – skarżyła się radna. Chodziło jej również o to, by uświadomić sołtysom ich obowiązki i prawa radnych.
To drażliwy temat, bo w Starym Kisielinie mieszkańcy nie chcieli również słuchać członków zespołu ds. przeciwdziałania likwidacji gminy. Gdy występował radny Krzysztof Wołczyński, kilkadziesiąt osób opuściło salę. Później wrócili m.in. na dyskusję o podziale Funduszu Integracyjnego.
- Nie ma urzędnika odpowiedzialnego za sołtysów, bo nie może być. Każdy ma do wypełnienia swoją funkcję. Na takich spotkaniach potrzebny jest również takt i kultura – odpowiadał radnej wójt Mariusz Zalewski. Tłumaczył, że nie jest od tego żeby cokolwiek narzucać sołtysom.
- Nikt pani nie zabraniał pani mówić, tylko mieszkańcy denerwowali się, że mówi pani chociaż nie udzielono pani głosu. A porządek wymaga tego, żeby prowadzący ustalał kolejność mówiących - tłumaczył Mariusz Rosik, radny ze Starego Kisielina.
Ani radna, ani wójt słowem się nie odnieśli do incydentu sprzed tygodnia, gdy w Łężycy usiłowano uniemożliwić pracę reporterce „Łącznika”, twierdząc, że nie może nic notować, chociaż zakaz ten był oczywistym łamaniem prawa. Wtedy radnej Antoninie Ambrożewicz-Sawczuk to nie przeszkadzało.
Na koniec przewodniczący Jacek Rusiński odczytał list mieszkanki Łężycy, Kingi Piotrowskiej (publikujemy go obok), której nie podobał się komentarz od redakcji w tej sprawie.
(tc)