U nas w Jeleniowie, odpukać, młodzi zostają
- Miejsce, w którym rozmawiamy, nie przypomina świetlicy wiejskiej. Trochę tu ciasno…
Wojciech Bortnowski: - Bo my tu świetlicy nie mamy. Nawet gdyby były pieniądze, żeby taką urządzić, to nie byłoby gdzie. Dlatego punkt biblioteczny służy nam za miejsce spotkań. Jest gdzie usiąść, porozmawiać. Niestety, góra 30 osób tu się zmieści. Ale jak jest ciepło, to wychodzimy na dwór, stoły biesiadne rozstawiamy, namiot mamy, nagłośnienie. Jedynie ekran by się jeszcze przydał… Powiem pani, gdyby nam tę naszą salę odebrali, życie by się skończyło. To jedyne miejsce, w którym możemy się spotkać.
- A przy jakiej okazji? Bo mieszkańcy narzekają, że za mało mają atrakcji.
- To prawda. Chciałoby się organizować więcej imprez, spotkań okolicznościowych, ale za co, skoro pieniędzy nie starcza? Udaje nam się zorganizować spotkanie opłatkowe, po Nowym Roku. I dla dzieci zakończenie roku szkolnego. Gdybyśmy mieli większe fundusze... Bo pomysłów na zorganizowanie czasu jest wiele. Marzą mi się choćby mikołajki, festyny, spotkania integrujące naszą małą społeczność.
O czym mówią mieszkańcy?
- Właśnie, jak na tak małą miejscowość, sporo tu młodych ludzi. Oni raczej woleliby nie siedzieć w domach?
- Ha, zauważyła już pani tę naszą nietypowość? Jakoś omija nas problem wyludnienia, ucieczki młodych do większych ośrodków. U nas, odpukać, młodzi zostają! Budują się albo u rodziców kąt remontują. I tu uśmiechnę się szeroko, bo bardzo mnie to cieszy – dzieci się u nas rodzą! Dlatego stawiałbym na ten nasz potencjał. Gdybyśmy mogli organizować więcej zajęć, imprez, to na pewno wiele osób chętnie zaangażowałoby się w taką pracę. Nie brakuje mądrych, młodych ludzi, którzy chcą coś fajnego robić. I to oni powinni decydować, co jest dla wsi najważniejsze, czego jej potrzeba.
- I już decydują. A przynajmniej się dopominają. Na przykład o plac zabaw dla tych maluszków, które tak chętnie na świat w Jeleniowie przychodzą…
- I gmina ma nam go zrobić. Bezpieczny, ogrodzony, blisko ważnych punktów we wsi. Co prawda wielu mieszkańców wolałoby inną lokalizację, ale cóż… Cieszymy się, że plac będzie. I już. A tam, gdzie teraz jest boisko do gry w piłkę nożną, to marzy mi się jeszcze zorganizować miejsce na siatkówkę. Słupki są. Przydałaby się jedynie nawierzchnia odpowiednia, coś takiego jak tartan, miękkie, bezpieczne. Bo kiedyś myślałem o piasku i siatkówce plażowej, ale trudno byłoby w takim miejscu porządek utrzymać.
- Droga przez wieś jak stół. To co, jeszcze chodnika brakuje?
- Do drogi to się Stelmet dołożył. Może do chodnika też coś dorzucą? Bo chodnik ma być robiony. Z jednej strony. I już będzie inaczej. Bo my do tych ciężarówek, to już jesteśmy poniekąd przyzwyczajeni, ale jednak bezpieczniej ulicą nie chodzić. Tir to tir. Choć i tak już jest lepiej niż sześć lat temu, kiedy niemalże nas tu rozjechali, mówiąc obrazowo. Ale walczyliśmy i teraz nam się jakoś życie układa. My mamy świadomość, że taki zakład jest tu potrzebny, daje pracę, a oni zdają sobie sprawę, że my tu chcemy normalnie żyć. I proszę, tiry po nocy nie jeżdżą, nie tarasują drogi, od kilku miesięcy jest piękny asfalt. Nawet jak Drogę Krzyżową po wsi mamy, to nie ma problemu, żeby na dwie godziny ruch ciężarówek wstrzymali!
- A ta piękna, zabytkowa dzwonnica zaraz przy wjeździe do wsi? Z daleka ją widać. Robi wrażenie! Nie potrzebuje remontu?
- Na szczęście jest wyremontowana. I oko cieszy. Ale mamy taki poniemiecki cmentarz. Niczego konserwator nie pozwala tam ruszać, ma być zachowany stan faktyczny. Jednak moglibyśmy to odświeżyć i ogrodzenie postawić. Jeśli tylko byłyby pieniądze…
Daria Śliwińska-Pawlak