ŻUŻEL. Potrzebny byłby cud
– Patrząc na wynik, to nie podjęliśmy walki – powiedział po spotkaniu w Częstochowie Adam Skórnicki, trener Stelmetu Falubazu. Jego zawodnicy wygrali tylko jeden bieg drużynowo i cztery indywidualnie. Nieuchwytni dla zielonogórzan byli Leon Madsen i Fredrik Lindgren. Bardzo skuteczni byli też Adrian Miedziński oraz Matej Zagar. – Więcej determinacji było po stronie Włókniarza niż po naszej - dodał „Skóra”.
Zielonogórzanie, by myśleć o podium, musieliby w niedzielę zdobyć 57 punktów. Wobec braku kontuzjowanego Nickiego Pedersena, świetnej formy liderów Włókniarza, dystans ten jawi się jak dziura nie do zasypania. Potrzebny byłby cud, na miarę ostatniego finału 2. ligi. – Bydgoszcz wróciła z piekła do nieba i odrobiła więcej punktów – wyznał w Częstochowie Patryk Dudek. Na półmetku rywalizacji o awans na zaplecze PGE Ekstraligi PSŻ Poznań miał aż 28 punktów przewagi nad Polonią. W miniony weekend w Bydgoszczy lał się szampan po tym, jak Polonia wygrała… 61:29. – To jeszcze nie jest gwarancja sukcesu, bo wprawdzie wygraliśmy u siebie tyloma punktami, ale odwrotnie może być w rewanżu. Trzeba się skupić w stu procentach i postawić kropkę nad i – tonował nastroje Adrian Miedziński.
11 lat temu zielonogórzanie zdobyli brązowy medal, pokonując właśnie Włókniarza. Naszpikowanym gwiazdami rywalom marzył się finał, ale w półfinale przegrali z Unią Leszno. Mecz o brąz miał olbrzymią stawkę dla wkraczającego dopiero na medalową ścieżkę zespołu z Winnego Grodu. Pierwszy pojedynek przy W69 gospodarze wygrali aż 62:28. Rewanż pod Jasną Górą wtedy rzeczywiście okazał się formalnością. Cudu nie było, zielonogórzanie przegrali, ale różnicą 10 „oczek” i po meczu fetowali najniższy stopień podium.
(mk)