Wracamy do żużlowej elity

6 Październik 2023
Ostatni raz w tym roku bierzemy szaliki oraz flagi w dłoń! Idziemy kibicować Enei Falubazowi Zielona Góra! W niedzielę stadion zapełni się do ostatniego miejsca. Mecz z ROW-em Rybnik obejrzy komplet kibiców. Nic dziwnego, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nasza drużyna po dwóch latach wróci do PGE Ekstraligi! Spotykamy się o 16.30 przy W69.

- Lepiej mieć 10 punktów zapasu niż 10 punktów straty - przyznaje Piotr Protasiewicz. Dyrektor sportowy Enei Falubazu wie co mówi, bo przed rokiem zielonogórzanie na półmetku rywalizacji finałowej byli na dziesięciopunktowym minusie. Jak to się skończyło, pamiętamy.

Teraz wszystko będzie przygotowane, by po 15. biegu cieszyć się z powrotu po dwuletniej przerwie do elity. Takie przygotowania są uprawnione. Enea Falubaz nie przegrał w tym sezonie meczu, a pierwsze finałowe starcie - teoretycznie trudniejsze, bo na torze rywala - rozstrzygnął na swoją korzyść, wygrywając w Rybniku z ROW-em 50:40.

Falubaz nie miał prosto

Wieszczyli co niektórzy, że będzie jeszcze łatwiej, wszak dzień przed meczem ze składu rybniczan wypadł Jan Kvech. Czeski żużlowiec, wypożyczony do ROW-u z Falubazu, złamał rękę na treningu przed mistrzostwami swojego kraju. Bez swojego ważnego ogniwa, które do gry wchodziło w tym sezonie najczęściej spod szesnastki i bez Patricka Hansena, za którego można było stosować zastępstwo zawodnika, pole manewru było niewielkie. Trener gospodarzy i kierownictwo klubu mogli liczyć w praktyce na wybitną jazdę trzech najbardziej doświadczonych żużlowców: Mateja Žagara, Brady’ego Kurtza i Patryka Wojdyło. Ten pierwszy zawiódł, bo 5 pkt. z bonusem w siedmiu startach to za mało, by poważnie przestraszyć Falubaz. Co innego dwaj pozostali. Kurtz miał aż 18 „oczek” w siedmiu startach, a Wojdyło 14, też mając na koncie maksymalną liczbę występów. - Jakby skład był kompletny, Falubaz nie miałby tutaj tak prosto, ale i tak nie miał prosto - komentował po spotkaniu Krzysztof Mrozek, prezes rybnickiego klubu.

P. Wojdyło jako jedyny zdołał pokonać Rasmusa Jensena. Duńczyk z 14 punktami był liderem Falubazu. - Bohaterem się nie czuję, ale faktycznie lubię tu jeździć. Nie mam pojęcia dlaczego, ale bardzo leży mi ten tor - mówił po meczu Jensen. Pytany o to, czy drugi mecz będzie formalnością, tonował nastroje. - Przed nami 15 wyścigów. Nie możemy jeszcze świętować. Mam nadzieję, że wygramy. Taki jest cel, żeby skończyć z kompletem wygranych - podkreślił.

Zdrowie, czujność, pokora

Dni między finałem w Rybniku a ostatnim meczem w Zielonej Górze na rekonwalescencję wykorzystywał Krzysztof Buczkowski, który w pierwszym finale upadał na torze ROW-u aż trzykrotnie, najgroźniej w ostatnim wyścigu. Upadek wyglądał koszmarnie, na szczęście obeszło się bez złamań.

Zdrowie to aspekt, o którym przez cały sezon najwięcej mówił Piotr Protasiewicz. Mocarstwowe plany, zwłaszcza w PGE Ekstralidze padały w tym sezonie od nadmiaru kontuzji. Do tego jak mantra były powtarzane słowa: czujność i pokora. Tak jest także przed niedzielą. - Bo jeszcze nie jesteśmy w ekstralidze. W drużynie są zawodowcy, którzy wiedzą, o co jedziemy - podkreślił „PePe”.

Falubaz do szczęścia potrzebuje 40 punktów, ale pewnym jest, że drużyna, która wygrała wszystko w tym sezonie, nie będzie kalkulować. Wiedzą to też kibice, którzy do ostatniego miejsca wypełnią stadion przy W69. Klub już we wtorek poinformował, że wszystkie bilety na finał zostały wyprzedane. Przed nami „last dance” na zapleczu elity! Początek meczu w Zielonej Górze w niedzielę, 8 października, o 16.30.

(mk)