W muzeum nie będzie rewolucji
- Gratuluję wygranego konkursu na dyrektora muzeum. Mam wrażenie, że jest pan tutaj „od zawsze”.
Leszek Kania, dyrektor Muzeum Ziemi Lubuskiej: - Przyszedłem do pracy w muzeum w 1982 r., gdy władze zlikwidowały Biuro Wystaw Artystycznych. Czyli jestem tutaj 33 lata.
- BWA to dwa kroki od muzeum. Lubi pan przebywać w jednej okolicy?
- Tak się składa, że całe moje życie toczy się w tej okolicy. Urodziłem się w szpitalu nieopodal teatru, do lekarza chodziłem do przychodni szkolnej – dzisiaj jest tam m.in. redakcja „Łącznika”. Od urodzenia mieszkam w tym samym miejscu, obok urzędu skarbowego, tylko nazwy ulicy się zmieniały. Najpierw była to Nowomiejska, później Warskiego a teraz Dr. Pieniężnego. Żyłem na deptaku. Miałem możliwość osobiście znać najważniejszych współczesnych zielonogórskich twórców: Szpakowskiego. Klema, Słockiego, Gwizdały. Na przykład ten ostatni, Hilary Gwizdała wciąż malował Zieloną Górę. Planuję, że w przyszłym roku zorganizuję dużą wystawę jego twórczości. Gdyby żył, miałby 100 lat.
- 18 lat był pan zastępcą dyrektora muzeum. Zaczynał pan gdy dyrektorem był Jan Muszyński, a później przez kilkanaście lat współpracował pan z Andrzejem Toczewskim. Oni reprezentowali diametralnie różne wizje funkcjonowania muzeum. Muszyński to muzeum sztuki współczesnej, a Toczewski to historyczne muzeum tożsamości. Do którego z nich panu bliżej?
- Niedawno zadzwonił do mnie Jan Muszyński i nazwał mnie swoim mentalnym i duchowym uczniem. Chciałbym pogodzić te dwa kierunki. Bliska jest mi sztuka współczesna, ale również cenię sobie muzeum tożsamości. Dbanie o nią to nasz obowiązek. Zmiany będą, ale nie będzie żadnej rewolucji. Stawiam na ewolucję. Na pewno chciałbym, aby powstała galeria sztuki współczesnej. Musimy docenić takich twórców jak Marian Szpakowski i Klem Felchnerowski, którzy byli twórcami formatu ogólnopolskiego.
- Muzeum przypomina mi trochę dom kultury, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie tylko są tu wystawy, ale miejsce spotkań wielu ludzi i środowisk. Pojawiło się sporo popkultury.
- To chciałbym kontynuować z dużym naciskiem na jakość wystaw. Na przykład cieszę się, że właśnie otwieramy wystawę zdjęć Tomasza Gawałkiewicza, obok Bronisława Bugla i Czesława Łuniewicza jednego z trójki najważniejszych zielonogórskich fotoreporterów.
Powinniśmy też lepiej wykorzystać winiarską historię miasta, to jest jak samograj. Dla mnie symbolem historii naszego miasta jest, opisywana również przez pana, tablica nagrobna Fritza Briegera, producenta szampana. Jego zakład mieścił się przy ul. Zamkowej. Po wojnie ktoś wykorzystał ją jako płytę pamiątkową poświęconą Władysławowi Broniewskiemu, który był patronem szkoły przy ul. Licealnej. Usunięto ją podczas remontu i trafiła do muzeum. Chciałbym ją wyeksponować. Z jednej strony niemiecki Brieger, z drugiej polski Broniewski. To nasza skomplikowana historia.
- Wciąż w zawieszeniu jest rozbudowa muzeum.
- To nasze marzenie. Jest projekt, mamy kosztorys. Władze miasta są temu bardzo przychylne. Czekamy na konkursy w kolejnym rozdaniu środków unijnych. Podczas pożegnania dyrektora Toczewskiego prezydent Janusz Kubicki kolejny raz zapowiedział, że nas wesprze i jeżeli będzie taka potrzeba, to miasto da pieniądze na wkład własny w inwestycję. Resztę może dołożyć Unia Europejska. Mielibyśmy miejsce np. na stałą galerię poświęconą wystawom Złotego Grona, historii miasta i województwa oraz na dział poświęcony przesiedleńcom. Nad koncepcją tej ostatniej wystawy już pracujemy.
- Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski