W Kronice Bojadeł o Zielonej Górze
- W sobotę odbędzie się promocja pierwszego tomu „Kroniki Bojadeł”. Zapiski kończą się na roku 1740. Przeglądam je i chwilami mam wrażenie, że jest to bardziej kronika Zielonej Góry niż Bojadeł.
Dr Adam Górski, Uniwersytet Zielonogórski: - Kronikę Bojadeł spisał w 1854 r. miejscowy pastor i nauczyciel Hans Hugo Spieker. Czytelnik znajdzie w niej zarówno szczegółowy opis rozwoju wsi i majątku ziemskiego, jak i przedstawienie wydarzeń dziejących się w najbliższej okolicy. A ta najbliższa okolica to głównie Zielona Góra. Natomiast prawie nie ma w niej wzmianek o Sulechowie.
PROMOCJA KSIĄŻKI
Spotkanie odbędzie się w sobotę, 18 października 2014 r., o godz. 15.00, w pałacu Kottwitzów w Bojadłach.
- Dlaczego? Wydaje się, że Sulechów jest bliżej Bojadeł niż Zielona Góra.
- 200 lat temu i wcześniej Bojadła naturalnie ciążyły do Zielonej Góry, która była stolicą powiatu na Śląsku. Sulechów leżał w Brandenburgii. Przeprawa przez Odrę nie była wielką przeszkodą. Pastor miał silne związki z Zieloną Góra, korzystał z tutejszych archiwów i kronik. Stąd tyle akapitów o naszym mieście.
- Można je traktować poważnie?
- Jest tutaj sporo ciekawych informacji. Mniej lub bardziej wiarygodnych. Jedne pokrywają się z zapiskami innych autorów, inne nie. Na przykład, wielu niemieckich kronikarzy podaje, że Zielona Góra powstała w 1222 r. Nie ma na to żadnych dokumentów. Natomiast pastor Spieker dodaje, że 30 maja 1222 r. w miejscu, w którym obecnie znajduje się ratusz, w Zielonej Górze utworzono folwark. Trzeba jednak pamiętać, że autor pisał to w połowie XIX wieku.
- „Kronika Bojadeł” to pierwszy element większej serii pt. „Źródła do dziejów Ziemi Lubuskiej”, których jest pan redaktorem. Będą kolejne tomy?
- Pierwszy tom „Kroniki Bojadeł” powstał dzięki wsparciu władz gminy i współpracy z Archiwum Państwowym w Zielonej Górze. Całość została opatrzona artykułami Beaty Grelewicz, Emilii Kostki i Grzegorza Bosego, które przybliżą czytelnikowi tło historyczne i społeczne wydarzeń opisanych w samej kronice. W przyszłym roku wydamy drugi tom. W zasobach bibliotek i archiwów pozostają nadal starodruki i rękopisy sporadycznie wykorzystywane przez historyków, będące nieocenionym źródłem informacji o życiu zwykłych ludzi, ich problemów, oczekiwań i osiągnięć. Dla zwykłego czytelnika są niemal całkowicie niedostępne z uwagi na formę zapisu (najczęściej pismo neogotyckie) oraz obcy język (niemiecki, francuski, łacina).
- Chcecie tłumaczyć na język polski stare kroniki?
- Tak. Dzięki temu czytelnicy zainteresowani dziejami regionalnymi, poznają ich treść bez wizyt w archiwum i konieczności posługiwania się słownikiem niemiecko-polskim. Na przykład, w Zielonej Górze na przetłumaczenie czeka chociażby nieznana kronika ukryta kiedyś w kuli na wieży kościoła pw. św. Jadwigi czy bardzo cenna kronika napisana przez burmistrz Bergmüllera.
- Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski
Z Kroniki Bojadeł
„1314 - Również w Zielonej Górze (pojawiały się) choroby zakaźne. Nieszczęśnicy, których zaraza dotknęła, padali na miejscu i po niewielu godzinach umierali w strasznych konwulsjach, a następnie szybko ulegali rozkładowi. Ze strachu przed śmiercią miała uciec z miasta Zielona Góra resztka jego mieszkańców, około 100 dusz, i schronić się w szałasach na stoku góry na południe od miasta, który w tym czasie porastały brzozy. Z tych ludzi nie miał umrzeć żaden człowiek, a gdy wrócili przed zimą do miasta, mówili między sobą! Lobendanks (dzięki chwalebne), że jeszcze żyjesz! Od tego góra zyskała nazwę Löben lub Löwendanks, albo też Löwentanz lub Lebtenz”.
Na początku XX wieku wzgórze to nazywano Löbtenz – to dzisiejsza al. Słowackiego. Część kronikarzy podaje, że mieszkańcy schronili się nie w lesie brzozowym, ale na winnicach, co oznacza, że istniały one w mieście 700 lat temu.