Trzylatki zmieściły się w przedszkolach
- Jest! Jest moja Marysia! – wyraźnie ucieszona mama puka palcem w kartkę na tablicy ogłoszeń. – Kamień z serca! Bałam się, że w ogóle nie przyjmą córeczki do przedszkola. Tyle się mówiło o braku miejsc... A tu, proszę! Mała jest na liście, w dodatku - w wymarzonej placówce.
Poniedziałek, samo południe. Jesteśmy w holu Miejskiego Przedszkola nr 34, przy ul. Boh. Westerplatte. To jedna z najbardziej obleganych podczas rekrutacji placówek. Chętnych zawsze wielu, kusi lokalizacja w centrum miasta, dobre opinie rodziców i muzyczne tradycje przedszkola. – Marysia jest bardzo muzykalna, dlatego chcieliśmy posłać ją właśnie do „Rozśpiewanego Przedszkola” – Magdalena Skowryn pokazuje na tapecie smartfona zdjęcie roześmianej trzylatki, w wielkich słuchawkach na uszach. - Tak się cieszę. Strasznie przeżywałam ten dzień. Od rana nie mogłam wysiedzieć w pracy.
Naszej rozmowie z uśmiechem przysłuchuje się nauczycielka z przedszkola, Karolina Michalska. Przewodnicząca komisji rekrutacyjnej przed chwilą wywiesiła listy dzieci zakwalifikowanych i niezakwalifikowanych. Marysia Skowryn jest na tej pierwszej. – A oprócz niej jeszcze 34 dzieci – pokazuje nauczycielka. – Siedmiorgu dzieciom proponujemy inne placówki - te, które rodzice wskazali w drugiej lub trzeciej preferencji przy składaniu wniosku. Pięcioro malców trafiło na listę dzieci niezakwalifikowanych.
- Pójdziesz do innego przedszkola, do „Słoneczka”, prawda, że ładnie się nazywa? – tłumaczy malutkiej Julci Michalskiej mama Monika. Tata Paweł sprawdza jeszcze raz. Julki nie ma na liście dzieci zakwalifikowanych do MP 34, małej miasto proponuje przedszkole na Lisiej. –Fajnie! Wskazywaliśmy tę placówkę jako drugą preferencję – przyznaje tata. – Szczerze? Ulga! Bardzo baliśmy się, że dla naszej trzylatki nigdzie nie będzie miejsca. Wcześniej nie przyjęto nas i kilkudziesięciu innych dzieci do rekrutującej poza miejskim naborem Akademii Talentów, na Rzeźniczaka. Myśleliśmy, że wszędzie będzie ciasno. – Do przedszkoli przyjmiemy wszystkie trzylatki – zapewnia wiceprezydent Wioleta Haręźlak.
Jeszcze dwa miesiące temu była zmartwiona i pełna obaw, że zabraknie miejsc w przedszkolach. Teraz się uśmiecha. - Odetchnęłam z ulgą, bo wszystkie dzieci znajdą miejsca w przedszkolach – mówi wiceprezydent. – W momencie, gdy zniesiono obowiązek szkolny dla sześciolatków, nie było to takie oczywiste. Gdyby wszystkie one zostały w przedszkolach, to nie byłoby miejsca dla trzylatków. I przed tym ostrzegałam. Na szczęście, udało się nam przekonać wielu rodziców, że zielonogórskie szkoły dobrze dbają o maluchy. Potrafimy to robić, szkoły są dobrze przystosowane do ich potrzeb.
Na przekonanie rodziców było niewiele czasu. Teraz już wiadomo, że w publicznych szkołach podstawowych, zarządzanych przez miasto, powstanie 18 oddziałów przedszkolnych. - Wielu rodziców sześciolatków mówi, że pośle swoje pociechy do pierwszej klasy. Przypomnę, że w całym mieście mamy tylko ok. 150 siedmiolatków. Z nich można by utworzyć tylko kilka klas, tymczasem zakładamy, że powstanie ich ok. 25-30, głównie złożonych z sześciolatków. Dzięki temu zwolniło się dużo miejsc w przedszkolach – tłumaczy W. Haręźlak. I dodaje, że to jeszcze nie koniec. - Rodzice wciąż przenoszą dzieci z przedszkoli do szkoły. Zapewniam, że jeżeli ktoś zdecyduje się na taki ruch, to dziecko przyjmiemy nawet w sierpniu, apeluję jednak, by nie zwlekać z decyzją – zaznacza.
Z obliczeń miasta wynika, że sześciolatków w wielu przedszkolach będzie tak mało, że będą tworzyć grupy z młodszymi dziećmi. - Mam nadzieję, że zwolnią się też miejsca dla dwuipółlatków, których teraz nie przyjęliśmy. Będziemy zapraszać te najmłodsze dzieci na zwolnione miejsca - dodaje wiceprezydent.
(dsp, tc)