Szpital na kwarantannie. Ludzie, co wy robicie?
W piątek, 20 marca, do szpitala uniwersyteckiego w Zielonej Górze trafił czteroletni chłopiec z urazem głowy. Szybko go zoperowano i w poniedziałek mógł już wychodzić do domu. Niby wypadek jakich wiele. Szkopuł w tym, że opiekująca się chłopcem babcia zataiła informację o jego matce, która… ma gorączkę i mocno kaszle po powrocie z Niemiec. A to oznacza ogromne ryzyko, że i ona, i synek, są zarażeni koronawirusem.
– Lekarze byli jednak czujni – mówi Robert Kowalik z biura prasowego szpitala. – Chłopiec nie miał gorączki i duszności. Mocno kaszlał. Te objawy wskazywały, że może być zakażony koronawirusem. Pobrano od niego wymaz na obecność patogenu. Badanie dało wynik pozytywny (stwierdzono chorobę - red.). We wtorek musieliśmy zamknąć oddział chirurgii dziecięcej. Kwarantannie poddano kilkanaście osób, lekarzy, pielęgniarki, pracowników SOR i bloku operacyjnego – wylicza. – Przez kilka dni chirurgia nie przyjmowała pacjentów. Chłopiec przebywał w ambulatorium chirurgicznym, na bloku operacyjnym, a następnie na oddziale chirurgii i urologii dziecięcej.
Natychmiast zawieszono dyżury lekarzy. Pacjentów przeniesiono do szpitali w Gorzowie i Poznaniu. Ponieważ chłopca do szpitala przetransportowano śmigłowcem, okazało się, że kwarantannie będzie musiała się poddać załoga Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, trzy osoby: pilot, ratownik medyczny i lekarz.
Robert Zapotoczny, lekarz oddziału chirurgii dziecięcej, na Facebooku zwrócił się z gorącą prośbą do mieszkańców. Apel brzmi dramatycznie. „Ludzie, dajcie nam żyć i przy okazji sobie, bo jak nas wykończycie, to i siebie. Sytuacja z oddziału z piątku. Przyjęte dziecko z raną głowy, z babcią. Oboje kaszlący. Wywiad epidemiologiczny ujemny. Na sugestię, że może to być koronawirus, babcia odpowiada z rozbrajającą szczerością, my na takim zadupiu żyjemy, że gdzie tam koronawirus? Babcia „zapomniała” dodać, że matka dziecka, a jej córka z Niemiec wróciła i kaszle, i ma gorączkę. Drobiazg taki malutki, a skutki w zasadzie nieistotne: jedyny oddział chirurgii dziecięcej na terenie byłego województwa zielonogórskiego zamknięty(…). Ludzie, jak nie oprzytomniejecie, to wykończycie nas, a potem siebie, bo nie będzie miał Was kto leczyć.”
Lekarze zdecydowali się przeprowadzić badanie chłopca ponownie. W czwartek przyszła dobra wiadomość. - Wynik jest ujemny, co oznacza, że dziecko nie jest zakażone koronawirusem – poinformowała Aleksandra Chmielińska-Ciepły, rzecznik prasowy wojewody lubuskiego.
Dwóch ratowników oraz lekarz z ekipy ratowniczej z Gubina, którzy mieli styczność z chłopcem, mogło wrócić do pracy.
- Z uruchomieniem oddziału czekamy jeszcze na decyzję sanepidu - wyjaśniła Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka szpitala. - Obecnie na oddziale zakaźnym przebywa 20 pacjentów, 10 z nich jest chorych na koronawirusa, pozostali czekają na wynik badania.
Chłopiec przebywa na kwarantannie domowej pod opieką sanepidu. Objęto nią również jego rodzinę.
Przypomnijmy: każdy pacjent, który obecnie trafia do zielonogórskiego szpitala, przechodzi wywiad epidemiologiczny. Lekarze pytają o pobyt za granicą i objawy świadczące o zakażeniu koronawirusem. Niestety zdarza się, tak jak w tym przypadku, że pacjenci i ich rodziny nie mówią prawdy. Dlatego lekarze od wielu dni prowadzą akcję # NIE KŁAM MEDYKA. Zatajając prawdę ryzykujemy, że nie będzie miał kto nas ratować.
- Kilka dni temu kobieta wezwała ratowników medycznych do chorego męża, który skarżył się na ból brzucha – opowiada lekarz pogotowia Robert Górski. - Po przyjeździe na miejsce, medycy stwierdzili, że chory nie ma żadnego bólu brzucha, a jego problemem jest gorączka, kaszel, uczucie duszności i bóle mięśniowe, które mogą świadczyć o zakażeniu koronawirusem. Ratownicy zapytali żonę pacjenta, dlaczego okłamała dyspozytora, a ta wyjaśniła, że „gdyby powiedziała prawdę, to nikt by do niej nie przyjechał”. Oczywiście to nie jest prawda. Dyspozytor medyczny to osoba z wyższym wykształceniem i wie jak ma postępować, żeby pomóc pacjentowi, jego rodzinie i nie narazić bezpieczeństwa medyków.
Ratownicy weszli do mieszkania bez odpowiedniego zabezpieczenia. Pozbawieni właściwej informacji medycznej, nie mieli pojęcia o objawach zakażenia koronawirusem. Przez to kłamstwo ambulans został unieruchomiony. Ratownicy trafili na kwarantannę i musieli czekać na wyniki testów.
- Przecież w tym czasie ktoś mógł być w stanie zagrożenia życia i potrzebować natychmiastowej pomocy. Kto ma jej udzielać? – podkreśla R. Górski.
Na szczęście, kilka dni wcześniej Marcin Mańkowski, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze zdecydował o rozproszeniu pięciu zespołów ratownictwa medycznego na terenie miasta. Nie stacjonują one już w zabytkowym budynku przy ul. Chrobrego. Nie mają ze sobą styczności. Zakażenie jednej załogi nie oznacza wyłączenie z działalności całego pogotowia.
Pamiętaj! # NIE KŁAM MEDYKA