Rzeczniczka Barska i „jej” 14 komendantów
- Ilu komendantów pani „przeżyła”?
Małgorzata Barska: - Wszystkich miejskich! Ostatnio liczyłyśmy z koleżanką. Ten obecny jest 14.
- Gorący stołek.
- Był taki rok, gdy było ich aż trzech. Ale pierwszy, Henryk Janik, kierował komendą przez 10 lat. Najpierw rejonową, a potem, po reformie województw i policji, miejską.
- Którego zapamiętała pani najbardziej?
- Pozytywnie czy negatywnie? (śmiech) Oczywiście nie będę wymieniać nazwisk. Powiem to, co na oficjalnym pożegnaniu. Cieszę się, że ostatnie lata służby mogłam spędzić w przyjaznej, sympatycznej atmosferze. Ostatni komendant traktował nas naprawdę bardzo życzliwie. Do końca mnie namawiał, żebym została. I że mogę zrezygnować z odejścia nawet ostatniego dnia (śmiech).
- Trudno było kobiecie w policji w 1995 roku, gdy pani zaczynała?
- Było nas dużo mniej. Wtedy kobiety stanowiły około 10 procent wszystkich policjantów, teraz 20. W drogówce, patrolach było bardzo mało kobiet. Teraz to norma. Gdy zaczynałam, niektórzy krzyczeli: „Kobiety do kuchni albo do parzenia kawy, a nie do policji!” Zawsze byłam pyskata i potrafiłam tak odpowiedzieć, żeby poszło w pięty.
- Pamięta pani pierwszą interwencję?
- Jedną z pierwszych. Pełniłam służbę w konwojówce. Z kolegą, dwumetrowym o słusznej budowie ciała, pojechaliśmy po zatrzymanego. Był pyskaty, ale nie chciał zadzierać z dużym, więc zwyzywał mnie. Kolega spytał: „Pomóc ci, czy poradzisz sobie sama?”. Oczywiście poradziłam sobie sama.
- Pierwszy raz na strzelnicy?
- To było na kursie podstawowym. Do Polski zaczęto sprowadzać pistolety Glock, które teraz są popularne, ale wtedy były drogie. Nasz instruktor strzelectwa dał nam prywatny pistolet, żebyśmy mogli postrzelać. No i ja tego Glocka zacięłam (śmiech). Wzięłam do ręki i się zaciął. Instruktor dostał histerii, że mu popsułam tak drogi pistolet. Powiedziałam: „Trudno, wezmę kredyt i spłacę” (śmiech). Mój pierwszy pistolet był egzemplarzem niemal muzealnym. P-64 z 1969 r. Chyba najstarsza broń w jednostce. Lubiłam go, był mały, mogłam wygodnie schować pod ubranie. Z nowym, dużym P-99, nie zaprzyjaźniłam się.
- Które momenty najbardziej zapadły w pamięć?
- Były takie, że adrenalina skakała bardzo wysoko. W dochodzeniówce mieliśmy do czynienia z najbardziej podłymi ludźmi. Musiałam się pilnować, żeby nie pójść o krok za daleko. Kiedyś zadzwoniła matka, do jej córki przyszła koleżanka. Zobaczyła, że dziewczynka ma całe ciało zasinione, ktoś ją pobił. Policjanci pojechali do domu dziecka. Okazało się, że została pobita przez ojca kolczatką dla psa. Bił tak, że w ścianach pokoju były dziury. Podarł jej książki, zeszyty. Został zatrzymany, aresztowany, potem poszedł do więzienia. Puściły mi nerwy. Wrzeszczałam na matkę dziewczynki, jak mogła dopuścić do tego, żeby ojciec tak się nad nią znęcał. Bo to nie była pierwsza sytuacja. Do końca życia będę pamiętała pierwszego samobójcę. Chłopak powiesił się po weselu brata. Następnego dnia rano, w garniturze. Niewyobrażalna tragedia. Prawdopodobnie chodziło o nieszczęśliwą miłość. Zdarzały się tragedie, a my musieliśmy wykonywać czynności, przesłuchiwać rodzinę. Historia dziewczyny z wioski pod Zieloną Górą, którą zabił piorun. Jej ojciec sam zrobił kosiarkę, przerobił wózek dziecięcy, wziął silnik od pralki. Nie zaizolował odpowiednio. Rączka była metalowa, trawa wilgotna. I uderzył piorun. Pamiętam rozpacz, krzyk rodziców. To zostaje. Najbardziej się bałam, żebym nie musiała jechać na dyżurze na śmierć łóżeczkową niemowlaka. Miałam wtedy małe dzieci, nie wiem, czy bym to zniosła.
- Co jest ważne w tej pracy?
- Często podstawa to studzenie emocji, opanowanie. Przyszłam do policji po studiach pedagogicznych. Wydawało mi się, że pozjadałam wszystkie rozumy. Byłam w patrolach z chłopakami, którzy nie mieli wielkich studiów, a potrafili profesjonalnie uspokoić sytuację. Podziwiałam ich za to. Pojechaliśmy do pijanej, agresywnej dziewczyny. Kiedy zobaczyła młodych policjantów, rozebrała się do naga. Patrzyłam, jak się zachowają, a oni pełen profesjonalizm. „Może pani coś na siebie ubierze i pojedziemy na izbę wytrzeźwień? Chyba że pani chce w takim stroju”.
- Ulubiony policjant z książki albo filmu?
- Eberhard Mock z kryminałów Krajewskiego. Popielskiego też lubię, ale Mocka bardziej. I bardzo lubię detektywa Monka. Wszyscy trochę odjechani (śmiech).
- O co najczęściej pytają dzieci na spotkaniach z policjantami?
- Ilu bandytów pani zastrzeliła? (śmiech) Na szczęście nigdy nie musiałam używać broni i każdemu policjantowi tego życzę.
- Jakie ma pani plany na emeryturę?
- Wyspać się. A oprócz tego korzystać z życia kulturalnego Zielonej Góry. Najbliższe weekendy mam zaplanowane. Spotkania, koncerty, wydarzenia. Uwielbiam zielonogórskie kabarety, Droshkoov Theatre na Krętej, piwnice winiarskie. Jestem fanką naszych winiarzy. Marzy mi się też dłuższy wyjazd z koleżankami.
- Dziękuję.
Szymon Płóciennik