Przynieśli nawet hełmy

4 Marzec 2022
Wystarczyło tylko hasło rzucona na Facebooku: Chłopaki jadą na wojnę, potrzebne jest wyposażenie! Na parkingu przed supermarketem Kaufland pojawił się tłum darczyńców. Z jedzeniem, butami, ubraniami, śpiworami, karimatami, latarkami a nawet hełmami.

Mimo olbrzymiego szoku zielonogórzanie natychmiast zaczęli się organizować, by pomagać napadniętej Ukrainie i Ukraińcom. Widać to było już podczas spontanicznej akcji w zeszły piątek wieczorem. Na parkingu pod Kauflandem zebrały się setki zielonogórzan. Przyszli wesprzeć pracujących w Polsce Ukraińców, którzy postanowili wrócić do ojczyzny i walczyć.

Na pomysł organizacji zbiórki wpadły Luba Vojciuk i Lena Dacyk. - Nie spodziewałam się takiego odzewu. Po godzinie post miał już tysiąc udostępnień. Chociaż tyle możemy zrobić, aby jakoś spać w nocy. Od swoich znajomych z Ukrainy wiem, że teraz tam wszystko w sklepach jest zabierane dla wojska. Ludzie szyją ubrania, działają na maksa, ale jakiekolwiek wsparcie z zewnątrz na pewno zostanie docenione - tłumaczyła L. Vojciuk, która mieszka w Polsce od siedmiu lat. - W Ukrainie ludzie zapisują się do armii albo po prostu biorą broń do domu. Pochodzę z małego miasteczka, tam już trwają walki, już ktoś rysuje znaki dla rakiet!

Mężczyźni, którzy zdecydowali się wracać do ojczyzny i walczyć z rosyjskim najeźdźcą, niechętnie o tym rozmawiali. Woleli pozostać anonimowi. Jewgienij to jeden z nich. Gdy spytaliśmy, dlaczego podjął taką decyzję, widać było łzy spływające po policzkach. - W kraju mam rodzinę, jestem Ukraińcem, po prostu muszę tam być - odpowiedział i zaraz odszedł.

W tym czasie pojawili się nowi darczyńcy. - Przynieśliśmy kuchnię benzynową, buty, polary oraz hełmy - pokazali paczki Paweł i Joanna Pietruszka. Na pytanie, dlaczego zdecydowali się pomóc odpowiedzieli bez wahania: - Jeżeli teraz nie uda się zatrzymać Putina w Ukrainie, to któregoś dnia przyjdzie pod naszą granicę.

Anna Celmer-Kamińska przywiozła ciepłe ubrania i puszki z zielonogórskiej noclegowni. - Trzeba coś zrobić - podkreślała zielonogórzanka. - Jestem zdziwiona, ile jest tu osób, ale jednocześnie bardzo się cieszę, że tylu ludzi tak chętnie przyjechało.

Alexander pochodzi z Berdyczowa, koło Żytomierza w Ukrainie, ale już od pewnego czasu żyje i pracuje w Zielonej Górze. - Mam tutaj żonę, mam dziecko, które urodziło się sześć miesięcy temu - opowiadał nasz rozmówca. - W Ukrainie zostały moja mama i siostra - wyjaśnia. Gdy pytamy, jak ocenia to, co się stało, kręci głową: - Nie mam słów, jedynie przekleństwa cisną mi się na usta.

Transport darów do Ukrainy polega na dowiezieniu sprzętu na granicę, aby stamtąd został rozprowadzony do potrzebujących. - Na ten moment najbardziej brak jest paliwa - twierdzi Hanna Hadryś, współzałożycielka grupy „Lubuskie - pomoc obywatelom Ukrainy” na Facebooku. - Wyposażyliśmy w piątek dwa samochody osób, które jadą w konkretne miejsce. W kolejnych dniach będziemy organizowali następne transporty.

W miniony wtorek Sławomir Stańczak, jeden z organizatorów transportu, opublikował film z podziękowaniami.

- Mieszkańcy Zielonej Góry, pomoc którą zbieraliście już dotarła do wojska ukraińskiego. Nasi żołnierze dziękują za to, co robicie. Jest wojna i teraz widzimy, kto jest dla nas bratem, a kto nie - mówi młody mężczyzna w otoczeniu uzbrojonych towarzyszy z obrony terytorialnej.

(md)

 

Nikt nie zostanie bez pomocy

Pomimo tego, że Zielona Góra znajduje się na zachodzie Polski, w sobotę na dworcu PKP otworzono punkt informacyjny dla tych, którzy uciekają przed rosyjską agresją. - W Ukrainie jest wojna, wszyscy o tym dobrze wiemy - tłumaczy prezydent Janusz Kubicki. - Cały czas trwają walki, do Polski napływają uchodźcy. Robimy wszystko, żeby nikt kto do nas przyjedzie nie został bez pomocy i dachu nad głową. Ten punkt otwieramy po to, aby potrzebujący wiedzieli, gdzie mogą zwrócić się o pomoc, żeby otrzymali informację co mają robić. Deklarujemy wsparcie dla wszystkich, którzy przyjadą, nikt nie zostanie bez pomocy.