Przez 25 lat prowadzę firmę
- Iglotechnik może poszczycić się aż 25-letnią historią. Czym jest prowadzenie dużej firmy: przygodą czy ciągłą wojną?
Krzysztof Łukowiak: - To na pewno nie jest wojna wszystkich ze wszystkimi, inaczej mielibyśmy nie wolny rynek, tylko chaos. Biznes czy własna firma są przede wszystkim narzędziem realizacji naszych aspiracji i oczekiwań.
Tomasz Gniewczyński: - Jest również zadowoleniem z budowania nowego i realizacji trudnych wyzwań. Ponadto, co dzień uczymy się czegoś nowego. To stałe źródło frajdy i osobistej satysfakcji.
- Zaczynaliście skromnie: od warsztatu elektrotechnicznego. Dziś zaliczacie się do elitarnego grona najlepszych zielonogórskich firm. Co zadecydowało o sukcesie waszej firmy: dobra znajomość rynku czy szczęście do ludzi?
TG: - Gdy zaczynaliśmy, obaj byliśmy bardzo młodymi ludźmi, ale było w nas wiele determinacji i chęci uczenia się właśnie rynku, techniki i współpracy z ludźmi. W firmie usługowej, szczególnie takiej jak nasza, to w głównej mierze ludzie decydują o sukcesie lub porażce. Dobry i zgrany zespół to konieczna podstawa.
KŁ: - Nie ma idealnej recepty na sukces. Nasze biznesowe początki to były zupełnie inne czasy. Dzisiaj, spoglądając za siebie, widzę przede wszystkim ciągłą pracę i okres wyrzeczeń. Ale ludzie są ważni, razem stworzyliśmy dzisiejszy Iglotechnik.
- Na czym polega trudność bycia biznesmenem, zwłaszcza polskim?
KŁ: - Pierwsze lata istnienia firmy wspominamy jaką ciągłą pracę, bez wytchnienia, bez urlopów. I często nocą dopadające nas wątpliwości: czy aby dobrze postępujemy, czy aby warto aż tyle pracować?
TG: - Wbrew pozorom, łatwiej kiedyś, przed laty, było budować naszą firmę niż teraz skutecznie ją prowadzić, to przecież duży organizm, ale uczymy się całe życie. Dzisiaj, Iglotechnik to zespół 80-ciu wspaniałych ludzi.
- Bycie zielonogórską firmą przeszkadza czy pomaga?
TG: - Samo miasto jest bardzo piękne, idealne do życia. Ale rynek zleceń w Zielonej Górze nie jest zbyt rozległy. Dlatego Iglotechnik od wielu lat sprzedaje swoje usługi w całej Polsce. Na szczęście, nawet duże odległości do budów od naszej siedziby nie są żadną istotną przeszkodą.
- Gdybyście mieli doradzać młodemu adeptowi biznesu, co byście zaproponowali?
KŁ: - Idź, walcz i wierz w siebie, ale bądź odpowiedzialny.
TG: - W biznesie nie ma miejsca na wątpliwości i słabości. Trzeba zawsze iść do przodu i robić swoje.
- Niezbyt często się zdarza, by wspólnicy wytrzymali ze sobą aż 25 lat. Jak godzicie osobiste ambicje?
|TG: - Jesteśmy jak stare, dobre małżeństwo. Rozumiemy się w pół słowa, każdy robi, co do niego należy.
KŁ: - Bardzo ważna jest gotowość do wysłuchania tego drugiego, do przyjęcia automatycznego założenia o jego dobrej woli. Biznesowe partnerstwo to dobra szkoła tolerancji.
- Jak odreagowujecie stres?
TG: - Uwielbiam żeglarstwo, dlatego każdą wolną chwilę spędzam na wodzie.
KŁ: - Jak zdołam urwać dla siebie kilka chwil, uwielbiam grać w golfa i nurkować. Na polu golfowym, również pod wodą, panuje bardzo przyjemna cisza…
- Z waszej relacji wyłania się obraz dwóch menedżerów, dla których firma to misja, wyzwanie i zarazem narkotyk…
KŁ: - …To nie tak, nie jesteśmy pracoholikami. Nauczyliśmy się umiaru. Soboty i niedziele spędzamy z najbliższą rodziną. Dla mnie, bardzo ważny jest mój ukochany wnuk, Max. Spędzając z nim czas, świat dla mnie przestaje istnieć.
TG: - A ja, wieczorami, w domowym garażu remontuję, z moim synem, stare samochody. W ten sposób, w dwa lata, podarowaliśmy drugą młodość zabytkowemu fordowi F100, rocznik 1963.
- Dziękuję.
Piotr Maksymczak