Pracownicy Intermarche walczą o zaległe pensje
Janusz Jasiński to znany biznesmen, przewodniczący Organizacji Pracodawców Ziemi Lubuskiej. Prowadzi klub koszykarski Enea Zastal BC. Od lat jest właścicielem sieci sklepów, które do niedawna funkcjonowały pod szyldem Intermarche. Nad sklepami zebrały się jednak czarne chmury. Biznesmen ma konflikt z właścicielem marki - Grupą Muszkieterowie, co negatywnie wpłynęło na działalność Intermarche. Jako pierwszy zamknął się sklep na Osiedlu Zacisze, w wakacje drugi - na Osiedlu Pomorskim. We wrześniu gruchnęła wieść o likwidacji kolejnego - przy ul. Makowej na Jędrzychowie. Obecnie zielonogórzanie mogą zrobić zakupy tylko w dwóch sklepach - przy ul. Batorego oraz Cyryla i Metodego. Kłopoty są też z wypłatami dla zwalnianych pracowników lub tych, którzy sami odeszli z pracy, bo nie mogli już dłużej czekać na wypłatę wynagrodzenia.
Mamy rodziny na utrzymaniu
O sprawie pisaliśmy w „Łączniku” w kwietniu, kiedy to przed Wielkanocą rozgoryczeni pracownicy sklepu Intermarche na Osiedlu Pomorskim nie dostali na czas wypłaty. Pierwsze opóźnienia pojawiły się w marcu. Problem nadal nie został rozwiązany, a pracownicy byłych sklepów na Pomorskim i Jędrzychowie mają dość. Poskarżyli się teraz „Łącznikowi”. Chcą jednak zachować anonimowość, bo boją się konsekwencji. Część z nich wciąż ma umowę o pracę, ale przebywa na urlopie. I po powrocie z niego może zostać przeniesiona do działających sklepów lub do biura. To około 20 osób.
Niektórzy myślą o złożeniu wypowiedzenia, inni na pewno nie wrócą do pracy, ale chodzi im o pieniądze i o zasady. - W taki sposób nie traktuje się pracowników. Wynagrodzenie za lipiec otrzymaliśmy dopiero we wrześniu, a nie zarabiamy kokosów. Mamy też rodziny na utrzymaniu i do opłacenia coraz większe rachunki za prąd i gaz, mocno drożeje żywność - żalą się byli i obecni pracownicy Intermarche. - Nikt z nami nie rozmawia i nie tłumaczy opóźnień. Początkowo to były „tylko” dwa tygodnie, teraz to już kilka miesięcy. Dzwoniliśmy do kierownictwa z prośbą o wypłacenie zaległości, ale nikt nie odebrał telefonów. Na e-maile też nie mamy odpowiedzi. Czujemy się zlekceważeni.
To się w głowie nie mieści
Zarzuty pracowników nie ograniczają się do niewypłaconych pensji. - Większość z nas sprawdziła, że nasz „doskonały” pracodawca odprowadzał za nas zaniżone składki do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, co w przyszłości wpłynie na wysokość emerytur - opowiadają zdenerwowani. - Jednej z naszych koleżanek zmarł tata, ale nie dostała odszkodowania, bo pracodawca nie płacił składki ubezpieczeniowej. To się w głowie nie mieści - mówi jedna z pracowniczek.
Ludzie wspominają też o zastraszaniu, wywieraniu presji psychologicznej na odejście z pracy. Jedna z pań próbowała złożyć wypowiedzenie. Trafiło jednak do kosza, a po kilku dniach to ona dostała wypowiedzenie. Pracownicy dodają, że J. Jasiński został ukarany przez Państwową Inspekcję Pracy mandatami, ale zupełnie się tym nie przejął.
Szukamy nowych inwestorów
O komentarz poprosiliśmy Janusza Jasińskiego. - W Zielonej Górze funkcjonowało pięć spółek prowadzących sklepy, najstarsza od 1995 r. Niestety ich działalność stanęła pod znakiem zapytania, bo zostały zaatakowane przez francuskiego udziałowca - wyjaśnia J. Jasiński. I dodaje: - Byliśmy zmuszeni zamknąć trzy sklepy, dwa z nich - przy ul. Cyryla i Metodego oraz Batorego wciąż działają. Robimy wszystko co możliwe, żeby je uratować. Staramy się też, żeby jak najmniej ucierpieli nasi pracownicy i dostawcy. Potwierdzam, mieliśmy zaległości w wypłatach pensji, ale zostały uregulowane. Na bieżąco współpracujemy w tym zakresie z Państwową Inspekcją Pracy. Są pewne problemy z wypłatą dla pracowników przebywających na zwolnieniach obecnie opłacanych przez ZUS. Postaramy się jak najszybciej z nimi rozliczyć, choćby dlatego, że zdajemy sobie sprawę z inflacji i rosnących kosztów życia. Planujemy ponownie uruchomić zamknięte sklepy, szukamy nowych inwestorów - kończy J. Jasiński.
Do tematu będziemy wracać. Pracownicy otrzymają pomoc prawną od urzędu miasta.
(rk)