Porozmawiaj z prezydentem Januszem Kubickim
W czwartek, jeszcze w południe padał deszcz. Ale im bliżej było 16.00, tym więcej było słońca nad ratuszem. Współpracownicy prezydenta odetchnęli z ulgą. Bez obaw mogli ustawić mały stolik i cztery krzesła. Dyrektor Konrad Witrylak osobiście sprawdzał stan przygotowań. – Wszystko gotowe, możemy zaczynać – stwierdził, wyraźnie zadowolony.
Punktualnie o 16.00 pojawił się prezydent. Pierwsi rozmówcy już oczekiwali opodal, na ławeczce. Jako pierwsza usiadła Jadwiga Goczalg. – Moja sprawa jest niby łatwa, ale skomplikowana. Według mnie, zostałam oszukana przez kierownika ADM-u. Poprosiłam prezydenta o interwencję – tłumaczyła nam później.
Z prośbą o pomoc przybyła również kolejna rozmówczyni – Henryka Gonda. Jej wspólnota mieszkaniowa wyremontowała dach, za 100 tys. zł. Prace przeprowadzono w 2014 r. Wcześniej wspólnota otrzymała zapewnienie, że 50 proc. kosztów remontu dachu zrefunduje miasto.
– Urzędnicy, już po remoncie, dopatrzyli się w naszej dokumentacji jakiś uchybień i odmówili wsparcia, dlatego interweniuję u pana prezydenta – tłumaczyła pani Henryka. Janusz Kubicki poprosił rozmówczynię o numer telefonu i zadeklarował, że sprawdzi: kto i dlaczego odmówił refundacji.
Rozmawiamy o Braniborskim
Rozmowa z delegacją mieszkańców ul. Braniborskiej trwała najdłużej. Prawie pół godziny. Przy prezydenckim stoliku usiedli: Ryszard Belica, Bożena Chalimoniak, Waldemar Kaczmarek i Barbara Marciniów. – Już chyba ze dwa miesiące upłynęły od wstrzymania robót na działce, przy Wieży Braniborskiej. Mamy wrażenie, że pan prezydent zapomniał o nas – zaczęła Barbara Marciniów.
- Proszę o cierpliwość. Jak tylko będę znał konkrety, natychmiast was poinformuję. Problem z działką, przy Braniborskiej, nie należy do najłatwiejszych, jej właścicielem nie było miasto, tylko Uniwersytet Zielonogórski. I to rektor podjął decyzję o sprzedaży, nie prezydent – zastrzegł Janusz Kubicki.
Podczas długiej wymiany zdań, zarówno prezydent, jak i delegacja mieszkańców ustalali chronologię wydarzeń, przypominali sobie wzajemnie szczegółowe zapisy w różnych dokumentach. Rozmówcy prezydenta przyjęli do wiadomości, że miasto może odzyskać działkę na dwa sposoby.
- Możemy ją albo odkupić od prywatnego właściciela, albo przekonać do zamiany: jego działka za naszą. To pierwsze rozwiązanie jest mało realne, bo właściciel może nam podyktować cenę nie do zaakceptowania. W tym drugim przypadku też nie będzie nam łatwo, bo najpierw trzeba będzie znaleźć taką miejską działkę, którą partner uzna za satysfakcjonującą. Operacja zamiany może potrwać nawet rok – cierpliwie tłumaczył prezydent.
Mieszkańcy nie składali broni, wciąż naciskali na prezydenta, by ten jednoznacznie stwierdził, kto jest winien całej sytuacji.
- Urzędnicy wprowadzili pana w błąd. W dokumentach wyraźnie jest napisane, że to rekreacyjny teren – przekonywał R. Belica.
Janusz Kubicki ripostował: - Skoro, według pana, ta działka od początku miała być terenem zielonym, to jakim cudem UZ kupił tę działkę z przeznaczeniem na planetarium? Na moim biurku leży dokumentacja tego niedoszłego planetarium. Zapewniam pana, ma wysokość kilku pięter. Czyli od początku była zgoda na wycinkę drzew i zabudowę tej działki, ale to nie była moja decyzja, tylko radnych. Niektórzy z nich chcieli nawet wybudować tam parking – przypomniał prezydent.
- Zgadza się, to była inicjatywa radnego PiS, Jacka Budzińskiego – potwierdził R. Belica. I zaraz dodał: - Czy naprawdę będziemy musieli czekać aż rok na prawne rozstrzygnięcie naszego problemu, nie ma innego sposobu?
- Jest trzecie wyjście, o którym radni podczas pobytu rektora na ostatniej sesji rady miasta nawet się nie zająknęli. Przecież można cofnąć notarialną sprzedaż, ale tego musi chcieć przede wszystkim rektor. Podczas sesji żaden z radnych tego od rektora nie zażądał, nie powiedzieli mu wprost, że źle postąpił, było wręcz odwrotnie, bili mu brawo, gratulowali skutecznego rozwiązywania finansowych problemów UZ – z goryczą wspominał prezydent.
Goście z Malborka
Po trudnej, ale bardzo rzeczowej i spokojnej rozmowie, do prezydenckiego stolika dosiedli się małżonkowie Małgorzata i Wiesław Woronowie, którzy przyprowadzili swych gości z dalekiego Malborka: Halinę i Romana Koperskich. – Prezydencie, nic od pana nie chcemy, pragniemy tylko powiedzieć, że rządzi pan pięknym i zadbanym miastem. Czujemy się tu świetnie – komplementował Kubickiego pan Wiesław.
Gdy prezydent miło gawędził z gośćmi z Malborka, do stolika podszedł Zygmunt Piersiala, który bezceremonialnie wtrącił się do rozmowy:- Głosowałem na pana trzy razy, dlatego mam prawo powiedzieć, co myślę o Wagmostawie…
- …ależ Wagmostaw jest piękny – przerwała mu Małgorzata Worona.
- Zgoda, jest piękny, ale tam jest za mało ławek, nie ma na czym usiąść. Prezydencie, proszę o więcej miejsc do siedzenia – zażądał pan Zygmunt.
Potrzebny jest plac zaba
Ostatnimi gośćmi prezydenckiego stolika byli przedstawiciele Grupy Inicjatywy Lokalnej Jędrzychów: Liliana Kleinert i Dariusz Legutowski.
- Panie prezydencie, prosimy o plac zabaw. Nasze osiedle nie ma ani jednego takiego miejsca, choć mieszka tu ok. 3 tys. ludzi, w tym duża liczba małych dzieci – przekonywała prezydenta L. Kleinert. Delegacja grupy inicjatywnej przyniosła nawet mapki z zakreślonymi propozycjami lokalizacji tego przyszłego placu dla najmłodszych mieszkańców osiedla.
Prezydent przyznał, że Jędrzychów zasługuje na plac zabaw z prawdziwego zdarzenia.
- Ale jeszcze nie w tym roku, może w przyszłym. Najpierw musimy sprawdzić, jaki wpływ na zasobność miejskiego budżetu wywrze realizacja obietnic polityków, którzy deklarują radykalne podwyższenie kwoty dochodu wolnej od podatku – tłumaczył prezydent.
(pm)