Pojedzie rowerem przez Amerykę
- Ta rowerowa eskapada to spore wyzwanie?
Krzysztof Fechner: - Race Across America to najtrudniejszy, najdłuższy i najdroższy wyścig rowerowy na świecie! I skomplikowane przedsięwzięcie logistyczne. Sam transport mojej ośmioosobowej ekipy to wyzwanie, z Zielonej Góry do USA jest około 12 tysięcy kilometrów. Organizator wymaga od uczestników dwóch samochodów. Zabieramy kamper - hotel na kółkach, gdzie nasz kucharz przyrządzi posiłki, będzie to przebieralnia i sypialnia. Ale na sen mogę przeznaczyć tylko dwie godziny na dobę. Cóż, przez 12 dni muszę przejechać około 4.800 kilometrów, 400 dziennie. To 20 godzin jazdy na dobę, z przerwą na małe drzemki. Do Ameryki pojadą ze mną czterej kierowcy, masażysta i menadżer, który naprawi rower w razie potrzeby. Drugi wóz jest techniczny, ktoś musi podać bidon i kanapkę. Podczas ekstremalnej wyprawy przez pustynię trzeba dostać się z zachodniego wybrzeża Ameryki i przebyć trasę z San Diego do Atlantic City.
- Ma pan już doświadczenie w ultramaratonie?
- W sierpniu 2022 r. jako jeden z pięciu śmiałków ukończyłem najdłuższy i najtrudniejszy wyścig kolarski dookoła Polski. Zdobyłem drugie miejsce w kategorii „solistów”. Na liczniku było 3.600 kilometrów, z tego 1.300 po górach - Tatrach, Bieszczadach i Karkonoszach. Właśnie dlatego organizatorzy zaprosili mnie do amerykańskiej przygody. Wymogi startowe są wyśrubowane, nawet zawodowi kolarze nie dostaną szansy, jeśli nie ukończą żadnego ultramaratonu.
- Marzy pan o przejechaniu trasy, a może o zwycięstwie?
- Sukcesem będzie jak dojadę do mety. W długim wyścigu może się wszystko wydarzyć, np. choroba. A po tysiącu kilometrów wszystko boli, nawet palce drętwieją.
- Sposoby, żeby nie zasnąć?
- Na pustyni będzie problem z internetem, ale mam muzykę na MP4, a może skuszę się na dobrą lekturę na audiobooku?
- Jak dba pan o formę?
- Na rowerze jeżdżę trzy razy w tygodniu, w weekendy po 200 kilometrów, pływam i ćwiczę na siłowni. Chcę pokazać, że zwykły człowiek, kierowca MZK, potrafi pokonać własne słabości.
- Pana przygoda z wyczynowym sportem zaczęła się od choroby bliskiej osoby…
- Mój syn Kornel zachorował na cukrzycę. I musiałem sobie jakoś z tym poradzić, rower okazał się najlepszy. Obecnie synek i moja żona Marta to moi najwięksi kibice.
- Jak można pana wesprzeć w wyzwaniu?
- Szukam sponsorów. Mam nadzieję, że jakaś zielonogórska firma będzie miała odwagę pomóc zielonogórzaninowi. Założyłem zbiórkę na serwisie zrzutka.pl. Ten wyścig to dobra promocja Zielonej Góry.
- Dziękuję.
Rafał Krzymiński