Podsumowanie WOŚP. Zielonogórzanie są wspaniali
- Znowu padł rekord…
- Nie o rekordy tu chodzi, ale o wspólne pomaganie. Jednak kiedy pada kolejna bariera finansowa, trudno się nie cieszyć. To jest jakiś wskaźnik zaangażowania. Zielonogórzanie są wspaniali. Chcą pomagać i z roku na roku przekazują Orkiestrze coraz więcej pieniędzy. W tamtym roku zebraliśmy 172 tys. zł. Rok wcześniej było ok. 100 tys. zł. Teraz mamy 306 tys. zł. A jeszcze trwają licytacje. Zaliczyliśmy olbrzymi skok. W takich sytuacjach człowiek zaczyna się zastanawiać, gdzie jest granica hojności.
- Rekord pada za rekordem. To zjawisko ogólnopolskie.
- Zgadza się, bo nauczyliśmy się pomagać i chcemy to robić. Przy takiej okazji ludzie chcą być razem i trzeba im stworzyć taką możliwość. Trzeba tak działać, żeby przyszli na deptak i… zostali jak najdłużej.
- Stąd pomysł z dodatkową, małą sceną?
- Tak. Sprawdziła się. Chodziło nam o to, żeby oprócz dużej sceny, gdzie gra się głównie rock, było miejsce dla dzieci i rodzin. Miejsce, w którym można spędzić nawet kilka godzin, bo wciąż się coś dzieje. Ludzie krążyli od jednej sceny do drugiej, kucharze serwowali posiłki a ulicami przeszedł barwny korowód. Przy okazji wszystkie okoliczne lokale wypełnione były po brzegi. Rzadko się zdarza, żeby aż tylu ludzi było w niedzielę w okolicach ratusza. Mieliśmy też sporo imprez towarzyszących. Nie sposób wszystkie wymienić.
- To pomogło przekonać TVN, by również Zielona Góra była jednym z tych miast, które podczas transmisji jest wielokrotnie pokazywane?
- Tak. Pojechaliśmy do Jurka Owsiaka z konkretnym programem. Telewizja potrzebuje różnych wydarzeń, różnych kadrów. Pierwsze wejście było o 9.15 rano. Pojechaliśmy do Jarogniewic, gdzie ok. 200 osób przygotowywało się do biegu. Później kamery były w różnych miejscach, zakończyliśmy o 23.45, przy demontowanej już scenie mówiliśmy o wynikach zbiórki. Nigdy wcześniej Zielona Góra nie była aż tyle razy pokazywana.
- Jedną ze scen było polewanie wodą wybranego radnego. Licytację wygrał Robert Dowhan. Docenił was?
- Chyba tak, skoro zapłacił za to 800 zł. Wybrał mnie i Roberta Górskiego.
- I jak było?
- Mokro. I zimno… To ekstremalne przedsięwzięcie. Naprędce pożyczałem różne elementy stroju od kolegów. Okulary dostałem od Pawła Wysockiego, koszulę od Tomka Sroczyńskiego, spodnie od dresu od Grzegorza Hryniewicza. Podobno senator polewał nas krótko, ale dla mnie trwało to całą wieczność. Podczas lania jeszcze nie było najgorzej. Dopiero później zaczęło się robić potwornie zimno. Na szczęście, mieliśmy specjalne koce termiczne, więc przez chwilę mogliśmy postać na dworze. Ważne, że się nie pochorowałem a 800 zł trafiło do skarbonki.
- W sztabie działa wielu radnych. W zeszłym roku zgłosiliście się w trybie alarmowym. Teraz wygląda na to, że ta funkcja została wam przypisana na dłużej.
- Do ostatniej chwili zwlekaliśmy z rejestracją sztabu, bo czekaliśmy aż ktoś się zgłosi. To impreza, której nie można sobie odpuścić, bo zielonogórzanie chcą, żeby Orkiestra grała w naszym mieście. My natomiast dbamy, żeby nie było w tym żadnej polityki. Działali przecież radni ze wszystkich opcji. Już tu kilka osób wymieniłem. Marcin Pabierowski prowadził koncert na małej scenie, pani Eleonora Szymkowiak przyniosła do sztabu kilkaset kanapek. Bardzo też przydała się olbrzymia pomoc miasta i prezydenta Janusza Kubickiego, który brał czynny udział w różnych imprezach i sam zbierał do puszki.
- 300 wolontariuszy z puszkami bardzo było widać w mieście.
- Dokładnie było ich 285. To jest największych skarb Orkiestry. To dzięki ich pracy na mrozie i wielkiemu ich zaangażowaniu udało się zebrać tyle pieniędzy. Bardzo, bardzo im dziękuję!
- Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski