Oświata? Wójt: - Nie przychodzę!
To miało być kolejne spotkanie poświęcone dopracowaniu Kontraktu Zielonogórskiego. Debata oświatowa miała rozwiać wszelkie wątpliwości. Prezydent Janusz Kubicki z propozycją tej debaty i kilku innych wyszedł podczas sesji rady gminy (w czwartek 27 lutego). Wtedy zapraszając na spotkanie w sprawie budowy kanalizacji wręczył również władzom gminy zaproszenie na cykl debat.
Przed tygodniem wójt i radni gminni licznie się stawili na negocjacje ws. kanalizacji. W ten wtorek w sali sesyjnej pojawili się jedynie: wiceprzewodnicząca rady gminy Sylwia Brońska, radna z Zawady, Antonina Ambrożewicz-Sawczuk, radna z Raculi i zastępca wójta Ireneusz Bogucewicz. Stawiło się też kilkunastu nauczycieli i dyrektorów z miasta i dwóch z gminy – Ireneusz Nijaki, dyrektor szkoły podstawowej w Starym Kisielinie i Jolanta Maryniuk, dyrektorka gimnazjum w Drzonkowie.
- Oświata jest jednym z najważniejszych obszarów, który może zaważyć na połączeniu miasta z gminą – rozpoczął prof. Czesław Osękowski, szef zespołu ds. połączenia miasta z gminą. Zaproponował scenariusz debaty oparty na podstawowych problemach:
- obwody i sieci szkół
- droga dzieci do szkół i ich dowożenie
- funkcjonowanie przedszkoli
- warunki nauczania i jakość kształcenia
- płace nauczycieli.
List od wójta
Zanim debata ruszyła o głos poprosił zastępca wójta Ireneusz Bogucewicz, który odczytał list od wójta Mariusza Zalewskiego: - Szanowny panie prezydencie. Dziękuję za zaproszenie na cykl debat dotyczących uszczegółowienia zapisów kontraktu zielonogórskiego. Z uwagi jednak na fakt, że nie otrzymałem jak dotychczas ani scenariusza debaty lub chociaż określenia jej formuły, ani podstawowych tez do dyskusji, nie została też określona moja rola w tej debacie, muszę uznać, że proponowane spotkania mogą mieć charakter bardziej medialny niż merytoryczny – czytał I. Boguceiwcz. – Nie sądzę, aby w takiej formule można było uszczegółowić zapisy kontraktu zielonogórskiego, który, jak mi wiadomo, jest materiałem opartym na szerokiej, publicznej dyskusji.
Moi zdaniem należy najpierw poddać pod osąd społeczny propozycję połączenia obu samorządów i w tym celu dołożyć wszelkich starań, aby jak najszybciej zorganizować referendum, równolegle w mieście i w gminie Zielona Góra (co pan wcześniej deklarował).
Uważam, że do negocjowania warunków kontraktu mogę przystąpić w imieniu mieszkańców gminy Zielona Góra, jeśli w wyniku referendum takie upoważnienie otrzymam. W związku z tym w chwili obecnej brak mojego głosu w tej i kolejnych debatach wydaje się być całkowicie zrozumiały.
Zaraz po I. Bogucewiczu o głos poprosiła gminna radna Sylwia Brońska, która w imieniu przewodniczącego rady gminy Jacka Rusińskiego odczytała list o podobnej treści, po czym obydwoje pożegnali się wyszli z sali.
Pozostał na niej jedynie Rafał Nieżurbida, szef gminnego zespołu ds. przeciwdziałania likwidacji gminy, tylko po to, by powiedzieć, że on również nie będzie brał udziału w debatach nie znając ich programu. - To obietnice bez pokrycia, które nie pojawią się w żadnym dokumencie o mocy prawnej. Mieszkańcy oczekują gwarancji – skrytykował kontrakt.
-Nie możecie państwo mówić, że nie wiedzieliście o czym będzie dyskusja. Przecież znacie zapisy w Kontrakcie Zielonogórskim. To jest projekt, przedyskutowany m.in. na spotkaniach z mieszkańcami gminy.
- Na tych spotkaniach wybieracie garstkę mieszkańców zależnych od miasta i napuszczacie ich na resztę – odpowiedział R. Nieżurbida i wyszedł z Sali, nic sobie z tego nie robiąc, że prof. Osękowski mówi bezpośrednio do niego. Czegoś takiego jeszcze na sali sesyjnej nie widziano.
- Chciałbym przeprosić pana profesora, za pana Nieżurbidę – usiłował ratować sytuację prezydent Janusz Kubicki. – Chcieliśmy zacząć rozmawiać. Tymczasem słyszymy, że nie ma scenariusza. Później usłyszymy, że jest za mało dokładny lub coś innego.
Debata trwa nadal – liczymy obwody
- Na pewno trzeba rozmawiać, ale czy jest sens przedstawiania argumentów dla nas, skory my jesteśmy do nich przekonani. Drugiej strony nie ma – zastanawiała się Aleksandra Mrozek, radna PO. Przed nią, jak i przed większością zebranych leżała kopia artykuły z wydawanego przez wójta „Głosu z Gminy”, w którym totalnie skrytykowano propozycje oświatowe miasta. (W dużym skrócie ujmując, artykuł przedstawia znakomitą kondycję gminnej oświaty i wieszczy jej zniszczenie po połączeniu. Jeden z argumentów – w miejskich szkoła jest patologia). – Wkręcamy w tę grę dzieci i rodziców. Nie róbmy, zabawy która uderza w dzieci – apelowała radna Mrozek.
Zwłaszcza słowa o patologii poruszyły dyrektorów miejskich szkół, w których przecież uczą się setki dzieci z gminy.
- Uważam, że powinniśmy kontynuować debatę – mówił prof. Osękowski i poprosił wiceprezydent Wioletę Haręźlak o przedstawienie prezentacji nt. oświaty.
- Nie będziemy likwidować żadnych szkół w gminie, bo sieć szkół i w mieście, i w gminie jest optymalna – tłumaczyła W. Haręźlak i odnosząc się do czarnych wizji z „Głosu z Gminy” przedstawiła sytuację SP 11 na os. Zastalowskim. – Ustawa bardzo dokładnie precyzuje na jakich zasadach dowożone są dzieci.
Zgodnie z art. 17 Ustawy o systemie oświaty droga dziecka z domu do szkoły nie może przekraczać:
- 3 km - w przypadku uczniów klas I-IV szkół podstawowych;
- 4 km - w przypadku uczniów klas V i VI szkół podstawowych oraz uczniów gimnazjów.
Jeżeli te odległości są przekroczone, to gmina ma obowiązek zapewnić dzieciom bezpłatny transport.
- Jeden z zarzutów, który pada, to że SP 11 „zje” szkołę w Przylepie. Po pierwsze nikt tego nie chce. Po drugie to jest fizycznie niemożliwe. Na os. Zastalowskim do szkoły chodzi 875 dzieci. Zameldowanych jest tutaj 245 sześcio- i siedmiolatków, którzy pójdą od 1 września do szkoły. W 2013 r. w tym obwodzie szkolnym urodziły się 153 dzieci. Przez najbliższe 10 lat szkoła będzie wypełniona po brzegi uczniami. Do funkcjonowania nie potrzebna jest jej zmiana obwodu o Czarkowo czy Łężycę – wyliczała W. Haręźlak.
Debatować, ale z kim?
Żeby móc debatować, potrzebny jest druga strona. Wszyscy patrzyli na dyrektora podstawówki w Starym Kisielinie, Ireneusza Nijakiego, który mimo presji w gminie przyszedł na spotkanie. - Nie chciałbym żebyście mnie państwo potraktowali, jako kogoś kto was nie szanuję. To nie jest debata – mówił Nijaki. – Podczas ostatniej takiej debaty, latem, proponowałem spotkanie w gronie bardziej fachowo. Teraz niezręcznie mi jest reprezentować gminę. Jest nas troje. Ja się nie czuję kompetentny. Jestem trochę zawiedziony. Zróbmy wszystko żeby się spotykać w kompetentnych gremiach.
Nijakiego szybko skontrował Jarosław Skorulski, dyrektor zielonogórskiej podstawówki przy ul. Staffa, mieszkaniec Zatonia, bardzo aktywny członek działającego tam stowarzyszenia Nasze Zatonie.
- Mi się ta propozycja podobała. Pamiętam jednak, jak do ciebie mówił przewodniczący komisji oświaty [radny Wiesław Kuchta – przyp. red.] „Ty Brutusie”. A przecież Brutus to zdrajca, który zamordował Cezara. Zmroziło mnie. W szkole uczniowie i nauczyciel to podstawowy składnik. Jednak my dyrektorzy zajmujemy się dziesiątkami spraw związanych z budżetem. I je też powinniśmy rozwiązać – tłumaczył J. Skorulski.
- Jestem zdruzgotany. W gazecie wydawanej w gminie straszą, że w zielonogórskich szkołach jest patologia. Chciałbym merytorycznej dyskusji – komentował prezydent Kubicki. – Przykre jest, że od ponad rok rozmawiamy o Kontrakcie Zielonogórskim i wciąż są kolportowane takie kłamstwa. Powtarzam: nie będzie likwidacji szkół, zostanie dowożenie dzieci, nie będą zmieniany obwody szkół. To jest celowe straszenie mieszkańców gminy, co jest nieprawdą.
- Osobiście dzwoniłam do pani dyrektor Mirosławy Zdanowicz, dyrektorki szkoły w Przylepie – opowiadała prezydent Haręźlak. – Osobiście zapraszałam. Usłyszałem jedną tezę: przed referendum nikt tu z nami nie będzie rozmawiać. To jak mieszkańcy mają decydować?
- Takie spotkania są potrzebne. Sama mnie pytałaś o liczebność klas w mieście. N tej prezentacji są te dane – A. Mrozek zwróciła się do siedzącej tuż obok Antoniny Ambrożewicz-Sawczuk.
Nauczyciele nie mogą stracić!
- Są różne względy żeby miasto i gminę połączyć. To daje mieszkańcom swobodę. Już dzisiaj mieszkańcy wożą dzieci do miasta i odwrotnie – komentowała Bożena Pierzgalska, szefowa nauczycielskiej „Solidarności”. – Czemu składamy deklaracje, że na pewno nie ruszymy żadnego obwodu. A może trzeba? Nie obiecujmy dodatku specjalnego, którego nie można dać. Chyba że z dodatkowych funduszy spoza budżetu oświaty dacie dodatek dla nauczycieli na wsi. Mówmy o wynagrodzeniach, w których nie będzie dzielenia ludzi.
Za zakończeniem debaty optował radny Jacek Budziński (PiS). - Sadzę, że dalsza prezentacja nie ma sensu. Kondycję oświaty znamy. Jeżeli będzie taka obstrukcja to nie wiem czy to ma sens. Mam dużo znajomych w gminie, którzy mówią o problemach – mówił J. Budziński. – To jest proste jak konstrukcja cepa. Ważny jest dodatek wiejski, a on jest dzielony przez dyrektorów, dowożenie dzieci – musi być zapewnione, potencjalne zagrożenie likwidacją szkół.
Spotkajmy się nawet w niedzielę
Do artykuły w „Głosie z Gminy” odniosła się kolejna nauczycielka. - Mieszkam na wsi pracuję w szkole w mieście. Nie można budować czegoś nowego i konstruktywnego na kłamstwie. Jeżeli mówimy o nauczycielach, to jest naszym pierwszym obowiązkiem. Tutaj wszystko jest kłamstwem – mówiła Anna Iwan. - Prawda jest jedna. Mieszkam na długiej ulicy w Łężycy, gdzie jest najwięcej domów i większość rodziców kombinuje jak posłać dzieci do przedszkola i szkoły w mieście. Trzeba rozmawiać. Tylko rozmowy rodzą nowe pomysły. Najłatwiej się obrazić, Nie o to chodzi. Trzeba zrobić wszystko, żeby przedstawicieli gminy zachęcić do udziału w debatach. Może to trzeba robić po 20.00. Jeżeli gmina powie, że w robimy to niedzielę to przyjdziemy.
Nauczyciele lepiej zarabiają w mieście
- Z uwagą wsłuchuję w te głosy, np. pani Pierzgalskiej. Dla mnie ideałem byłoby żeby wszyscy się spotkali i przedyskutowali rozwiązania – odpowiadał prezydent Kubicki. - A my na końcu powiemy czy nas na to stać. Teraz nauczyciele w mieście zarabiają o 200 zł więcej. O tyle są wyższe średnie wynagrodzeń. Zgadzam się z radną Mrozek, rzadko się ostatnio zgadzamy, nie wolno straszyć dzieci. A ja tu już prawie słyszę, że po 1 stycznia będziemy jeździć i wyłapywać wszystkie kury. Tak nas przedstawiają… Przecież tego procesu nie rozpoczęliśmy, żeby zamknąć jakąś szkołę. Walczymy o lepszą przyszłość.
Sytuacji dziwił się radny Tomasz Nesterowicz (SLD). – Wójt i przewodniczący mają tyle energii, by napisać list, a nie mają energii do ustalenia scenariusza? Władze gminy n ie są zainteresowane jakąkolwiek debatą i dyskusją.
Niech rozmawiają związki zawodowe
- W tym jest ambaras żeby dwoje chciało na raz – tłumaczyła Nesterowiczowi radna Bożena Mania (SLD). - Jestem tutaj w dwóch rolach. Jako radna i szefowa ZNP. Zaprezentuję punkt związkowy. Związkowcy ZNP w gminie to 70 osób. Może warto rozmawiać ze związkowcami? Jeżeli zadeklarują taką gotowość, to możemy do nich pojechać, np. na rady pedagogiczne i dyskutować. Dużym problemem będzie zastąpienie dodatku wiejskiego innym dodatkiem. Nie może być tak, że nauczyciel z miasta na tym straci.
Debatę podsumował prezydent. – Jeszcze raz podkreślam, nauczyciele nie muszą się bać likwidacji szkół. Nie będzie łączenia klas, dzieci dalej będą dowożone do szkół. Ani jedni, ani drudzy nauczyciele nie mogą stracić. Nauczyciele powinni od nas bezpośrednio to usłyszeć – zakończył spotkanie J. Kubicki.
(tc)