Oktoberfest? W czerwcu, w Rosji!

6 Lipiec 2018
Zielonogórzanin Lesław Lisowski wybrał się do Rosji na dwa mecze reprezentacji Polski. Z gry biało-czerwonych wspomnień najlepszych nie ma, ale piłkarskie rozczarowania wynagradzają spotkani ludzie i zabawne zdarzenia. Wszak mundial jest dla entuzjastów życia!

Wszystko zaczęło się 10 czerwca ubiegłego roku. Pan Lesław, były działacz piłkarski, a dziś kibic zielonogórskiego (i nie tylko) sportu wybrał się na mecz reprezentacji Polski z Rumunią. To był wielki dzień Roberta Lewandowskiego i spółki. Kapitan kadry Adama Nawałki strzelił hat-tricka, a biało-czerwoni na Stadionie Narodowym wygrali 3:1. - Pojechałem z moim przyjacielem Waldkiem i jego zięciem Przemkiem. Inicjatywa była z ich strony. Przemek, który na stałe mieszka w Lipsku był zachwycony i marzył o tym, żeby przeżyć mundial - wspomina pan Lesław. - Starałem się zrealizować ten cel. Złożyłem aplikację jeszcze w listopadzie, na sześć biletów. Mieliśmy szczęście. Wszystkie sześć wygraliśmy!

Radosne informacje przyszły na początku lutego. Szczęśliwa „kamanda” zdobyła bilety na pierwszy i drugi mecz biało-czerwonych. Kolejno, z Senegalem na stadionie Spartaka w Moskwie i z Kolumbią na Kazań Arena. Po wejściówkach na stadion należało się zatroszczyć o karty pokładowe na samolot, a następnie o noclegi. I tu pierwsza mundialowa mądrość: kibic z kibicem zawsze się dogada! Pan Lesław noclegi w Moskwie „załatwił” przy okazji balu piłkarza w Górzykowie. Rozmowa „od słowa do słowa” z jednym z gości zaowocowała kontaktem do właścicieli mieszkania w stolicy Rosji, a w konsekwencji noclegami w świetnej lokalizacji. - Byliśmy niezależni, swobodnie gospodarowaliśmy swoim czasem - przyznaje.

Jadący na mistrzostwa nie musieli się troszczyć o wizy w dosłownym rozumieniu. Dokumentem uprawniającym do wjazdu na teren federacji, na czas mundialu, była bowiem karta „fan ID”. Przy tej okazji druga mundialowa mądrość: bądź cierpliwy. - Każdy na skype robił i przesyłał zdjęcie, które było poddawane ocenie. Moje przyjęto dopiero przy... siedemnastej próbie! Twarz wyglądała jakbym był... poszukiwany listem gończym - śmieje się pan Lesław, który kolejny egzamin z cierpliwości zdał w oczekiwaniu na ten dokument. I choć wniosek złożył jeszcze zimą, to otrzymał go dopiero trzy tygodnie przed wyjazdem.

Oczom trójki polskich fanów ukazała się Rosja przygotowana perfekcyjnie do mundialu. Centra miast tętniące życiem, przyozdobione piłkarskimi elementami niemal na każdym kroku, liczne namioty, w których wielojęzyczni wolontariusze byli gotowi na udzielenie każdej informacji. - Przez osiem dni pobytu nie widzieliśmy ani jednego pijanego osobnika, nie widzieliśmy ani jednego biegającego psa, a wiadomo, że po Moskwie biega ich zwykle mnóstwo – opowiada pan Lesław.

I stąd trzecia mundialowa mądrość: zerwij ze stereotypami. - Były ostrzeżenia, żeby nie jechać do Rosji, bo kibice szykują się na Polaków. Obawy były, ale rosyjskie władze zareagowały szybko. Pogrozili palcem i wielkimi sankcjami na wypadek, gdyby doszło do jakichś zdarzeń – mówi zielonogórzanin.

Do miast, w których odbywały się mecze kursowały specjalne, bezpłatne pociągi FIFA. Na połączenie z Moskwy do Kazania pan Lesław wraz z przyjaciółmi się nie załapał. Pozostało skorzystać z tradycyjnego, publicznego połączenia. Dystans siedmiuset kilometrów pociąg pokonał w 13,5 godziny, rzadko przekraczając prędkość 50 km/h. - Dzięki temu poznaliśmy jednak Rosję od drugiej strony. Wjechaliśmy z bogactwa w biedę - wspomina L. Lisowski. - Widzieliśmy babcie w chustach, chodzące wokół walących się domostw, rolnictwo na niewysokim poziomie, czyli skromne, szare rosyjskie życie.

Dla pana Lesława to drugi mundial w życiu. 12 lat wcześniej posmakował go w Niemczech. Tam, jak wspomina, zabrakło wyniku, ale i atmosfery. W Rosji mundialowa radość spływała na niego strumieniami. Dosłownie! - Dobrze, że z Kolumbią straciliśmy tylko trzy gole. Po każdej bramce kolumbijscy kibice, w tej euforii wylewali na mnie przynajmniej dwa litry piwa. Spontaniczność ogromna! Po trzecim golu czułem się już jak Lewandowski odbierający mistrza Bundesligi. Przemoczony do suchej nitki! Oktoberfest przeżyłem nie dość, że w Rosji, to jeszcze w czerwcu! Tak łatwo nie wypuszczono nas też ze stadionu po meczu. Każdy Kolumbijczyk chciał przytulić, pocieszyć, przeprosić za zepsuty humor – wspomina L. Lisowski.

Czwarta mundialowa mądrość: z kupnem gadżetów wstrzymaj się do samego wyjazdu. Okazuje się, że narodowe koszulki z orzełkiem były w korzystniejszych cenach w strefach kibica niż w Polsce. Strefy również robiły wrażenie! Gigantyczne miejsca do oglądania meczów i kibicowania. - Byliśmy w strefie kibica FIFA Fan Fest, przy moskiewskich Łużnikach. Oglądaliśmy tam mecz Portugalia - Maroko. Przymilali się do nas kibice z Afryki, którzy chcieli mieć większe grono wspierających. Weseli i głośni byli też sympatycy Tunezji, którzy mieli różne instrumenty rozbrzmiewające na Placu Czerwonym – zaznacza pan Lesław.

Trójka biało-czerwonych kibiców żyła nie tylko futbolem. Między meczami znalazł się czas na zwiedzanie Kremla, Soboru Wasyla Błogosławionego czy rejs po rzece Moskwie i podziwianie 12-milionowej stolicy z innej perspektywy. - Zwiedzaliśmy też Kazań. Tam jeżdżą czerwone, piętrowe autobusy. Był pilot, który mówił, co w danym miejscu jest warte zobaczenia. Wysiadasz, zwiedzasz, a następnie wsiadasz do kolejnego czerwonego autobusu, bo te kursują co kilka minut – opowiada zielonogórzanin.

Nie obeszło się też bez nowych znajomości. Do Rosji przybyła spora rzesza Polaków mieszkających poza ojczyzną. I tak pan Lesław, wraz z przyjaciółmi, poznał m.in. dwóch kibiców z Bostonu - ojca i syna, którzy po fazie grupowej udali się do ojczyzny. Byli też fani z Australii. - Najbardziej żal było mi polskiego kibica z Meksyku, który wiele godzin jechał na mecz z Senegalem. Po meczu siadł rozczarowany na przystanku autobusowym i prawie się popłakał - wspomina L. Lisowski. I przy okazji dzieli się jeszcze opowieścią o karkołomnej wyprawie dwóch 20-latków z Polski, którzy w ostatniej chwili wygrali bilety na mecz Polska - Kolumbia. - Pojechali spontanicznie. Jechali cztery dni w jedną i cztery dni w drugą stronę. Najpierw pociągiem do Warszawy, stamtąd autobusem do Kijowa, następnie do Moskwy kolejnym autobusem i stamtąd do Kazania.

To piąta i ostatnia mundialowa mądrość: gdy gra ukochana reprezentacja, wygoda schodzi na dalszy plan!

Marcin Krzywicki