Nowa fabryka. Tutaj już pracuje 200 osób
- Opłacało się? Nie miał pan kłopotów ze skompletowaniem załogi? – pytam.
- Opłacało. W Jasieniu nie mieliśmy szans na dalszy rozwój, tymczasem Zielona Góra i park w Nowym Kisielinie to świetne miejsce – odpowiada Mariusz Gawin, dyrektor należącej do Szwedów firmy Reac Components. – Dwa miesiące przed terminem przenieśliśmy już wszystkie maszyny. Ok. 50 osób codziennie dowozimy z Jasienia. Pozostali pracownicy (150 osób) to mieszkańcy Zielonej Góry i okolic, których zatrudniliśmy w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Cały czas kontynuujemy rekrutację.
Reac założył, że będzie szkolił od podstaw swoich pracowników. Prawie nie stawia sobie ograniczeń. – Byleby ktoś chciał pracować. Wszystkiego go nauczymy. Zatrudniamy również osoby 50+, kobiety i mężczyzn. Dobrze płacimy – wylicza M. Gawin, choć nie chce zdradzić konkretów. – Mamy jedno ograniczenie, nie zatrudniamy obcokrajowców. Chcemy mieć stabilną załogę.
Reac Components pojawił się w Lubuskim Parku Przemysłowo-Technologicznym kilka miesięcy temu. Firma postanowiła wynająć halę w budowanym właśnie wielkim centrum firmy Panattoni.
- To była świetna okazja, bo z Panattoni rozmawialiśmy o ich inwestycji w Nowym Kisielinie, wiedząc, że Reac szuka gotowej hali. Pomogliśmy się skontaktować firmom. Efekt jest dobry – uśmiecha się wiceprezydent Dariusz Lesicki, który przyjechał do firmy sprawdzić, czy sprawy idą w dobrym kierunku.
- Sam wybierałem każdą maszynę, która tutaj stoi – mówi dyrektor Gawin, oprowadzając nas po hali. – To są obrabiarki przeniesione z Jasienia. Wkrótce zaczniemy montować kolejne maszyny kupione już dla zakładu w Zielonej Górze. Docelowo zatrudnimy tutaj ok. 350 osób.
Tempo jest zawrotne, bo na świecie jest boom gospodarczy i zamówienia rosną lawinowo. Firmy produkcyjne robią wszystko, by im podołać.
Zielonogórski Raec jest jednym z dwóch zakładów szwedzkiej firmy w Polsce. U nas powstają elementy, z których w drugim zakładzie, w Piotrkowie, powstają gotowe urządzenia.
- To systemy siłowników, które służą do obsługi np. foteli dentystycznych. Siada pan na nim i po chwili fotel układa pacjenta w pozycji leżącej. To zasługa naszych urządzeń. Stosuje się je również w nowoczesnych łóżkach szpitalnych – dyrektor Gawin pokazuje nam gotowy element, opowiadając do czego służy.
W hali stoją nowoczesne obrabiarki CNC sterowane komputerowo. Obok znajduje się kilkanaście stanowisk dla spawaczy. Każdy ma osobny boks, odgrodzony kotarami od sąsiadów.
- Jestem tutaj zatrudniony od 1 stycznia. Jestem spawaczem z wszystkimi uprawnieniami. Wcześniej przez kilkanaście lat pracowałem w elektrociepłowni. Wykonuję drobne elementy, które trzeba spawać ręcznie – opowiada Artur Berbeka.
Na stanowisku obok spawa Patrycja Gembara.
- Pani zaczynała pracę na automacie spawalniczym, ale koniecznie chciała coś sama robić, byle nie patrzeć jak spawa automat – zdradza dyrektor Gawin.
- Wolę spawać sama – śmieje się pani Patrycja. – Taka praca mi się podoba. Spawam różne niewielkie elementy. Wszystko jest dobrze zorganizowane. Wcześniej zajmowałam się lutowaniem w firmie elektronicznej, przy Trasie Północnej.
Spawacze, jak i cała załoga, pracują na dwie zmiany. My tymczasem zaglądamy na kolejne stanowiska. Przy wiertarce stoi Kazimierz Janicki. Rozwierca otwory, by wszystkie elementy idealnie współpracowały. - Sprawdzam to specjalnym przyrządem 18H7 - pokazuje niewielki kalibrator.
Przechodzimy przez kolejne działy. Nie czuć, że jesteśmy w malarni, gdzie elementy pokrywane są metodą proszkowania. Żadnych specyficznych zapachów. W niewielkich skrzyniach pakowane są gotowe elementy. Jednak nie ma tu żadnego magazynu gotowych wyrobów.
- Wiemy, co jest potrzebne w naszej drugiej fabryce i to wytwarzamy. Na koniec dnia produkcja jest ładowana na ciężarówki i zaraz transportowana do Piotrkowa – wyjaśnia dyrektor.
Wychodzimy na zewnątrz. Tu panuje olbrzymi ruch, bo Panattoni przygotowuje teren pod budowę kolejnej wielkiej hali produkcyjnej.
- Jak się już nie będziemy mieścili, przeniesiemy się na drugą stronę – żartuje M. Gawin.
Tylko w najbliższej okolicy zakłady produkcyjne zajmują już kilkanaście hektarów hal fabrycznych (pod dachem).
- W Nowym Kisielinie jest 19 firm. Z tego 11 już produkuje. W sumie oznacza to około 2.500 miejsc pracy – podsumowuje Arkadiusz Kowalewski, prezes Lubuskiego Paru Przemysłowo-Technologicznego.
Tomasz Czyżniewski