Miasto stawia na ule
Pierwsze trzy ule stanęły w miejskim ogrodzie botanicznym. To inicjatywa Pawła Wysockiego, wiceprzewodniczącego rady miasta i kierownika działu utrzymania budynków w Zakładzie Gospodarki Komunalnej. Wiosną każdy mieszkaniec miał okazję poznać smak miodu wyprodukowanego przez miejskie pszczółki. Ogród botaniczny, jesienią, wzbogaci się o kolejne dwa ule.
Sławomir Bryk, zastępca kierownika wydziału produkcji wody w Zielonogórskich Wodociągach i Kanalizacji przyznaje, że kiedy dwa lata temu pojawił się pomysł ustawienia uli na również terenie miejskiej stacji uzdatniania wody, zaniepokojeni mieszkańcy okolicznych bloków dzwonili i pytali, czy pszczelarz ma pozwolenie na taką działalność. – Miasto Zielona Góra wydało zgodę – uspokajał S. Bryk. – Ule znajdują się w odpowiedniej odległości od zabudowań.
Kierownik wydziału produkcji wody doskonale pamięta swego dziadka, jak spacerując, łapał pszczoły w jednym tylko celu: chciał być pożądlony. – Jad pszczeli ma właściwości przeciwreumatyczne. Mój dziadek pomagał sobie właśnie w taki naturalny sposób. A kit pszczeli to naturalny antybiotyk – przekonuje S. Bryk. - Z tego też powodu podpisał się pod inicjatywą pszczelarską obiema rękami.
Mieszkańcy pokochali pszczoły
Leszek Bąk, pszczelarz, który wraz z żoną Joanną opiekuje się miejskimi ulami, wyjaśnia: - Zwykle boimy się tego, czego nie znamy. Po dwóch latach pszczelej obecności w mieście, wiele rodzin z dziećmi zatrzymuje się przy płocie stacji uzdatniania wody i obserwuje naszą pracę przy ulach. To cenna lekcja przyrody. Dzieciaki mogą oderwać się od smartfonów czy tabletów i zobaczyć owada – śmieje się.
Miejski pszczelarz zapewnia, że pszczoły generalnie nie wczepiają się ani we włosy, ani nie gryzą. Robotnice są profesjonalistkami. Nie mają czasu na zaczepianie mieszkańców. Zbierają nektar z kwiatów i tworzą miód. No chyba, że ktoś sam szuka guza i chce zakłócić im spokój. Wtedy może zostać użądlony.
Skąd inicjatywa założenia hodowli pszczół w środku miasta? - W opracowaniu medycznym przeczytałem, że miejski miód jest bardzo zdrowy – tłumaczy swój pomysł L. Bąk. – Przy przepompowni wody rośnie duża aleja lipowa. Pomyślałem, że warto byłoby ją wykorzystać, by pokazać ludziom, że pszczoły nie są groźne, tylko pożyteczne. I można ich doglądać w krótkim rękawie, nie ubierając się w kosmiczny skafander. Wystarczy ochronić głowę i oczy. Postawiłem na łagodne gatunki pszczół – zapewnia.
Miejska pasieka jest mobilna, co jakiś czas trafia w nowe miejsce. Do przepompowni wróci wiosną przyszłego roku.
RK