Inflacja dotyka każdego – jak ratować oszczędności?

22 Lipiec 2022
W ostatnich miesiącach wszyscy mocno trzymamy się za portfele. W czerwcu inflacja w ujęciu rocznym wyniosła 15,5 proc. A może będzie jeszcze drożej?

Co to jest inflacja? Dr Zbigniew Binek, wykładowca Uniwersytetu Zielonogórskiego wyjaśnia, że to wzrost ogólnego poziomu cen w danym okresie. O inflacji decyduje koszyk dóbr i usług konsumpcyjnych. W jego skład wchodzą m.in. wydatki na żywność, wyposażenie mieszkania, transport, oświatę, kulturę, odzież, obuwie i leki. 

- Na inflację wpływa wiele czynników, np. ceny paliw, które ostatnio taniały na rynkach światowych, ale wciąż są na wysokim poziomie. Wojna w Ukrainie jest nieprzewidywalna i tak, jak wcześniej pandemia przyczyniła się do przerwania łańcucha dostaw i drożyzny. Gdyby rząd nie zamroził akcyzy na paliwa i nie zmniejszył VAT z 23 do 8 proc. inflacja byłaby jeszcze wyższa. Kolejne miesiące mogą przynieść niestety dalszy wzrost cen –  tłumaczy Z.Binek.

Ekonomista w trudnych czasach radzi obejrzeć każdą złotówkę dwa razy i racjonalnie gospodarować domowym budżetem. – Mam świadomość, że nie każdy może pozwolić sobie na oszczędności i zainwestowanie pieniędzy np. w bezpieczne obligacje antyinflacyjne – podkreśla Z. Binek i dodaje: - Większości z nas zdarza się jednak kupić niepotrzebny produkt, i po kilku tygodniach wyrzucić go do kosza. Róbmy zakupy z głową, a na zapas nabywajmy tylko produkty o dłuższym terminie przydatności, które za kilka tygodni mogą być droższe. Warto też porównywać ceny i korzystać z promocji. Wbrew pozorom, nie brakuje ich zarówno w sklepach tradycyjnych, jak i internetowych. Wybierzmy się też do naszego banku i sprawdźmy, jaką mamy umowę. Bo może się okazać, że w przypadku posiadanych oszczędności uda nam się wynegocjować lepsze warunki np. wyższe oprocentowanie.

Inflację napędzają też tzw. oczekiwania inflacyjne, będzie drożej, jeśli spodziewamy się wyższego wzrostu cen i podejmujemy nerwowe decyzje np. wykupując cukier. Nie wpadajmy w panikę!

Na koniec Z. Binek zwraca uwagę, że każdy ma swoją „prywatną” inflację i inaczej odczuwa wzrost cen. - Korzystamy z innych towarów i usług. Drożeją paliwa, ale ja mogę przecież dojeżdżać do pracy rowerem. Jeść musi każdy, ale mogę ograniczyć konsumpcję orzechów i przerzucić się na jabłka – kończy ekonomista.

(rk)