Grzesiu to dziś Grzegorz!
W 2011 r. odchodził z mistrzowskiej drużyny Falubazu i najpierw obrał kurs na Częstochowę. Pod Jasną Górą, gdzie stworzono zespół bez wielkich gwiazd, spędził rok. – Jako junior byłem rekinem wśród rybek, przechodząc w wiek seniora nagle okazałem się rybką wśród rekinów. Nie było łatwo budować swoją markę. Musiałem przejść drogę krzyżową. Trudno z numerem 2, najgorszym w zespole, ustrzec się błędów – stwierdził zielonogórzanin. W kolejnym roku był już zawodnikiem Unii Leszno, gdzie w sumie spędził pięć lat. - Byłem falubaziakiem, który miał mocno pod górę, ale tylko w pierwszym sezonie. Później zaprzyjaźniłem się z kibicami. Nie brakowało mi w Lesznie niczego. Może troszeczkę zaufania do mojej osoby, ale to mogę powiedzieć tylko i wyłącznie o sezonie 2017.
W ostatnich meczach na W69, walcząc po drugiej stronie barykady, był silnym punktem swojej drużyny. Pierwsze powroty były jednak nieudane. W spotkaniach w 2012 i 2013 r. łącznie zdobył 1 pkt.
- Dało się odczuć, że oczekiwania wobec mnie są spore. Ja na siebie też nałożyłem presję, żeby pokazać się przed zielonogórskimi kibicami, rodziną. Chciało się pokazać, żeby kibice widzieli, co stracili. I to się na mnie zemściło. Potem się uspokoiłem, było mi łatwiej i zacząłem fajnie punktować – przyznaje.
Po ostatnim sezonie, w którym „Byki” sięgnęły po mistrzostwo, fani biało-niebieskich z żalem żegnali zielonogórzanina. Ten stwierdził, że czas na krok naprzód. - Pytałem, czy chciałbym być solidną drugą linią? Nie, ja chcę być liderem zespołu! Nie chcę wzniecać jakiejś rywalizacji z Patrykiem czy Protasem, ja chcę być jednym z trzech liderów, którzy będą ciągnęli wynik zespołu – wyznaje „Zengi”.
Dziś, to nie tylko ukształtowany żużlowiec, ale też osoba aktywna w przestrzeni medialnej. Zengota sprawdził się w roli komentatora telewizyjnego, ostatnio także blogera. W ostatnim tekście dzielił się wrażeniami z wyprawy do Australii i wizyty m.in. w parku, gdzie cios wymierzył w niego kangur, z którym chciał sobie zrobić zdjęcie. – Komentowanie też traktuję z mega frajdą. Robię to kiedy jest na to czas. Jak są treningi czy zawody, to nie ma takiej możliwości – zaznacza 29-latek.
Zengota cieszy się, że znów przywdzieje plastron z Myszą. - To jest klub, któremu kibicowałem od dziecka. Mówiłem kiedyś, że będę Andrzejem Huszczą i nigdy barw klubowych nie zmienię, ale życie pisze własne scenariusze. Uważam, że odejście z Zielonej Góry bardzo dobrze mi zrobiło. Stałem się lepszym zawodnikiem – kończy Zengi.
(mk)