Bombowa pamiątka z PRL-u
Skąd się tam wzięły? Tego będzie dochodzić policja. Dziś najważniejsze, że zielonogórzanie są bezpieczni. 50-kilogramowy ładunek, bez zapalników i materiału kruszącego, saperzy zdetonowali jeszcze tego samego dnia na poligonie.
- To były bomby lotnicze treningowe typu B pochodzenia radzieckiego z okresu Układu Warszawskiego - zaskakującą informację podaje por. Kamil Reinholz, rzecznik głogowskiego batalionu.
Wiadomość o znalezisku przy Dzikiej w poniedziałkowe popołudnie postawiła na baczność władze miasta i podległe mu jednostki oraz wszystkie służby: policję, PSP i OSP, pogotowie gazowe i energetyczne, Sztab Ratownictwa Zielona Góra, a nawet - bo tory blisko - Straż Ochrony Kolei. - Prym wiodła policja, ale współpraca między nami była całkowita - tak o przebiegu trudnej akcji mówi Krzysztof Gajda z Departamentu Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego. Na wtorek w promieniu 400 metrów od znaleziska, jak podpowiedzieli saperzy, sztab kryzysowy zarządził zamknięcie szkół, przedszkoli, ruchu drogowego oraz wyznaczoną na 7.30 ewakuację wszystkich mieszkańców, tj. 3 tysięcy ludzi z 13 okolicznych ulic. Wielu rano poszło do pracy, na pozostałych czekały miejskie autobusy i busy OSP oraz trzy obiekty uniwersyteckie. Prawie 200 policjantów pukało od drzwi do drzwi, by nikogo nie zostawić w zagrożonej strefie, którą po 10.00 przejąć mieli saperzy.
- Do pomocy poderwaliśmy komisariaty, oddziały prewencyjne, wszystkich… Do sprawy poważnie podeszli też mieszkańcy, sprawnie, bez zatorów opuszczając wyznaczony teren - podsumowuje podinsp. Małgorzata Stanisławska z Komendy Miejskiej Policji.
Po 10.40 mieszkańcy mogli wrócić do domów. Wszyscy odetchnęli z ulgą, w tym prezydent Janusz Kubicki. - To był kawał dobrej roboty - pochwalił sprawną akcję, dziękując za nią służbom mundurowym.
(el)