Arka przejęła budynek dawnego domu kultury na Chynowie
I praca wre! Aż miło popatrzeć. Do pustego budynku na Chynowie wraca życie. – Mieszkańcy podchodzą, zaglądają przez płot, podpytują, co tutaj będzie. Są bardzo życzliwie nastawieni – opowiada Jan Gaszewski. – Mówią: nareszcie coś się dzieje! Dość mieli pustostanu, w którym tylko menele urzędowali.
Od grudnia meneli już nie ma. Budynkiem po dawnym domu kultury zaopiekowała się Fundacja Wzajemnej Pomocy „Arka” z Bogatyni. Z miejsca ostro ruszyli z porządkami. – Ile pustych butelek po alkoholu stąd wynieśliśmy, nie uwierzyłaby pani – wspomina pan Jan.
Stary budynek miasto użyczyło fundacji za darmo, na 10 lat. – Był tak wyeksploatowany, że nie opłacało się go remontować. Nie było to przeszkodą dla „Arki”. Z ochotą wzięli się do pracy – opowiada Wioleta Haręźlak, wiceprezydent Zielonej Góry.
Kasia kopytka zagniata
Efekty już widać! J. Gaszewski i Agata Klemt, prezeska fundacji, oprowadzają nas po budynku. A właściwie po kilku „przylepionych” do siebie budynkach, jest nawet stodoła i kawałek terenu zielonego. Oj, jest co robić! Mówiąc szczerze, załamałabym ręce, gdyby ktoś kazał mi zająć się remontem tego dobytku... – Ale my nie z tych, co ręce załamują! I pracy się nie boimy! – zapewniają.
Rzeczywiście, z obrazu ruiny zaczyna wyłaniać się jakiś kształt. Znikła pleśń i połamane drzwi, są już nowe okna, gdzieniegdzie zagruntowane ściany, udało się nawet urządzić tymczasowe miejsce do spania, ogień wesoło buzuje w piecyku... Pod ścianami równo poukładane materiały budowlane. - A tu nasze złote rączki robią łazienkę! – wskazuje pan Jan. Jasne kafelki pieczołowicie kładą Krzysiek i Staszek: mierzą, tną, przyklejają. Idzie sprawnie! – Tak, bo my tu uczymy ludzi fachu. Potrafią coś zrobić, niech robią! Z czasem nabierają takiej wprawy, że ho, ho – mówi J. Gaszewski.
- Tak jak Kasia, nasza gwiazdeczka – uśmiecha się ciepło pani Agata. – Teraz się schowała, wstydzi się może obcych. Dziewczyna swoje przeszła, jak my wszyscy. Ale, proszę mi uwierzyć, robotna jest, wszystko potrafi. I ściany pomaluje, i dźwignie ciężary, a jak kobitki obiad gotują, to też Kasię wołają, bo nikt tak ciasta na kopytka nie zagniecie.
Takie umiejętności w fundacji pielęgnują. Bo fach ma dać w przyszłości przepustkę do nowego życia, do samodzielności, do utrzymania się z pracy własnych rąk...
Nie wstydem jest upaść
Czas wyjaśnić, kim są podopieczni „Arki”. No właśnie, kim? Niektórzy, przyznaję, na pierwszy rzut oka budzą mieszane uczucia, najłagodniej mówiąc, twarze mają „mocno zmęczone”. Ale widać, że dobrze im z oczu patrzy, że to poczciwi ludzie. Tylko życie mieli potłuczone.
- Tak, nie ma co ukrywać. Tu każdy człowiek z tzw. przeszłością. Alkohol, przemoc, ubóstwo, bezdomność – te pojęcia nie są nam obce – mówi pan Jan, który „Arkę” wymyślił.
O swojej przeszłości nie wstydzą się mówić, choć nikt tu nikogo za nic nie rozlicza, nie piętnuje, nie wnika, co, jak, kiedy, dlaczego... – To nieistotne. Proszę spojrzeć – pan Jan obraca się w kierunku furgonetki stojącej na podwórzu. A tam napis: „Nie wstydem jest upaść. Wstydem jest trwać w upadku. Zwycięstwem jest się podnieść”. I uśmiechnięte twarze podopiecznych fundacji. Ludzi, którym się udało. I teraz dają przykład innym. – Ktoś pomógł tobie? Teraz ty pomóż innemu. Tak staramy się tu żyć, Andrzej, dobrze mówię? – pani Agata daje przyjacielskiego kuksańca klęczącemu na podłodze mężczyźnie. – Nasz elektryk! Dobry jest! – dodaje z dumą.
Fundacja uczyniła pracę sposobem na wyjście z ciemnej strony życia. – Bo praca uszlachetnia. I tu każdy pracuje. Jak ta pszczółka w ulu. Chcesz jeść? Pomóż ugotować obiad. Cieknie z dachu? Pomóż go załatać! Jeden sprząta, drugi gotuje, trzeci opiekuje się osobami niepełnosprawnymi – tłumaczy J. Gaszewski. – Tu nauczysz się, jak nie być ciężarem dla innych. Nauczysz się samodzielności. Pójdziesz w świat z fachem w rękach.
Dlatego planują uruchomić tu gastronomię, dla „złotych rączek” może założą spółdzielnię budowlaną. Mają kozy, więc marzy im się gospodarstwo agroturystyczne. I przyda się też komórka wspierająca pozostałe, z księgowością, marketingiem.
Sąsiadów mamy dobrych
W Zielonej Górze powstaje Dom Wspólnoty Osób, Rodzin i Samotnych Matek z Dziećmi „Arka”. Będzie to ośrodek stacjonarny, 24-godzinny, a nie noclegownia. Ludzie z fundacji mają nadzieję, że skończą remont jeszcze w tym roku. Znajdzie się tu miejsce dla ok. 50 podopiecznych. „Arka” będzie współpracować z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej, Centrum Integracji Społecznej. Ale do drzwi fundacji może zapukać każdy. Jeśli z własnej woli zechce zmienić swoje życie. Warunek podstawowy – trzeba być trzeźwym, czystym, poddać się odwykowi. Co dalej? Tu człowiek znajdzie schronienie, dostanie jedzenie, pracę i szansę na dobre, drugie życie.
– Działa u nas CIS, dom pomocy dla samotnych matek, noclegownia. Miasto przyciąga jednak sporo osób z problemami, głównie z gminy i powiatu zielonogórskiego – tłumaczy wiceprezydent Haręźlak. – Propozycja fundacji z Bogatyni pozwoli nam rozwiązać wiele problemów. Bardzo podoba mi się ich filozofia działania. To bardzo dobre podejście, bo ludzie dostają szansę na powrót do normalnego funkcjonowania.
Podopieczni fundacji sami remontują swoją siedzibę. Jednak przyda się każda pomoc. – Mamy nasze matki chrzestne, jak nazywamy panią Haręźlak i panią Zborowską z MOPS-u. Czuwają nad nami. Serce się raduje, bo w Bogatyni nie mieliśmy wsparcia od miasta. Tu ludzie witają nas z otwartymi ramionami – uśmiecha się pan Jan. – Wspiera nas proboszcz, mieszkańcy – i dobrym słowem, i czynem, ostatnio pożyczali nam wiertarkę. A gdy jesteśmy poza Zieloną Górą, mają oko na budynek. Pewna miła pani mówiła, że pogoniła jakieś podejrzane towarzystwo, bo szkoda naszej pracy. Nie chcemy być dłużni. Wychodzimy do ludzi. Mamy zamiar uruchomić tu punkt gastronomiczny, będzie można smacznie zjeść. Otworzymy też biuro, gdzie fachowcy rozliczą PIT-a w zamian za przekazanie 1 proc. podatku. Mam nadzieję, że późną wiosną uda się zorganizować u nas otwarte drzwi.
Nie wyrzucaj starej szafy
I na koniec prośba do Czytelników. W „Arce” nawet sprzęty dostają szansę na drugie życie. Jeśli więc ktoś ma zamiar wyrzucić starą kanapę, szafę, fundacja chętnie weźmie. Mają busika, podjadą i grata zabiorą.
Z fundacją można się skontaktować pod tymi numerami telefonów: 68 324 28 71, 517 920 376, 75 773 14 31. Strona internetowa: www.fundacjawparka.pl.
Daria Śliwińska-Pawlak