Co słychać, pani sołtys?
- Nie ma go prezydent, burmistrz, ani wójt... Tylko sołtys, samorządowiec z najniższego szczebla samorządowej hierarchii, ma swój dzień. Obchodzony 11 marca, ma być okazją do okazania mu wdzięczności przynajmniej raz w roku.
Krystyna Koperska, sołtyska Starego Kisielina: - Jestem sołtysem od trzech lat. I wie pani, które momenty są dla mnie fantastyczne, najbardziej budujące? Nie te, gdy budujemy drogę, choć jest szalenie ważna i bardzo mi na niej zależy. Lecz te, gdy idę przez Stary Kisielin i ludzie kłaniają się serdecznie, zagadują: „co słychać, pani sołtys”, zapraszają do siebie, żeby porozmawiać. Wtedy aż „chce się chcieć”. Czuję wzajemne zaufanie i szacunek, które przez te trzy lata udało nam się zbudować.
- Ale początki to nie była sielanka, chciała pani nawet rezygnować.
- Dla mnie najtrudniejsze sytuacje to te, w których każdy ciągnie w swoją stronę, każdy chce mieć wszystko od razu zrobione na swojej ulicy. Do tego te pomówienia... Ale to już przeszłość, rozdział zamknięty. Udało nam się dogadać i zaplanować inwestycje, podzielić je na etapy, które realizujemy w stu procentach!
- Jak mówi przysłowie, zgoda buduje...
- Jeszcze jak! Z Funduszu Integracyjnego już udało nam się wybudować ulice: Szkolną, Zakole i Przedszkolną, chodnik przy ul. św. Floriana, sygnalizacje wzbudzane w dwóch miejscach, oświetlenie na Wiosennej, Różanej, Malinowej i Zagajnikowej, zagospodarować nową część cmentarza, wybudować studnię z pompą do podlewania kompleksu boisk sportowych, w tej chwili remontujemy pałac, w którym do końca października powstanie Dzielnicowy Dom Kultury. Na ten cel z Funduszu dołożyliśmy 950 tys. zł. Idziemy zgodnie z planem - choć nie zawsze jest to łatwe - i „za ciosem”. W przyszłym tygodniu zebranie sołeckie musi zatwierdzić w drodze uchwały koszt budowy ul. Dojazdowej. To nasza największa, tegoroczna inwestycja. Jest już wyłoniony wykonawca. Z Funduszu zostanie nam jeszcze około miliona złotych na Okrężną i Kolejową.
- O czym tu jeszcze marzyć?
- Na razie o tym, by zaplanowane inwestycje udało się dopiąć na ostatni guzik i zdobyć dodatkowe pieniądze na cztery drogi, na które ich zabraknie! Mieszkańcy bardzo ich potrzebują.
- Trzy lata temu deklarowała pani, że zrobi wszystko, by Stary Kisielin był najpiękniejszym sołectwem Zielonej Góry. Jest?
- W moich oczach, na pewno. A im piękniejszy się robi, tym bardziej mieszkańcy o niego dbają. Tak to widać działa.
- W każdym razie można powiedzieć, że o to wspólne dobro dba pani śpiewająco.
- Pije pani do „Bolera”? Śpiewania nie odpuszczę... Dodaje mi skrzydeł i wszystko rekompensuje. Osiem lat temu założyłam w Starym Kisielinie zespół śpiewaczy i od tego czasu śpiewam w nim cały czas.
- Jak wiadomo „śpiewać każdy może”, dlaczego nie sołtys? Ale czy każdy może być sołtysem?
- Nie każdy. I nie każda. Moim zdaniem tylko ten, kto ma duszę społecznika, ktoś operatywny, kto lubi ludzi i potrafi z nimi nawiązać kontakt oraz ich słuchać. Sołtys jest współgospodarzem sołectwa. Poświęca swój czas, by z pomocą mieszkańców zmieniać wspólne otoczenie na lepsze. Każdy może się do niego zwrócić o pomoc i na niego liczyć, łagodzi konflikty, więc powinien być cierpliwy.
- Ideał.
- Nie aż tak. Mój temperament nie zawsze jest pomocny. Gdy się zdenerwuję, nie przebieram w słowach.
- Po męsku? Kilkadziesiąt lat temu sołtysami byli prawie wyłącznie mężczyźni. Dziś, na 17 zielonogórskich sołectw, w ośmiu gospodarzami, a właściwe menadżerami, są kobiety.
- Moje koleżanki sołtyski wspaniale sobie radzą. Kobiety są zaradne i skuteczne, przy tym mają więcej wyczucia i empatii. Lepiej dogadują się z ludźmi i łatwiej ich sobie zjednują. Ja to nazywam „matczynym podejściem do tematów”.
- Sołtys to dziwny urzędnik. Z matczynym podejściem i funkcjonujący „po domowemu”, bez biura i wyznaczonych godzin pracy.
- Czekam na obiecany kącik w wyremontowanym pałacu.
- ?
- Teraz papiery trzymam w szafce, w pokoju babci. Poza tym nic się nie zmieni: w pałacu czy w domu, praca i jej godziny pozostaną bez zmian. Wedle potrzeb, czyli na okrągło.
- Dziękuję.
Ewa Lurc