Zachęcamy: idźcie na referendum!
Jestem na NIE!
- Pełen szacun dla pani!
Antonina Ambrożewicz-Sawczuk, radna z Raculi: - O!? Miło mi… A z jakiego powodu?
- Jest pani najbardziej aktywną gminną radną, uczestniczącą w spotkaniach na temat połączenia. Była pani chyba na wszystkich. Dyskutowała i głośno mówiła pani, czego nie akceptuje.
- Zgadza się.
- Dlatego nie wyobrażam sobie, żeby na koniec nie porozmawiać z panią. Prezydent Kubicki nie przekonał pani?
- Nie przekonał. Ja nigdy nie mówiłam, że „nie, bo nie”. Po prostu, nie usłyszałam zdecydowanych argumentów za połączeniem, które by mnie przekonały. Projekt Kontraktu Zielonogórskiego nie odnosi się do przyszłości. To znaczy - nie daje gwarancji na przyszłość. Uchwały rady miasta można w każdej chwili zmienić. To powinno być zapisane w ważniejszych przepisach prawnych.
- Czyli to za mało, że najważniejsze zapisy znalazły się w uchwałach rady? Gwarancją byłaby ustawa sejmowa? To przecież nierealne.
- Może nie tyle ustawa sejmowa, tylko coś w postaci okrągłego stołu. Tak jak zrobiono w Paradyżu. Ja jestem realistką, dlatego lubię, żeby wszystko było szczegółowo zapisane. Nie jest. Mam pytanie, czy w tej dyskusji traktowano nas poważnie? Jak równorzędnego partnera? Uważam, że nie.
- Mam wrażenie, że sami się tak traktowaliście. Pani była zawsze. Ale ile koleżanek i kolegów z rady gminy przychodziło na takie spotkania? Niewielu. A pani mogła!
- Ja nie będę tego oceniać. Niech się każdy wypowiada za siebie.
- Dobrze. To przejdźmy do konkretów...
- Na przykład, podatki. Co oznacza obniżenie podatków? Będzie mniej pieniędzy. A przecież nie spadnie nam manna z nieba. Zapłacą za to mieszkańcy. My za to zapłacimy i później trzeba będzie je podnieść. Od początku mówiłam: - Nie tędy droga!
- Konkretem są pieniądze, które dostaniemy za zgodne połączenie.
- Jednak nie będzie to tyle, co prezydent obiecywał. Gmina wystąpiła do ministra finansów z pytaniem o wysokość tej kwoty. Nie będzie 100 mln zł, tylko 80 mln zł. Duża różnica.
- Widziała pani ten dokument osobiście?
- Nie.
- Ja widziałem fotokopię. Nie ma tam ani słowa o 80 mln zł. Minister wyliczył tylko, że w tym roku ten bonus wyniósłby 16,2 mln zł.
- Widzi pan, 16 mln zł razy pięć lat, to wychodzi 80 mln zł.
- To bardzo pesymistyczna wersja rozwoju. Zakłada pani, że do 2020 r. nic się nie zmieni? Że nie będziemy więcej zarabiać, że spadnie bezrobocie i nie przybędzie mieszkańców? Przecież dochody gminy wynikają z naszych pensji i płaconych przez nas podatków PIT.
- Z tymi dochodami jest tak, że raz są większe, raz są mniejsze. Od wielu lat są niemalże na podobnym poziomie.
- Ja, oczywiście bez wsparcia ministra, sobie policzyłem. Od 2007 r. dochody obu samorządów z PIT wzrosły o 25 proc. To nieźle.
- Ja na ten temat nie robiłam analizy, nie będę się wypowiadała.
- Będzie pani kandydować na radną?
- Jeszcze się nie określiłam. Na razie za cel przyjęłam sobie obronę gminy. Może do połączenia dojdzie za 10 lat, ale teraz nie powinno. Boję się, co będzie po ewentualnym połączeniu. Kto będzie egzekwował zapisy Kontraktu Zielonogórskiego? Na przykład, która z partii sięgnie po bezpartyjną Antoninę? A nawet gdyby założyć, że będzie pięciu radnych z gminy, to i tak zawsze nas przegłosują. Przepadniemy. Uważam, że nie powinno być połączenia, powinniśmy współpracować.
- Pójdzie pani w niedzielę na referendum?
- Oczywiście! I zachęcam wszystkich do głosowania! Niezależnie od tego jakie mają zdanie na temat połączenia. Szanuję osoby mające inne poglądy. Jeszcze raz apeluję: Szanowni Mieszkańcy, weźcie udział w referendum!
- Dziękuję.
Jestem na TAK!
- I jak tam?
Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry: - Świetnie! A o co chodzi?
- A o co może chodzić na dwa dni przed referendum?
- Tam myślałem. O połączenie miasta z gminą?!
- Brawo! Zgadł pan. To gorący temat wielu rozmów i sporów. Zwłaszcza w gminie.
- Tak. To mnie trochę martwi. Są one za gorące. Powstają rowy pomiędzy ludźmi. I to nie pomiędzy miastem a gminą, ale w samej gminie. Przeciwnicy połączenia zaczęli je kopać, dzieląc mieszkańców na tych, według nich lepszych – czyli będących przeciw połączeniu, i na tych gorszych – czyli będących za połączeniem. Jedni mają prawo zabierać głos, inni nie. Dlaczego? Ja tego nie rozumiem. Każdy ma się prawo wypowiedzieć, nawet jeżeli jego poglądy się nam nie podobają. Nie można kogoś za nie nachodzić, umieszczać na ulotkach czy, jak w przypadku pana Mariusza Rosika, zwalniać z funkcji wiceprzewodniczącego rady. Opowiedział się za połączeniem, to go wywalili.
- Jednak większości radnych nie udało się panu przekonać do połączenia. Pani Antoniny Ambrożewicz-Sawczuk również.
- Z panią Antoniną Ambrożewicz-Sawczuk przynajmniej można było rozmawiać. Przychodziła, dyskutowała, czasami przerywała. Coś chciała osiągnąć. Żałuję, że nie udało mi się jej przekonać. Inni radni nawet nie dali mi takiej szansy. O to mam żal do wójta Mariusza Zalewskiego. Byłem bardzo otwarty na dyskusję, ale on jej nie chciał. Nie przedstawiał własnych propozycji rozwiązań. A przecież na samym początku mówił, że powinniśmy przedstawić ofertę mieszkańcom. Jak ją przedstawiłem, to tylko ją krytykował. Spodziewałem się twardych negocjacji. W imieniu mieszkańców. W końcu jesteśmy po to, by ich reprezentować i działać dla ich dobra. A tu jest tylko twarda obrona własnych pozycji. To nie posuwa spraw do przodu.
- Wciąż jest sporo obaw…
- Znam je. Czasami to wygląda tak, że muszę przekonywać, że nie jestem wielbłądem. Na przykład podatki. Do tej pory jedne były mniejsze w mieście, inne w gminie. Zaproponowałem, by po połączeniu zejść do tych niższych. W mieście radni już to przegłosowali. Od stycznia podatki w mieście będą niższe. Zyskają mieszkańcy.
- Oponenci pytają jednak: na jak długo?
- Po pierwsze – a jaką mają pewność, że w gminie radni im tych podatków nie podniosą? Przecież robią to dwa razy częściej, niż w mieście, gdzie zawsze kończy się to awanturą. Po drugie, dotyczy to wszystkich spraw finansowych, będziemy jedną całością. Każda zmiana podatków, opłat i innych świadczeń będzie dotyczyć wszystkich. Nie ma tak, że coś zmienimy tylko w sołectwach, na osiedlach także.
- A gwarancje?
- Gwarancją są uchwały rady miasta i porozumienia zawarte np. z organizacjami pozarządowymi czy strażakami z OSP. Porozumienie paradyskie jest tego najlepszym przykładem. Zawarto je, bo mieliśmy wspólny interes – powstanie województwa lubuskiego. Na pewno na tym skorzystaliśmy. A przecież nie był to dokument umocowany prawnie z setkami odnośników, zastrzeżeniami, uwagami itd. Okazuje się, że można. Przecież nie po to rozpocząłem ten proces, żeby kogoś oszukiwać i robić oszczędności, nie dotrzymując obietnic.
- Właśnie. Po co nam połączenie?
- Krótkoterminowo. Żeby, jako większy organizm zyskać więcej pieniędzy z zewnątrz, które zainwestujemy w rozwój. Dzięki zgodnemu połączeniu zyskamy dodatkowe 100 mln zł i 100 mln zł trafi do sołectw. Ludzie sami zadecydują, np. które drogi trzeba za to wybudować. Nigdy nie mieli takiej szansy. W średniej perspektywie – stworzymy bardziej dynamiczny organizm, w którym będzie się lepiej żyło.
- A długoterminowo?
- Jestem nie tylko prezydentem, ale również ojcem. Mam dwóch synów. I tak jak każdy rodzic, chcę dla nich dobrze. Zrobię wszystko, żeby stąd nie musieli wyjeżdżać, bo gdzie indziej jest lepiej. Dlatego apeluję do mieszkańców gminy – niezależnie od tego, czy się ze mną zgadzacie, czy też nie, idźcie w niedzielę i zagłosujcie.
- Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski