Wielkie święto futbolu w Zielonej Górze
W ćwierćfinale Pucharu Polski Lechia przegrała na stadionie przy ulicy Sulechowskiej z Legią 0:3 (0:2). Bramki dla zwycięzców: Tomáš Pekhart w 9. min., Bartosz Kapustka w 43. min. i Carlitos w 71. min. Mecz oglądało pięć tysięcy widzów.
To była wielka nagroda
Sam awans naszego zespołu do ćwierćfinału, wyeliminowanie pierwszoligowego Podbeskidzia Bielsko-Biała oraz ekstraklasowych: Jagiellonii Białystok i Radomiaka Radom był już ogromnym wyczynem. Mecz z 15-krotnym mistrzem Polski i najsłynniejszą ekipą w naszym kraju stanowił wielką nagrodę za postawę w pucharze. Był też spotkaniem szczególnym, bo takiego rywala tu jeszcze nie było.
Nie zajmując się stroną organizacyjną takiego spotkania, bo o przygotowaniach do niego pisaliśmy wielokrotnie, biorąc pod uwagę siłę zespołów i umiejętności piłkarskie, Legia była absolutnym faworytem. Dodatkowo warszawianie grają już w lidze od końca stycznia, a zielonogórzanie dopiero zaczną wiosnę w sobotę, całą zimę trenowali na sztucznej murawie, wchodząc na trawę dopiero w ostatnich dniach.
Nasi spięci i jakby wystraszeni
Trener Andrzej Sawicki podkreślał, że bardzo ważne będzie mentalne podejście jego podopiecznych. Jeśli nie wyjdą na boisko z drżeniem nóg, nie stracą szybko bramki, w miarę upływu czasu opadną z nich emocje i to jest szansa, by Legia nie miała tutaj łatwo.
Niestety, wszystkie obawy szkoleniowca się sprawdziły. Nasi byli spięci, zdenerwowani, wystraszeni. No i szybko stracili gola.
- Pierwsza bramka strzelona piętą przez Pekharta już na samym początku - mówił trener Sawicki. - To nie powinno się zdarzyć. Legia była oczywiście lepszym zespołem i zasłużenie wygrała. Mieliśmy mentalny problem z udźwignięciem odpowiedzialności. Widziałem to już na rozgrzewce. Miałem jednak nadzieję, że ta nerwówka ustąpi, będziemy z upływem czasu odważniejsi i uwierzymy w siebie. W pierwszej połowie to nam się nie udało. Wejście w drugą było znacznie lepsze, byliśmy odważniejsi. Niemniej jednak rywal i stawka trochę nas przytłoczyli. Szkoda, bo mogliśmy dać trochę radości naszym kibicom i strzelić choćby honorową bramkę. Gratuluję zespołowi postawy w tej edycji pucharu, bo to jest przecież rzecz niesamowita.
Niemiecki trener Legii Kosta Runjaić mówił, że przed meczem oglądali oba pucharowe występy Lechii i mieli wiedzę, w jakiej lidze występuje i jaką lokatę w niej zajmuje. - Doceniam, w jaki sposób Lechia grała z nami - powiedział. - Z odwagą i intensywnością. Życzę naszym dzisiejszym rywalom jak najlepiej w rozgrywkach ligowych. Mieliśmy swój pomysł na to spotkanie i go zrealizowaliśmy. Z dobrym balastem między defensywą a ofensywą, z długimi podaniami. Oczywiście nie każde z nich dochodziło do partnerów, ale utrzymywaliśmy cały czas kontrolę nad spotkaniem.
Tyle obaj trenerzy. Piłkarze Lechii podkreślali, że Legia była lepsza, ale wszyscy mówili jak fajną sprawą była gra w Pucharze Polski, wyeliminowanie trzech silniejszych rywali i walka z wielokrotnym mistrzem Polski, Legią. - Możemy zejść z boiska dumni z siebie, bo stworzyliśmy historię - podsumował Kacper Zając. - Jestem dumny z zespołu i cieszę się tą przygodą.
Zielonogórscy kibice, poza żalem, że nie udało nam się strzelić honorowej bramki, też mogli być zadowoleni. Mieli okazję oglądać na żywo zespoły, które zazwyczaj nie pojawiają się w naszym mieście. Mogli poczuć choćby na chwilę trochę większy futbol niż trzecioligowy. Lechii mimo porażki należą się więc wielkie brawa.
Teraz czas na ligę
Teraz trzeba wrócić do codzienności, czyli do trzeciej ligi. Już w sobotę nasz zespół czeka trudne otwarcie piłkarskiej wiosny. Gramy w Bielsku-Białej z Rekordem. To trzeci zespół w tabeli, mający tylko pięć punktów straty do lidera Rakowa II Częstochowa. Z kolei Lechia traci do Rekordu też tylko pięć punktów, a przecież mamy jeszcze mecz zaległy. Tak więc mecz z Rekordem, to pojedynek zespołów z czuba tabeli. Liczymy na mocne otwarcie zielonogórzan i czekamy na dobre wieści z Bielska-Białej.
(af)