Koszykówka. Dobrze, że to wszystko tak się skończyło
W dobie bardzo popularnych w serwisach streamingowych seriali o różnych drużynach sportowych, przypadek Enei Stelmetu Zastalu to gotowy materiał na przynajmniej kilkanaście odcinków. Ze zwrotami akcji, potężnymi turbulencjami organizacyjnymi, nawet widmem wycofania drużyny… Wreszcie z udanym finiszem, który pozwolił zatrzymać przedostatnie miejsce w tabeli kosztem Muszynianki Domelo Sokoła Łańcut, a tym samym utrzymać się w gronie najlepszych. A to wszystko podlane polityką, której nie tylko w ostatnim sezonie było dużo. Pewnie za dużo.
Po długich tygodniach milczenia rok temu Zastal ogłosił nazwisko trenera. Trudnej misji podjął się David Dedek. Znany dobrze z pracy w Polsce nie dotrwał do końca na tym stanowisku. Wieść gminna niosła, że stracił szatnię. Zastąpił go pod koniec lutego dotychczasowy asystent Virginijus Sirvydis. Znamienne było to, że Dedek miesiąc wcześniej noszony był niemalże na rękach - za wyrwaną w hali CRS wygraną z Sokołem Łańcut w dniu swoich urodzin i za zaangażowanie w sprawy natury finansowej i organizacyjnej.
Zmian było oczywiście więcej. Wspomniany okres ciszy w wakacje Zastal spuentował w sierpniu pozyskaniem Geoffreya Groselle’a. To był głośny powrót Amerykanina z polskim paszportem do Zielonej Góry, który po słabszym pobycie m.in. w Legii Warszawa przyszedł się odbudować w Zastalu. I był chyba największym wygranym tego sezonu (wciąż trwającego, bo Trefl gra w play-offach), bo kontrakt pozwalał zamożniejszym na wyciągnięcie go z Zielonej Góry. Tak też się stało, co było dowodem na to, że proces odbudowy przebiegał więcej niż dobrze i Groselle trwający sezon kończy w Sopocie. Tej wyrwy pod koszem nie udało się zasypać. Zastal był najsłabszym zespołem w Orlen Basket Lidze pod względem zbiórek.
Ale im bardziej w oczy zaglądało widmo degradacji - co jeszcze niedawno wydawało się niewiarygodne dla przyzwyczajonej do medali zielonogórskiej społeczności - tym liczniej gromadzili się na trybunach hali CRS kibice. Mecze m.in. z Tauronem GTK Gliwice czy Krajową Grupą Spożywczą Arką Gdynia gromadziły mniej więcej trzytysięczne widownie. Wiele klubów w OBL nie ma tak pojemnych hal, nie mówiąc już o takiej frekwencji.
Pięciokrotny mistrz Polski zostaje w gronie najlepszych i teraz przed organizacją zadanie dalszego uzdrawiania sytuacji finansowej klubu, ale także budowanie fundamentów sportowych, by drużyna za rok nie musiała drżeć o to samo. - Mamy dużo spotkań, dużo rozmów, które są obiecujące. Wiele osób chce pomóc. To, że się utrzymaliśmy ułatwi nam i rozmowy, i współpracę z wieloma osobami. Koszykówka jest ważna w Zielonej Górze – mówi Katarzyna Marciniak, prezeska zielonogórskiego klubu, która jest w organizacji od kilkunastu lat, ale dopiero od kilku tygodni na nowym stanowisku. To było pokłosie zmian właścicielskich i w radzie nadzorczej. Najgłośniejszą z nich była rezygnacja wieloletniego większościowego udziałowca Janusza Jasińskiego. Rzeczywistość powyborcza będzie już na nowo definiować kształt rady nadzorczej.
Pierwszą odkrytą kartą dotyczącą sportowego życia klubu było przedłużenie kontraktu z Virgnijusem Sirvydisem. Litewski trener po swojemu będzie budował nowy skład zespołu. - Myślę, że drużyna się zmieni, choć nie jestem w stanie jeszcze powiedzieć jak bardzo - dodaje K. Marciniak.
8 - tyle meczów wygrał w tym sezonie Enea Stelmet Zastal. Tylko trzy zwycięstwa odniósł w hali CRS.
15 - tyle punktów średnio rzucał dla zielonogórzan Darious Hall. To największa indywidualna zdobycz.
3041 - tylu kibiców obejrzało mecz z Tauronem GTK Gliwice. To rekord frekwencji w CRS w tym roku.
(mk)