Paradyż to dobry przykład
- Warto było?
- Czesław Fiedorowicz, w 1988 r. poseł Unii Wolności, dzisiaj radny sejmiku województwa: - Absolutnie było warto. Ja podchodzę do tego bardzo osobiście. Moi rodzice pochodzą z Kresów. Przez lata mieszkali w woj. zielonogórskim, z którym czuli się związani. Nagle usłyszeli, że ta wspólnota ma być poszatkowana. Mama mówiła, że przecież nigdy w życiu nie była we Wrocławiu i czemu teraz mamy tam trafić, skoro Wrocław nigdy się nami nie interesował? Trzeba było walczyć o nasz region.
- Pamiętam. Ostro pan walczył. Za karę wyrzucili pana z klubu parlamentarnego Unii Wolności.
- Nie wyrzucili. Co prawda chciał tego Leszek Balcerowicz, ale koledzy się nie zgodzili. Pamiętali, że zawsze optowałem za woj. lubuskim i przedstawiałem argumenty. Nikt moich poglądów nie negował. Natomiast wyrzucili Janka Rulewskiego.
- Czyżby mnie pamięć zawodziła?
- Nie zawodzi. Głosowałem za powstaniem naszego województwa wbrew zdaniu kierownictwa Unii Wolności. Byłem na dywaniku u Buzka. Nie wyrzucili mnie z klubu, ale z nadzwyczajnej komisji ds. reformy administracyjnej.
- Warto było?
- Powiem jeszcze raz – absolutnie warto było. Wtedy obserwowałem jakie zmiany zachodzą w Niemczech, na terenach byłej NRD. To dobry przykład jak taki regionalny samorząd może napędzać rozwój. Wiedziałem, że jeżeli będziemy mieli swoje ośrodki decyzyjne, to będziemy dobrymi gospodarzami. I z perspektywy 15 lat widać, że osiągnęliśmy bardzo dużo. Przecież Zielona Góra jest dla wielu znakomitym przykładem rozwiązań komunikacyjnych. Mamy uniwersytet. Bez własnego województwa byłoby trudniej to osiągnąć. Nie byłoby rozwoju. Wiem to, bo moja siostra mieszka w Jeleniej Górze. Widać jak to miasto straciło. A my zyskaliśmy. I miasto, i okoliczne gminy. To prosta zależność. To jest również kwestia elit, które koncentrują się w ośrodkach administracyjnych. Taki ośrodek to korzyść nie tylko dla samego miasta i województwa, ale również najbliższego otoczenia. Istnienie województwa zwiększa rolę Zielonej Góry, a to bezpośrednio przekłada się na zamożność gminy Zielona Góra.
- Umowa Paradyska może być dobrym przykładem dla łączenia miasta z gminą?
- Porozumienie paradyskie jest oczywistym dowodem, że porozumienia polityczne można dotrzymywać. Co do kluczowych zasad, dotrzymaliśmy umowy. Została zrealizowana co do joty. Uzyskaliśmy konsensus i połączyliśmy dwa województwa.
- Jednak często słychać spory zielonogórsko-gorzowskie.
- Nie znam regionu, gdzie by ich nie było. Jeżeli chcemy się rozwijać, to musimy się różnić. To naturalne. Nie należy z tym jedynie przesadzać.
- Co pan sądzi o połączeniu miasta z gminą?
- To trend europejski. Widać to np. w Brandenburgii, gdzie masowo łączy się gminy. Polska też staje przed procesem zmian samorządowych. Proszę popatrzeć na pewien paradoks funkcjonujący w naszym województwie. Nie ma przecież gminy Gorzów. Nie ma tam tzw. gmin obwarzankowych. A na południu mamy takie zestawienia: miasto i gmina wiejska. Zielona Góra – jedna para, Gubin – druga, Nowa Sól, Żary – kolejne.
- Rzeczywiście tak jest.
- To proszę mi odpowiedzieć, czy mieszkańcy okolic Kostrzyna czy Międzyrzecza mają się czuć pokrzywdzeni, bo mieszkają w jednej gminie z miastem? A mieszkańcy gminy wiejskiej Gubin czują się szczególnie docenieni? Taki podział nie jest normą. Trzeba szanować władze miasta, że w taki demokratyczny sposób wychodzą z tą propozycją. Z taką ofertą dla mieszkańców. Jestem przekonany, że to dobre rozwiązanie dla nas wszystkich.
- Czyli duży może więcej?
- Tak. Kiedy zakładaliśmy euroregion, to samorządowcy garnęli się do niego, bo mieli świadomość, że duży organizm może więcej. To jest korzystne.
- Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski