Musimy zmieniać miasto i gminę
- Mówią o panu: najlepszy menedżer wśród filozofów i najlepszy filozof wśród menedżerów. To miła pochwała, ale po co w biznesie filozofia?
Zbigniew Paruszewski, dyrektor zarządzający zielonogórskiej spółki Lumel, twórca i wieloletni szef nowosolskiej spółki GEDIA:- Gdy się podejmuje decyzje dotyczące ogromnych kwot, łatwo o niszczący stres i kosztowne błędy. Kontemplacja ułatwia koncentrację i oliwi szare komórki.
- Hinduski właściciel Lumelu prezentuje podobne podejście do biznesu?
- Obaj uważamy, że problemy trzeba rozpoznawać z dużym wyprzedzeniem czasowym. I im większy mamy problem, tym więcej czasu musimy poświęcić na jego dogłębną analizę, aby potem pozwolić sobie na pozornie powolne działanie. Czyli przyświeca nam to samo filozoficzne zawołanie: śpiesz się powoli!
- Czy coraz szybsze wysysanie wszystkich żywotnych sił z Zielonej Góry i okolic nie zmusza nas jednak do pośpiechu?
- Mieszkańcy peryferii w poszukiwaniu pracy zawsze jadą tam, gdzie praca jest, czyli do wielkich miast. W naszym przypadku: do Berlina, Wrocławia, Poznania.
- I nic nie możemy poradzić na ten niszczący nas mechanizm?
- Możemy, inaczej musiałbym przyznać, że przez moje słowa przemawia fatalizm. A ja jestem wrogiem bezradności, za którą kryje się przekonanie, że to inni decydują o mym losie. W tym sensie jestem Europejczykiem, który ma w genach zdolność do dynamicznego działania.
- Czy połączenie gminy wiejskiej i miejskiej postawi tamę marginalizacji Zielonej Góry?
- Marginalizacja byłego województwa zielonogórskiego jest jednym z najpoważniejszych wyzwań stojących przed całą społecznością regionu. Dlatego połączenie miasta i gminy postrzegam jako sposób przeciwdziałania fatalizmowi wpisanemu w bierne przyglądanie się rozwojowi wypadków. Bo jeśli brak atrakcyjnej pracy jest dziś główną siłą zmuszającą młodych ludzi do ucieczki z naszego regionu, to trzeba szukać odpowiedzi na pytanie – jak ograniczyć falę emigracji.
- No właśnie, jak?
- Niewidzialna ręka rynku, sama z siebie, nie wykreuje nam miejsc pracy. Tu potrzebna będzie publiczna interwencja miejskiej kasy. Byle mądra, czyli skierowana w te obszary lokalnej gospodarki, które mają szansę rozwoju. Oczywiście, natychmiast pojawia się pytanie: skąd wziąć pieniądze na te kosztowne interwencje. Otóż połączenie obu zielonogórskich gmin może być skutecznym sposobem na wielokrotne zwiększenie możliwości miejskiej kasy, choćby poprzez większe możliwości pozyskiwania pieniędzy z programów unijnych.
- Problem tylko w tym, na co wydamy te większe pieniądze…
- Skoro nie możemy liczyć na szybkie inwestycje dużych zagranicznych firm, to musimy szukać własnych źródeł rozwoju. Już dziś powinniśmy rozpocząć przegląd zielonogórskich firm, by zdobyć wiedzę, dlaczego nie działają na globalnym rynku? Co zawodzi: kiepskie produkty i usługi? A może nasze firmy nie mają dostępu do sprawnych sieci dystrybucji i sprzedaży? A skoro nie mają, to może trzeba im pomóc w stworzeniu własnych sieci.
- I kto miałby decydować o wyborze adresatów takiej pomocy?
- Na miejskiej władzy zawsze będzie spoczywał obowiązek podejmowania trudnych decyzji. Od tego jest władzą. Ale pod jednym warunkiem, najpierw musi dokładnie rozpoznać problem, rozebrać go na czynniki proste, a potem zaplanować krok po kroku: co robimy, kiedy, z kim, jak, za ile itd. Bez odpowiedzi na te pytania na pewno przegramy wyścig z marginalizacją. Będziemy musieli na wiele długich lat pogodzić się z podrzędnym statusem peryferii Europy.
- A jak poradzić sobie z nieufnością gminnych elit?
- Tylko prawdziwa wspólnota losu może odegrać rolę fundamentu połączenia. Jeśli gminni urzędnicy i politycy nie dostrzegą w połączeniu szansy dla siebie, będą sabotowali nie tyle samą ideę, ile jej praktyczne wykonanie. Znajdą na to tysiące sposobów.
- Gdyby był pan prezydentem Zielonej Góry, co by pan powiedział gminnym radnym i wójtowi?
- Przypomniałbym im smutny los fabryki FSO. Otóż część załogi i managmentu tej fabryki opierała się zmianom tak długo, aż doszło do upadku. Dla własnego dobra, by przetrwać, musimy umieć wyjść poza ochronny kokon egoizmu, który nas namawia, by nic nie zmieniać.
- Dziękuję.
Piotr Maksymczak