Ten podział to fikcja. Ludzie już dawno zatarli granice
MIESZKAŁEM W… DRZONKOWIE, PRACUJĘ W ZIELONEJ GÓRZE
- Swój gabinet ma pan w samym centrum Zielonej Góry, z pięknym widokiem na deptak i Bachusa. A mieszka pan w Drzonkowie…
Ryszard Szcząchor, właściciel Centrum Medycznego Aldemed: - Mieszkałem. Przez kilka lat. Kupiłem tam dom. Teraz wróciłem do miasta. Jednak w zasadzie nigdy się z niego nie wyprowadzałem. Nigdy nie byłem zameldowany w gminie.
- Dlaczego?
- Bo zawsze czułem się zielonogórzaninem i postanowiłem, że zamelduję się tam dopiero, kiedy to będzie miasto Zielona Góra, dzielnica Drzonków. Ja jestem wielkim zwolennikiem połączenia. Od lat. Sadzę, że gdyby wójtem nie przestał być Eugeniusz Uglik, to dzisiaj połączenie mielibyśmy już za sobą. Bylibyśmy dużym miastem z większymi możliwościami. Dobrze, że ten projekt teraz wrócił. Przecież my, mieszkańcy, od dawna jesteśmy w jednym organizmie. Widać to nawet w mojej firmie.
- Pan prowadzi największą w mieście prywatną przychodnię.
- Aldemed to jedna z największych prywatnych placówek służby zdrowia w kraju. To nie tylko przychodnia przy al. Niepodległości i Towarowej, ale również specjalistyczne gabinety, laboratoria i szpital z bardzo dobrze wyposażonym blokiem operacyjnym. Zatrudniamy ponad 230 osób. Dziennie udzielamy 1.500-1.800 porad. Do naszych lekarzy rodzinnych zapisanych jest ponad 25 tys. osób. Nie tylko z miasta. Również z gminy. Często się dziwię, że mieszkańcy odległych wsi zapisują się do lekarza właśnie u nas. Gdy o to pytam, w odpowiedzi słyszę, że tak jest im wygodniej. Pracują w mieście, tutaj wożą dzieci do przedszkoli i szkół, spędzają dużą część życia. A mieszkają na wsi, w pięknej okolicy.
- Dlatego uważa pan, że ten podział administracyjny to fikcja?
- Tak. On nie jest potrzebny mieszkańcom, bo oni już te granice zatarli. Podział jest potrzebny wójtowi, radnym, urzędnikom. Ja ich nawet rozumiem, bo walczą o swoje stanowiska. Tylko czy z takiego powodu powinniśmy utrzymywać sztuczne podziały administracyjne? Oni będą wciąż mnożyć pytania i problemy. Przez to rozwijamy się wolniej. W interesie nas wszystkich, mieszkańców, jest duże, silne miasto. Większe i ważniejsze od drugiego współgospodarza województwa, z północy. Od Gorzowa. Bo to daje lepszą pozycję i większy wpływ na rozwój całego południa województwa. Po połączeniu, kolejnym krokiem powinno być intensywne rozwijanie Lubuskiego Trójmiasta. To obserwujemy w kraju – im większe miasto, tym bardziej przyciąga kolejnych mieszkańców, firmy i inwestorów. Marzy mi się duża Zielona Góra z… wydziałem lekarskim na uniwersytecie. Lepiej rozwiniętą służbą zdrowia, lepiej zaspokojonymi aspiracjami mieszkańców. W służbie zdrowia wciąż brakuje nam lekarzy specjalistów. Sam bym zatrudnił kilkunastu.
- Czuje się pan człowiekiem sukcesu?
- Jestem spełnionym człowiekiem. W 1975 roku skończyłem Wojskową Akademię Medyczną. Rok później, jako podporucznik, trafiłem do Krosna Odrzańskiego. Z jedną walizką w garści i wojskowymi butami przewieszonymi przez ramię. Nic więcej nie miałem. Od 35 lat jestem związany z Zieloną Górą. Jako jeden z pierwszych stworzyłem dużą, prywatną firmę zajmującą się ochroną zdrowia. Jestem z niej dumny.
- Wierzy pan w połączenie miasta z gminą?
- Tak. Znam wielu ludzi myślących podobnie jak ja. Myślę, że powinniśmy zaapelować do osób mieszkających w gminie, ale w niej niezameldowanych. Jest ich sporo. Zameldujcie się w gminie na czas referendum i zagłosujcie za połączeniem! Wtedy nie będzie takiej wpadki, jak w Warszawie, że frekwencja była za niska. W każdym z nas drzemie lokalny patriota. Trzeba wyjść, jak ja to sobie określiłem, poza zasięg tylko własnej ręki. Na połączeniu zyskamy. Wszyscy.
- Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski