Szop w Lubuskiem? Coraz go więcej i więcej
- Nie jest, bo szop pracz, z wyglądu sympatyczny i ciepło kojarzony, zagraża naszej bioróżnorodności. Najbardziej ptakom, bo wyjada z ich gniazd i dziupli jaja i pisklęta, również młodym zającom, tzw. marczakom. Szop nie ma u nas żadnych wrogów naturalnych, nawet wilki nie są mu groźne, bo spryciarz umyka przed nimi na drzewa. Sprawnie się po nich wspina, potrafi też pływać i jest wszystkożerny. To sprawia, że rozmnaża się i rozprzestrzenia bez przeszkód. W Ameryce, z której pochodzi, jest głównym szkodnikiem na fermach drobiu, bo sprawnymi łapkami otwiera sobie klatki. W Niemczech wyjada jaja i pisklęta w koloniach kormorana i czapli siwej, gwałtownie je zmniejszając. Stołówkę znalazł sobie w parku narodowym „Ujście Warty”, w którym duże pieniądze są wydawane na koszenie traw, by ptaki siewkowate mogły zakładać w nich gniazda - charakteryzuje „słodziaka” prof. Leszek Jerzak, dyrektor Instytutu Nauk Biologicznych UZ.
Kwestia czasu
Gdzie pojawia się szop-bandyta, pozostałe zwierzęta mogą mieć kłopoty. W Lubuskiem na razie żyje w lasach, szczególnie na terenach położonych w rzecznych dolinach. Z gniazda porwie pisklę, w rzece złowi rybę, w trzcinach przetrwa na pokarmie roślinnym. - Gdy zorientuje się, że u nas też są drobiowe fermy, zaczną się następne kłopoty. A to tylko kwestia czasu - przewiduje biolog. I dodaje: - W przyrodzie na wytworzenie nowego gatunku potrzeba milionów lat, krocie wydajemy dziś na powstrzymanie spadku liczebności tych rodzimych gatunków, a może się tak kiedyś stać, że zostanie nam tylko sympatycznie wyglądający szop pracz, a pozostałe, zwłaszcza zagrożone gatunki wyginą.
Strachy na Lachy? Amerykańskiego ssaka do Europy dawno temu sprowadzili miłośnicy czapek z futra. Z Brandenburgii i Hesji, gdzie znajdują się wielkie skupiska tych zwierząt, szop siecią rzek i pojezierzy prze w głąb Polski poprzez zachodnie województwa, w tym lubuskie. Pierwsze osobniki odnotowano tu w latach 50. XX w. - Dziś myśliwi potwierdzają, że w nocy przez noktowizory obserwują skupiska całych rodzin na drzewach - mówi prof. Jerzak.
Grozi nam szoping?
Podobno. I nie mylić go z radosnym spędzaniem czasu na zakupach (shopping). W Europie dostrzeżono problem. I by przyhamować inwazję szopa, Unia Europejska wpisała go na listę gatunków inwazyjnych (podobnie jak Polska), jednocześnie wydając dyrektywę o kontroli jego liczebności.
- A to oznacza to, czego nikt głośno nie chce powiedzieć - konkluduje naukowiec.
Próbowano różnych metod - kastrowania i łapania zwierząt w dobrze zabezpieczone klatki. Na próżno, bo co - dajmy na to - robić z nimi w klatkach? Na niedawnym seminarium pn. „Szop pracz - gatunek inwazyjny”, które odbyło się na Uniwersytecie Zielonogórskim, gość z Poczdamu przyznał, że w Brandenburgii rocznie odstrzeliwuje się około 30 tys. szopów.
- I szczerze mówiąc, innej metody nie widzę. Jedyną organizacją, która w Polsce może kontrolować liczebność tego gatunku, jest PZŁ - mówi L. Jerzak. - Szkoda, że człowiek nie zostawił szopa w Ameryce, w jego naturalnym środowisku.
(el)